środa, 9 lipca 2014

Rozdział 8

Witam *wychyla się nieśmiało* może zacznę od małych wyjaśnień? Otóż zdałam sobie sprawę, że ostatni rozdział dodałam pod koniec marca i bardzo za to przepraszam. Oczywiście ósmy rozdział tworzył się cały czas, nie to, że porzucam bloga, czy coś, ale tworzył się ten rozdział i tworzył, w końcu zaginął gdzieś na moim czyszczonym komputerze i musiałam przepisywać połowę z zeszytów, a połowę dopisywać z pamięci. No i oczywiście koniec roku szkolnego, czyli czas poprawiać oceny, więc dzień za dniem kucie i kucie i kucie, więc automatycznie zero czasu na pisanie, czytanie, czy cokolwiek. Ale teraz biorę się za siebie i wszystko nadrabiam.
Ale obiecuję, że postaram się częściej tutaj wpadać

No i oczywiście witam powstałą z martwych, kochaną, najlepszą, genialną Szklankę Mleka za którą bardzo tęskniłam <3 Brakowało mi naszego hejtowania rozryczanej Elki xD już biegnę nadrabiać Twojego bloga :3

A co do komentarzy, to coś się dzieje i nie mogę na nie na razie odpisywać, ale postaram się to rozgryźć jak najszybciej.

No i jeszcze szybko i ogólnie uważam ten rozdział za lepszy od poprzedniego, ale ocenę pozostawiam Wam.


Enjoy! ;D
Rozdział poprawiony przez Yin Fortis, dziękuję.



  Rebecca przez kilka minut opierała się o drzwi. Nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo zażenowana daną sytuacją, nigdy wcześniej nie miała takiej olbrzymiej ochoty zapaść się pod ziemię. Po chwili rozległo się pukanie ze środka łazienki, dziewczyna niemal podskoczyła. Usłyszała rozbawiony głos:
–Rebecco? Mogę wyjść?
Zakryła usta dłonią i odsuwając się od drzwi, delikatnie zastukała w nie palcami. Łazienka otworzyła się i wyszedł z niej Matt. Mokre, blond włosy opadały niezdarnie na jego czoło, a roześmianym oczom towarzyszył szczery uśmiech. Mężczyzna był rozbawiony zaistniałą sytuacją. Zawstydzona dziewczyna spojrzała mu w oczy, lecz ułamek sekundy później spuściła wzrok. Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować. Miała wrażenie, że mogłaby jednocześnie płakać i się śmiać.
–Przepraszam… Powinnam była zapukać albo… coś…
Wyjąkała, a uśmiech blondyna zdawał się rosnąć wraz z jego rozbawieniem.
–Pierwszy raz nakrywasz kogoś na nocnym prysznicu?
Wiedział, że onieśmiela dziewczynę, która teraz krótko się zaśmiała.
–Wybacz…
Powiedziała już trochę pewniej.
–W porządku. Na twoim miejscu, zamiast zamykać drzwi, dołączyłbym do osoby pod prysznicem.
Obdarzył ją pięknym uśmiechem, który odwzajemniła i będąc już pewniejszą siebie, odpowiedziała, żartując:
–Może następnym razem… Chciałam tylko przemyć twarz, wiesz…
–Jasne. Pokażę ci, jak ustawić prysznic.
–Okej.
Oboje weszli do kabiny prysznicowej, a Matt zaczął szybko objaśniać Rebecce, co powinna nacisnąć, żeby ustawić temperaturę i ciśnienie wody. Kiedy blondyn zaczął się wycofywać, jego plecy trafiły na drzwiczki kabiny. Odwrócił się i chciał je otworzyć, kilkukrotnie.
–Zatrzasnęły się.
Mężczyzna wydobył komórkę z kieszeni dresów i w tym momencie prysznic uruchomił się. Natychmiast oboje poczuli na sobie zimny strumień wody. Dziewczyna pisnęła zaskoczona i spojrzała na trochę zirytowanego mężczyznę, który westchnął, narzekając, że sprzęt znowu się psuje. Ale kiedy spojrzał w oczy Rebeccki, oboje wybuchli śmiechem.
–Jakieś pomysły, jak się stąd wydostać?
Zapytał, patrząc na osiemnastolatkę, która tylko przecząco pokręciła głową. Po dwóch minutach oboje byli przemoknięci do suchej nitki.
–Wiesz… Mimo wszystko ten materiał niczego nie zasłania
Stwierdził, uśmiechając się, a dziewczyna niemal natychmiast odwróciła się do niego plecami.
To się nie dzieje… Pomyślała, krzyżując ręce na piersiach i wbijając wzrok w podłogę.

