Ale obiecuję, że postaram się częściej tutaj wpadać
No i oczywiście witam powstałą z martwych, kochaną, najlepszą, genialną Szklankę Mleka za którą bardzo tęskniłam <3 Brakowało mi naszego hejtowania rozryczanej Elki xD już biegnę nadrabiać Twojego bloga :3
A co do komentarzy, to coś się dzieje i nie mogę na nie na razie odpisywać, ale postaram się to rozgryźć jak najszybciej.
No i jeszcze szybko i ogólnie uważam ten rozdział za lepszy od poprzedniego, ale ocenę pozostawiam Wam.
Enjoy! ;D
Rozdział poprawiony przez Yin Fortis, dziękuję.
Rebecca przez kilka
minut opierała się o drzwi. Nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić. Jeszcze
nigdy nie czuła się tak bardzo zażenowana daną sytuacją, nigdy wcześniej nie
miała takiej olbrzymiej ochoty zapaść się pod ziemię. Po chwili rozległo się
pukanie ze środka łazienki, dziewczyna niemal podskoczyła. Usłyszała rozbawiony
głos:
–Rebecco?
Mogę wyjść?
Zakryła usta dłonią i odsuwając się od drzwi, delikatnie zastukała w nie palcami. Łazienka
otworzyła się i wyszedł z niej Matt. Mokre, blond włosy opadały niezdarnie na
jego czoło, a roześmianym oczom towarzyszył szczery uśmiech. Mężczyzna był
rozbawiony zaistniałą sytuacją. Zawstydzona dziewczyna spojrzała mu w oczy,
lecz ułamek sekundy później spuściła wzrok. Nie miała pojęcia, jak powinna się
zachować. Miała wrażenie, że mogłaby jednocześnie płakać i się śmiać.
–Przepraszam…
Powinnam była zapukać albo… coś…
Wyjąkała,
a uśmiech blondyna zdawał się rosnąć wraz z jego rozbawieniem.
–Pierwszy
raz nakrywasz kogoś na nocnym prysznicu?
Wiedział, że onieśmiela dziewczynę,
która teraz krótko się zaśmiała.
–Wybacz…
Powiedziała już trochę pewniej.
–W porządku.
Na twoim miejscu, zamiast zamykać drzwi, dołączyłbym do osoby pod prysznicem.
Obdarzył ją pięknym uśmiechem, który odwzajemniła
i będąc już pewniejszą siebie, odpowiedziała,
żartując:
–Może
następnym razem… Chciałam tylko przemyć twarz, wiesz…
–Jasne.
Pokażę ci, jak ustawić prysznic.
–Okej.
Oboje weszli do kabiny prysznicowej, a Matt zaczął
szybko objaśniać Rebecce, co powinna nacisnąć, żeby ustawić temperaturę i
ciśnienie wody. Kiedy blondyn zaczął się wycofywać, jego plecy trafiły na
drzwiczki kabiny. Odwrócił się i chciał je otworzyć, kilkukrotnie.
–Zatrzasnęły
się.
Mężczyzna wydobył komórkę z kieszeni dresów i w
tym momencie prysznic uruchomił się. Natychmiast oboje poczuli na sobie zimny
strumień wody. Dziewczyna pisnęła zaskoczona i spojrzała na trochę zirytowanego
mężczyznę, który westchnął, narzekając, że sprzęt znowu się psuje. Ale kiedy
spojrzał w oczy Rebeccki, oboje wybuchli śmiechem.
–Jakieś
pomysły, jak się stąd wydostać?
Zapytał, patrząc na osiemnastolatkę,
która tylko przecząco pokręciła głową. Po dwóch minutach oboje byli
przemoknięci do suchej nitki.
–Wiesz…
Mimo wszystko ten materiał niczego nie zasłania
Stwierdził, uśmiechając się, a
dziewczyna niemal natychmiast odwróciła się do niego plecami.
To się nie dzieje… Pomyślała, krzyżując ręce na
piersiach i wbijając wzrok w podłogę.
Uruchomił ścianę z mnóstwem telewizorów, jednocześnie włączając
kamery umieszczone w całej bazie. Małe ekrany ukazały puste korytarze i pokoje.
Podszedł powoli do odbiorników, zatrzymując wzrok na tym, który przedstawiał
samą czerń.
Powinienem to sprawdzić… Pomyślał, lecz chwilę później rzuciło mu się w oczy pomieszczenie
pełne książek. Powiedział, że oni ją
mają… Czas porządnie przeszukać to miejsce. Odsunął się od telewizorów i
chciał się odwrócić i wyjść, ale w ostatniej chwili zauważył małe, błotniste
ślady na podłodze prowadzące do lekko uchylonych, stalowych drzwi.
Poszedł tropem odcisków o niezidentyfikowanym kształcie i ostrożnie zajrzał do owego
pomieszczenia. Jego serce zabiło szybciej, a oczy rozszerzyły się, kiedy
zobaczył na środku spiżarni olbrzymią postać pokrytą gęstym, czarnym futrem z
wielkimi czerwonymi ślepiami i bliznami na
pysku. Było to zwierzę o wielkich kłach, chodzące na czterech łapach o ostrych
szponach. Przypominało ziemskiego wilka, ale było o wiele większe. Nagle
olbrzymie oczy zwróciły się w jego stronę i nim zdążył zorientować się, co
się dzieje, zwierze rzuciło się na niego, wbijając szpony w klatkę piersiową blondyna, powalając go i warcząc przy twarzy.
–Drepa
hann.