Uruchomił ścianę z mnóstwem telewizorów, jednocześnie włączając kamery umieszczone w całej bazie. Małe ekrany ukazały puste korytarze i pokoje. Podszedł powoli do odbiorników, zatrzymując wzrok na tym, który przedstawiał samą czerń.
Powinienem to sprawdzić… Pomyślał, lecz chwilę później rzuciło mu się w oczy pomieszczenie pełne książek. Powiedział, że oni ją mają… Czas porządnie przeszukać to miejsce. Odsunął się od telewizorów i chciał się odwrócić i wyjść, ale w ostatniej chwili zauważył małe, błotniste ślady na podłodze prowadzące do lekko uchylonych, stalowych drzwi. Poszedł tropem odcisków o niezidentyfikowanym kształcie i ostrożnie zajrzał do owego pomieszczenia. Jego serce zabiło szybciej, a oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczył na środku spiżarni olbrzymią postać pokrytą gęstym, czarnym futrem z wielkimi czerwonymi ślepiami i bliznami na pysku. Było to zwierzę o wielkich kłach, chodzące na czterech łapach o ostrych szponach. Przypominało ziemskiego wilka, ale było o wiele większe. Nagle olbrzymie oczy zwróciły się w jego stronę i nim zdążył zorientować się, co się dzieje, zwierze rzuciło się na niego, wbijając szpony w klatkę piersiową blondyna, powalając go i warcząc przy twarzy.
–Drepa hann.
Usłyszał mroczny, głęboki i wściekły głos wydający na niego wyrok śmierci. Potwór bez wahania zbliżył ostre kły do gardła mężczyzny, który spanikowanym i drżącym głosem niemal wykrzyczał:
–Panie, błagam, oszczędź mnie! Daj mi drugą szansę…
–Drugą szansę?
Zapytał zirytowany głos, po którego słowach rozległ się cichy, wściekły, ironiczny śmiech. Blondyn usłyszał lekkie kroki, ale jak dla niego były głośniejsze od warczenia potwora, którego olbrzymi pysk ciągle znajdował się przy jego szyi. Wysoka postać pochyliła się nad nim i wtedy szalejące ze strachu serce jasnowłosego młodzieńca podeszło mu do gardła. Mężczyzna zaczął mówić na pozór ironicznym, lecz tak naprawdę wściekłym i zawiedzionym głosem:
–Drugą szansę, powiadasz?
–To… To trudna misja, Panie…
Wydukał, nie patrząc w oczy mężczyzny, który powstrzymał potwora słowami:
–Bíddu Fenrir.
Kiedy olbrzymi wilk odsunął kły od skóry przerażonego Blondyna, mężczyzna wysyczał:
–Trudna misja? Trudną misją nazywasz zatrzymanie tutaj jednej, bezbronnej, słabej, śmiertelnej dziewczyny?! Podałem ci wszystko jak na tacy. A ty, zamiast wykorzystać tę sytuację, wszystko spieprzyłeś. I tak po prostu mam ci dać drugą szansę? Jaką mam gwarancję, że tym razem dasz radę? Jaką mam gwarancję, że znowu mnie nie zawiedziesz? Jaką?!
Blond chłopak, pomimo ścisku w gardle, wiedział, że musi odpowiedzieć:
–Przysięgam… Na moje życie, Panie.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo i, podnosząc się, odpowiedział całkiem spokojnym głosem:
–Dobrze...
–Dziękuję, Panie.
–…bo to już przyrzekłeś ostatnio. Drepa.
Mroczna postać wydała wyrok na Blondyna, a monstrualna bestia bez wahania wykonała rozkaz i zacisnęła szczęki na gardle przerażonego mężczyzny.
–Nawet nie zdążył krzyknąć… Szkoda.
Czarnowłosy mężczyzna skierował się w stronę wyjścia z podziemnego pomieszczenia, ale kątem oka dostrzegł na ścianie z monitorami jeden czarny ekran. Sprawdził numer kamery i miejsce, w którym powinna się znajdować, po czym opuścił bunkier i udał się do bazy wojskowej.
Wszystko zawsze muszę robić sam. Jak jeden tępy niewolnik, który jeszcze do tego był pieprzonym żołnierzem, nie potrafi wykonać prostego rozkazu, to wszystko się sypie. Gratuluję idealnego wyboru, geniuszu. Lepszych ludzi nie dało się zatrudnić do brudnej roboty.
Otworzył drzwi pokoju, w którym miała znajdować się kamera o zarejestrowanym czarnym obrazie. Jego oczom ukazało się małe, przytulne pomieszczenie z wszechobecnym bałaganem, czyli porozrzucanymi po podłodze, łóżku i krzesłach ubraniami, książkami poniewierającymi się na każdym kroku i różnymi torbami, plecakami. Westchnął, kręcąc głową, patrząc na ten jakby znajomy, ale rozczarowujący widok.
Czyli tak wygląda pokój naszej poszukiwanej. Rozejrzał się po kątach, przy suficie w jednym z nich tkwiła stara kamera, a na niej wisiał jakiś mały, cienki, ciemny kawałek materiału. Wszedł do pokoju, nie zamykając za sobą drzwi i podszedł do urządzenia.
Czy to są… Nie…
Sięgnął po materiał, po czym ściskając go w dłoni, przystawił do nosa i mocno się zaciągnął. Uśmiechnął się i stwierdzając, że to jednak stringi należące do kobiety, której szuka, schował je do kieszeni spodni i opuścił bazę wojskową.


Przez całą noc kierowała się w głąb kontynentu. Była sama, choć proponowano jej eskortę odmówiła. Wiedziała, że na miejscu czekają na nią osoby, które zapewniły jej bezpieczną drogę. Zatrzymała się na małej stacji benzynowej. Ciągle było ciemno, ale gwiazdy zniknęły z nieba, dając znak, że niedługo będzie świtać.
Stacja benzynowa znajdowała się pośrodku pustkowia. Otaczał ją sosnowy las, w którym panowała całkowita cisza. Kobieta wyszła z samochodu i zarzuciła na siebie ciepły sweter. Na dworze, pomimo braku wiatru, było chłodno, więc zatrzaskując za sobą drzwiczki, szybko weszła do budynku. Za ladą stała niska, tęga kobieta o krótkich, prostych, blond włosach. Nosiła okulary, miała lekko zadarty nos i wąskie usta. Samantha zamówiła dużą, waniliową latte, zapłaciła za nią i po otrzymaniu kawy wróciła do samochodu. Postawiła plastikowy kubek na desce rozdzielczej i zapięła pas. Zanim ruszyła ze stacji, sprawdziła, czy ktoś do niej nie dzwonił. Na wyświetlaczu telefonu zobaczyła dwa nieodczytane smsy. Jeden z nich był od Matt’a:
„Nie zgadniesz, z kim właśnie wziąłem prysznic :D”
Co za prostak… Pomyślała. Nie odpisała Matt’owi, ponieważ druga wiadomość została wysłana od osoby, do której jechała:
„Uważaj na drogę. Możesz mieć mały problem.”
„Jadę ostrożnie. Zobaczymy się na miejscu, Pani.” Napisała, po czym położyła komórkę na siedzeniu obok i upijając łyk waniliowej kawy, ruszyła w dalszą drogę. Kierowała się w stronę autostrady. Na ulicy, którą obecnie jechała, nie było żywej duszy. Na dworze ciągle było ciemno, choć niebo powoli się rozjaśniało, a Samantha przeżywała katorgę przejeżdżania po dziurawej, starej drodze otoczonej lasem.
Kilkaset metrów przed zjazdem na autostradę przyśpieszyła, biorąc kolejny łyk gorącej kawy. Czuła się pewnie na tej ostatniej prostej, więc dodała jeszcze więcej gazu i kiedy zostało jej trzysta metrów do zjazdu, nagle znikąd pojawiła się jakaś postać stojąca na środku drogi, idealnie naprzeciwko jej rozpędzonego samochodu. Z całej siły nacisnęła hamulec, ale było już za późno. Chwilę przed zderzeniem Samantha dostrzegła oświetloną światłami samochodu twarz osoby uparcie stojącej na drodze. Poziom jej paniki jeszcze bardziej wzrósł, a strach przeszył jej serce niczym strzała, utkwiwszy w niej tak głęboko, że nie była w stanie się poruszyć, żeby nie poczuć tego jakże wiarygodnego uczucia.
Samochód uderzył w tą postać, po czym, jakby zderzył się z innym pojazdem, zaczął koziołkować po drodze. Samantha czuła się jak w pralce. Raz przyciskało ją do dachu, raz siedziała normalnie i tak w kółko. W końcu zatrzymała się w samochodzie, który leżał kołami do góry w przydrożnym rowie. Wokół niej panowała idealna cisza. Samantha, próbując opanować oddech, zaczęła się zastanawiać, czy jej się nie przywidziało, lecz po chwili rozległ się odgłos czyichś lekkich, powolnych kroków.
Serce kobiety biło rekordy szybkości. Wszędzie poznałaby te kroki. Musiała słuchać ich przez całe życie i zawsze błagała w duchu, żeby tylko ich właściciel miał dobry humor. Jej oddech przyspieszył, kiedy dźwięk ustał tuż przy jej samochodzie. Po chwili drzwiczki po stronie kierowcy zostały brutalnie wyrwane. Samantha krzyknęła zaskoczona, a w jej oczach pojawiły się łzy. Cała drżała ze strachu. Spojrzała w prawo, w stronę wyrwy. Wydawało jej się, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Zobaczyła parę zgrabnych nóg w ciemnych, skórzanych spodniach i czarnych butach. Dla niej czas się zatrzymał. Wstrzymała oddech, kiedy postać przykucnęła. Mężczyzna spojrzał na nią wzrokiem pełnym wściekłości i pogardy. Łzy, które gromadziły się w jej oczach, teraz zaczęły spływać po jej twarzy. Mężczyzna szybkim ruchem dłoni wyswobodził ją z pasa bezpieczeństwa.
–Niewolnicza szmata nawet tutaj? Spodziewałem się kogoś ważniejszego
Powiedział, po czym jego smukłe, długie palce zacisnęły się na jej szyi, gwałtownie wyciągając ją ze zniszczonego samochodu.
–Więc i ty sprzeciwiasz się Koronie?!
Wysyczał wściekle przez zaciśnięte zęby.
–Panie… Chcemy pomóc…
–Wyznaczyłem kogoś do tej roboty, a ty się wtrącasz! Mało ci upokorzenia i bólu? Mogę w każdej chwili zapewnić ci więcej wrażeń.
Samantha miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. Strach ją sparaliżował, nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
–Przepraszam, Panie
Wydukała, po czym mężczyzna puścił jej gardło.
Kobieta upadła na ziemię, kaszląc. Przez chwilę miała wrażenie, że ten niespodziewany przybysz pragnie jej natychmiastowej śmierci, lecz on łaknął informacji. Chciał przekonać się, czy była służka wyzna mu prawdę, czy jednak okłamie go z nadzieją, że uda jej się ujść z życiem.
–Po tych wszystkich latach pracy u mnie, obserwacji mojego nastroju i reakcji na głupotę otaczającego mnie społeczeństwa i ślepą nadzieję ludzi, liczę na samą prawdę.
–Kłamca nigdy nie będzie zasługiwał na prawdę, nawet od najgorszego śmiecia.
Mężczyzna, do tej pory przechodzący krótki dystans w tę i z powrotem, teraz zatrzymał się i obrzucił Samanthę pogardliwym, pełnym obrzydzenia i nienawiści spojrzeniem. Widziała też gniew w jego oczach i nie wytrzymując, spuściła wzrok. Lekko zirytowany czarnowłosy mężczyzna chciał przykucnąć naprzeciwko kobiety i zmusić ją, aby patrzyła mu w oczy, lecz po chwili zastanowienia stwierdził, że nie będzie zniżał się do poziomu ludzi jej pokroju. Obrócił się tylko twarzą do niej i mówił dalej:
–Dobrze wiesz, jak skończysz, jeżeli z twoich ust padnie choć jedno kłamstwo, więc lepiej dobrze pomyśl, zanim coś powiesz.
–Twoje groźby nic dla mnie nie znaczą
Odpowiedziała zdecydowanie, utrzymując pozory, że strach choć na chwilę ją opuścił. Lecz mężczyzna tylko zaśmiał się krótko, po czym odpowiedział całkiem poważnym tonem:
–To nie groźby, moja droga. Ja tylko wieszczę twoją przyszłość.
Uśmiechnął się szyderczo, a Samantha, nagle przypominając sobie dawne czasy, straciła resztki pewności siebie. Pamiętała, jak ją traktowano, zanim bardzo czarujący, miły i współczujący obywatel nie uwolnił jej spod jarzma tego tyrana. Pamiętała każdą oznakę niezadowolenia swojego Pana i to, że za każdym razem starała się nie wchodzić z nim w bezpośrednią konfrontację.
–Współpracuj, a kara za opuszczenie królestwa będzie łagodniejsza.
Mężczyzna nie należał do cierpliwych osób, więc jego wypowiedź, choć miała zabrzmieć litościwie, była pełna irytacji przeplatanej ze złością.
–Chcę usłyszeć samą prawdę, bez choćby jednego zająknienia. Masz mówić wszystko, co wiesz. Czy wyraziłem się jasno?
Kobieta pokiwała głową ze spuszczonym wzrokiem i gardłem ściśniętym przez zimne dłonie strachu, a mężczyzna uśmiechnął się szyderczo w reakcji na jej niemą odpowiedź.


Rebecca, ubrana w obcisłe jeansowe spodnie, czarną bokserkę i zarzucony na nią długi, cienki, jasnoszary sweterek z długim rękawem, siedziała przy kuchennym stole, wpatrując się w ostygłą kawę. Na chwilę odsunęła materiał, odsłaniając zgrabną rękę pokrytą ciemnymi, wypukłymi, żyłopodobnymi znamionami. Patrzyła na nie przez kilka sekund, po czym zaciągnęła sweter z powrotem. Nienawidziła patrzeć na te obrzydliwe, jak sądziła, oszpecające „żyły”, ponieważ, kiedy miała je przed oczyma, przypominała jej się sala przesłuchań i widok naprzeciwko niej. Cierpiący, zmęczony Homer. Jej najlepszy przyjaciel w stanie, w jakim nie sądziła, że kiedykolwiek go spotka. A następnym obrazem, któremu towarzyszył ból straty, była scena, w której kilku żołnierzy strzela do wykończonego, ale ciągle dumnego mulata.
Całe życie był cholernie dumny… Aż do końca. Zamrugała, odpędzając łzy, które wezbrały w jej oczach.
Pomyśl o czymś innym… Ponagliła sama siebie, żeby tylko się nie rozpłakać.
Jej myśli zajęła dziewczyna, która zaklinała się, że jest jej siostrą. Rebecca była święcie przekonana, że nie ma siostry ani innej rodziny. Wiedziała, że została adoptowana, ale nie pamiętała przez kogo, nie była w stanie wymienić nazwiska. W jej głowie krążyły wspomnienia różnych twarzy, dziwnie znajomych, ale jednocześnie obcych. No i głosy. Pojawiły się dopiero rano. Jeden z nich, głęboki i rozkazujący, na pewno należący do mężczyzny, wydawał przeróżne rozkazy i odliczał przebiegnięte kilometry. Inny głośny i piskliwy, kobiecy, a może nawet dziecięcy – ciągle na coś narzekał. Jak nie na to, że nie może się spotkać z przyjaciółmi, to na to, że zabrakło orzeszków ziemnych. Ten szczególny dźwięk był podobny do głosu tej dziewczyny, która podawała się za jej siostrę. Tylko wtedy był bardziej zrozpaczony i błagalny…
Reszta tylko coś pomrukiwała, bełkotała niezrozumiale albo śmiała się donośnie. Kojarzyła głosy i twarze, ale nie była w stanie ich ze sobą połączyć. To najbardziej ją frustrowało. Nie wiedziała, co się dzieje.
  Jej przemyślenia przerwał wysoki mężczyzna o blond włosach i idealnie wyrzeźbionym ciele wchodzący do kuchni. Wyglądał i brzmiał na zadowolonego.
–Dzień dobry, słońce.
–Dzień dobry
Odpowiedziała, zdobywając się na lekki uśmiech.
W jej głowie ciągle tkwiła scena z prysznicem. I kiedy tylko patrzyła w te jego piękne, niebieskozielone oczy, widziała w nich dobro, wesołość, czułość, ale również nutkę pewnego rodzaju szaleństwa. Nie była w stanie tylko powiedzieć czy pozytywnego, czy negatywnego. Upiła kolejny łyk kawy i akurat, kiedy Matt przysiadł się do niej, skierowała wzrok na swoje ręce. Może i były przykryte nieprześwitującym materiałem, ale to nie zmieniało faktu, że wiedziała, że ciągle ma na sobie te paskudne znamiona.
–Dobrze spałaś?
Usłyszała łagodny, kojący głos blondyna, po czym spojrzała mu w oczy.
-Całkiem dobrze. A ty?
–Całkiem dobrze.
Uśmiechnął się i puścił do niej oczko, przez co kąciki ust dziewczyny również się podniosły.
–Wiesz… Zastanawia mnie jedna sprawa...
Zaczęła trochę niepewnym tonem.
–Co takiego?
–Dlaczego to robisz?
–Co robię?
–Pozwalasz mi tu mieszkać… Troszczysz się…
–Ponieważ, moja droga, istnieją jeszcze ludzie, którzy lubią pomagać innym całkiem bezinteresownie.
Blondyn obdarzył ją pokrzepiającym uśmiechem i zamknął w swojej dużej, ciepłej dłoni jej dłoń, głaszcząc jej wierzch kciukiem. Rebeccę przeszedł przyjemny dreszcz, a Matt wymruczał:
–Robię to z największą przyjemnością, kruszyno.


Gdzie jest dziewczyna?
Zapytał po raz kolejny, trzymając Samanthę za włosy i przyglądając się jej opuchniętej i lekko zakrwawionej twarzy. Była służka cały czas odmawiała odpowiedzi.
–Sama mnie do tego zmuszasz. Jeżeli do tej pory nie zadziałały na ciebie moje uprzejme prośby, może to zadziała.
Przyciągnął ją do siebie, teraz obejmując ramieniem w talii, a drugą rękę wysunął przed siebie. Rozłożył dłoń tak, jakby czekał, aż ktoś mu coś wręczy. Samantha patrzyła na jego dużą dłoń o zgrabnych, chudych palcach.
Po chwili tuż nad jego skórą pojawił się ciemnozielony dym powoli i z gracją wznoszący się ku niebu. Nagle z dymu zaczęły formować się sylwetki ludzi. Kobieta poznała twarze swojego młodszego brata o smutnych oczach i wychudzonym ciele oraz siostry w jej wieku, która ze łzami w oczach przyciskała chłopca do siebie, jakby myślała, że zamykając w ramionach, mogła uchronić go od wszechobecnego zła.
–Bardzo kochasz pozostałości twojej biednej, małej rodziny, prawda?
Samantha przełknęła nerwowo ślinę, a jej serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Mężczyzna szeptał dalej:
–Bardzo za tobą tęsknią… Szkoda by było, gdyby cię już nigdy nie zobaczyli, prawda?
–Mogę za nich umrzeć w każdej chwili
Syknęła, nie odwracając wzroku od realistycznej iluzji.
–Wcale nie musisz
Odpowiedział z uśmiechem na ustach, a po chwili obraz tuż nad jego dłonią drastycznie się zmienił. Samantha ujrzała swojego brata na szubienicy, któremu wielkie ptaki wydziobywały oczy, a obok leżące bezwładnie nagie, sponiewierane, obdarte i okaleczone ciało siostry.
–Teraz będziesz współpracować? Pomyśl, co jest ważniejsze. Jedna, mała śmiertelniczka, czy…
Iluzja znów się zmieniła, teraz przedstawiając jej rodzeństwo śmiejące się i wylegujące na oświetlonej przez słońce łące.
–Szczęście twojej rodziny?
Samantha nawet nie zauważyła, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy i odruchowo wtuliła się w mężczyznę stojącego obok niej, po czym zaniosła się szlochem. Czarnowłosy mężczyzna wbrew pozorom przytulił ją do siebie i gładząc jej włosy, zapytał teraz już spokojnym głosem:
–Gdzie znajdę Rebeccę Cambrige?

7 komentarzy:

  1. Hej Lolu,
    Rozdział booooski *--* ubóstwiam go najbardziej z tych wszystkich dotychczasowych :3 nie wiem co w nim takiego jest... może fakt, że dużo się dzieje? A może to, że wreszcie mamy Loczka i Matta, który jest chodzącą perfekcją?
    Achh właśnie Loczek! Ja tu byłam w takim WIELKIM błędzie, że Loki to Pan Blondyn, a tu takie zasko... Z resztą może lepiej, jakoś blond Lokiś w trampkach to nie to :D
    Co dalej...
    "To się nie dzieje" mnie powaliło i uśmiechałam się do ekranu telefonu jak głupia *-------* z takim Mattem to ja chętnie :D
    Lokiś zły, Lokiś groźny, takiego Lokisia lubimy i chcemy go więcej ;3
    Biedna Samantha... musisz jakoś wytłumaczyć nam jej sytuację, bo szkoda jej... biedna :c
    No i oczywiście ciekawość czego nasz zły charakter może chcieć od Rebecci?
    I na tym kończę... wiem króciutko :C Ale to nic nie znaczy. Wiesz doskonale jak bardzo uwielbiam tego bloga :3 a ten rozdział jest boski :3
    Weny życzę Lolciu ;*
    Pozdrawiam,
    Embers

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw. Ha pierwsza! A myślałam, że mnie ktoś wyprzedzi :D ufff ;3

      Usuń
  2. Będę Hardcorem i nie będę się rozpisywać.Spoko jest spoko.Żadnych jak na razie scen które mnie zaciekawiły ale to zapewne tylko cisza przed burzą :)
    Pozdrawiam R.O.A.H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps.Pojawił się nowy rozdział zapraszam http://asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com

      Usuń
    2. Wiesz nie rozpisywanie się to tylko i wyłącznie lenistwo, a nie hardcor.
      Nie to że Cię obrażam czy coś, ale jestem chamska i napisze tak: przeczytaj swój rozdział i mój. Wtedy mów, gdzie się dzieje coś ciekawego.
      Lubię krytykę, ale krytyka a samouwielbienie i bycie egoistycznym to już coś innego... Mam wrażenie, że się wywyższasz. Po tym, jak wytknęłam Ci oczywiste błędy stwierdziłaś, że nie będziesz nic zmieniać, "tylko dla tego że komuś mucha zaczęła latać koło nosa". Czyli Twój blog jest najlepszy i bez błędów, wszyscy muszą pisać, jaka to wspaniale i idealnie piszesz.
      Bez urazy, ale takie mam wrażenie. No i jakby nie patrzeć to u mnie przynajmniej coś się dzieje. A nie, jak u Ciebie, gdzie akcja jest wartka, jak woda w zatkanym kiblu. Spójrz na swój " wytwór", gdzie jest błąd na błędzie, dużo zdań bez najmniejszego sensu i słownik ograniczony do "dziwki", a na inne blogi, które czytasz, nie tylko mój.
      Tyle na ten temat ode mnie. :)
      Pozdrawiam, chamska, znająca wartość swojej twórczości,
      Lou.

      Usuń
  3. Witaj :).
    Jestem na Twoim blogu pierwszy raz, zauważyłam go sama chadzając po innych blogach i co rzuciło mi się w oczy to Twoja szczerość. Więc postanowiłam zajrzeć na Twojego bloga i zobaczyć co się dzieje. Zaczęłam czytać od początku i naprawdę jestem pod wrażeniem. Masz ciekawy styl pisania (lektura jest przyjemna i z kolejnymi akapitami jest coraz ciekawiej), a błędów żadnych nie zauważyłam. Czułam się bardziej jakbym czytała książkę a nie opowiadanie w internecie. Podoba mi się szczególnie to, że tak szybko zaczęło się dużo dziać. Bardzo mi się podoba.
    Zdaję sobie sprawę, że nie jestem ideałem co do pisania i jeszcze sporo błędów robię, ale zawsze umiem docenić czyjąś pracę. Nie piszę tego żeby się przypochlebić, tylko widzę u kogo mogę sobie pozwolić na jaki komentarz. Nie potrzebna mi kłótnia w necie, więc staram się u większości złapać jakiś pozytywny aspekt, ale podziwiam, że Ty nie bawisz się w uprzejmości tylko mówisz jak jest, bardzo to cenię, ale czasami ta cecha może w życiu zaszkodzić. ;)
    To teraz co do treści opowiadania bo i tak już się rozpisałam. Co do przyjaciół głównej bohaterki to nie zyskali mojej sympatii. Może jedynie Homer, ale czytając miałam wrażenie, że jakoś mało przejęli się jej "śmiercią". Bo jak można być zazdrosnym o to, że ktoś przeżywa czyjąś śmierć, przeżywa żałobę i nie zajmuje się inną osobą. Dla mnie to nie pojęte. Ale coś czuję, że Homer to nie Homer. :P Też zastanawiam się co z tą siostrą. Jak ktoś przysypuje kogoś ziemią tam nie ma powietrza, więc nawet jak nie była martwa to powinna się udusić a nie wygrzebać spod ziemi. Chyba, że będzie mieć jakieś zdolności nadprzyrodzone. :P Co do Matt'a jest rozbrajający ale moim zdaniem Rebecca jest bardzo mało dociekliwa. Siedzi sobie w tym domu i nic się prawie nie interesuje dlaczego tam jest, co to wszystko znaczy, dlaczego była torturowana. Ja bym chyba zasypała ich wszystkich pytaniami.
    A teraz myślę, że nowy czarnowłosy osobnik to Loki. Jestem bardzo ciekawa po co mu Rebecca i jak wykreujesz jego postać.
    To chyba już wszystko co chciałam napisać i na pewno będę zaglądać na Twojego bloga, bo opowiadanie mnie zaciekawiło i to bardzo.
    Pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć,
    Długo tu nie wchodziłam. Dzisiaj postanowiłam zajrzeć, a tu patrzę mam do nadrobienia dwa rozdziały (ósmy, dziewiąty). Ehh, no co poradzić, jak tylko czytać wszystko po kolei.
    Widzę, że masz ostatnio wenę, tak trzymaj. Niestety mi jej brakuje...
    Może Ci tego nie mówiłam, a może tak, dobra nie ważne, ale w każdym razie czytając Twoje opowiadania czuję się jakbym czytała naprawdę dobrą książkę.
    Ogólnie jak tam idzie Ci praca nad Cornerem i życiorysem (sama wiesz kogo)?
    Nie przeciągając dłużej mojej gadki, przejdę już do tego posta.
    Rozdział dość interesujący i no co tu ukrywać, jest całkiem długi. Niemniej jednak jest ciekawy.
    Pierwszy fragment mnie rozbawił. Brawo, gratuluję, właśnie udało Ci się rozśmieszyć pesymistę.
    W drugim, gdy bestia zaatakowała blondyna, zaczęło robić się dość groźnie, lecz u Ciebie im groźniej, tym akcja jest ciekawsza.
    „Sięgnął po materiał, po czym ściskając go w dłoni, przystawił do nosa i mocno się zaciągnął. Uśmiechnął się i stwierdzając, że to jednak stringi należące do kobiety, której szuka, schował je do kieszeni spodni i opuścił bazę wojskową.” – kompletnie mnie tym rozwaliłeś. Także tego. Yym serio???
    Współczuję trochę, i to tylko trochę Samanthcie (nie wiem jak odmienić jej imię). Była poniewierana kiedyś, jak to napisałaś, tak jak i teraz. Po części rozumiem jej strach o własne życie.
    Kolejny fragment: Rebecca i Matt. Jak tylko on się pojawia robi się tak słodko… No chyba, że to tylko moje odczucie…
    Co do tego rozdziału, to chyba napisałam wszystko, co chciałam.
    Przepraszam nie mam weny na długie komentarze :/.
    Pozdrawiam Darkness

    PS. U mnie pojawił się kolejny rozdział. Wpadniesz? Chciałabym wiedzieć, co o nim sądzisz.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Dla Was to tylko kilka napisanych słów, a dla mnie - ogromna motywacja :D