Usłyszał mroczny, głęboki i wściekły głos wydający na niego wyrok śmierci. Potwór bez wahania
zbliżył ostre kły do gardła mężczyzny, który spanikowanym i drżącym głosem
niemal wykrzyczał:
–Panie,
błagam, oszczędź mnie! Daj mi drugą szansę…
–Drugą
szansę?
Zapytał zirytowany głos, po którego
słowach rozległ się cichy, wściekły, ironiczny śmiech. Blondyn usłyszał lekkie
kroki, ale jak dla niego były głośniejsze od warczenia potwora, którego
olbrzymi pysk ciągle znajdował się przy jego szyi. Wysoka postać pochyliła się
nad nim i wtedy szalejące ze strachu serce jasnowłosego młodzieńca podeszło mu
do gardła. Mężczyzna zaczął mówić na pozór ironicznym, lecz tak naprawdę
wściekłym i zawiedzionym głosem:
–Drugą
szansę, powiadasz?
–To… To
trudna misja, Panie…
Wydukał, nie patrząc w oczy
mężczyzny, który powstrzymał potwora słowami:
–Bíddu
Fenrir.
Kiedy olbrzymi wilk odsunął kły od skóry
przerażonego Blondyna, mężczyzna wysyczał:
–Trudna
misja? Trudną misją nazywasz zatrzymanie tutaj jednej, bezbronnej, słabej, śmiertelnej
dziewczyny?! Podałem ci wszystko jak na tacy. A ty, zamiast wykorzystać tę
sytuację, wszystko spieprzyłeś. I tak po prostu mam ci dać drugą szansę? Jaką
mam gwarancję, że tym razem dasz radę? Jaką mam gwarancję, że znowu mnie nie
zawiedziesz? Jaką?!
Blond chłopak, pomimo ścisku w gardle, wiedział,
że musi odpowiedzieć:
–Przysięgam…
Na moje życie, Panie.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo i, podnosząc się, odpowiedział całkiem spokojnym
głosem:
–Dobrze...
–Dziękuję,
Panie.
–…bo to
już przyrzekłeś ostatnio. Drepa.
Mroczna postać wydała wyrok na Blondyna, a
monstrualna bestia bez wahania wykonała rozkaz i zacisnęła szczęki na gardle
przerażonego mężczyzny.
–Nawet
nie zdążył krzyknąć… Szkoda.
Czarnowłosy mężczyzna skierował się w stronę
wyjścia z podziemnego pomieszczenia, ale kątem oka dostrzegł na ścianie z
monitorami jeden czarny ekran. Sprawdził numer kamery i miejsce, w którym
powinna się znajdować, po czym opuścił bunkier i udał się do bazy wojskowej.
Wszystko
zawsze muszę robić sam. Jak jeden tępy niewolnik, który jeszcze do tego był
pieprzonym żołnierzem, nie potrafi wykonać prostego rozkazu, to wszystko się
sypie. Gratuluję idealnego wyboru, geniuszu. Lepszych ludzi nie dało się
zatrudnić do brudnej roboty.
Otworzył drzwi pokoju, w którym miała znajdować
się kamera o zarejestrowanym czarnym obrazie. Jego oczom ukazało się małe,
przytulne pomieszczenie z wszechobecnym bałaganem, czyli porozrzucanymi po
podłodze, łóżku i krzesłach ubraniami, książkami poniewierającymi się na każdym
kroku i różnymi torbami, plecakami. Westchnął, kręcąc głową, patrząc na ten
jakby znajomy, ale rozczarowujący widok.
Czyli tak wygląda pokój naszej poszukiwanej. Rozejrzał się po kątach, przy suficie w jednym z
nich tkwiła stara kamera, a na niej wisiał jakiś mały, cienki, ciemny kawałek
materiału. Wszedł do pokoju, nie zamykając za sobą drzwi i podszedł do
urządzenia.
Czy to są… Nie…
Sięgnął
po materiał, po czym ściskając go w dłoni, przystawił do nosa i mocno się
zaciągnął. Uśmiechnął się i stwierdzając, że to jednak stringi należące do kobiety, której szuka, schował je do
kieszeni spodni i opuścił bazę wojskową.
Przez całą noc kierowała się w głąb kontynentu.
Była sama, choć proponowano jej eskortę –
odmówiła. Wiedziała, że na miejscu czekają na nią osoby, które zapewniły jej
bezpieczną drogę. Zatrzymała się na małej stacji benzynowej. Ciągle było
ciemno, ale gwiazdy zniknęły z nieba, dając znak, że niedługo będzie świtać.
Stacja benzynowa znajdowała się pośrodku
pustkowia. Otaczał ją sosnowy las, w którym panowała całkowita cisza. Kobieta
wyszła z samochodu i zarzuciła na siebie ciepły sweter. Na dworze, pomimo braku
wiatru, było chłodno, więc zatrzaskując za sobą drzwiczki, szybko weszła do
budynku. Za ladą stała niska, tęga kobieta o krótkich, prostych, blond włosach.
Nosiła okulary, miała lekko zadarty nos i wąskie usta. Samantha zamówiła dużą,
waniliową latte, zapłaciła za nią i po otrzymaniu kawy wróciła do samochodu.
Postawiła plastikowy kubek na desce rozdzielczej i zapięła pas. Zanim ruszyła
ze stacji, sprawdziła, czy ktoś do niej nie dzwonił. Na wyświetlaczu telefonu
zobaczyła dwa nieodczytane smsy. Jeden z nich był od Matt’a:
„Nie zgadniesz, z kim właśnie wziąłem prysznic
:D”
Co za
prostak… Pomyślała. Nie odpisała Matt’owi, ponieważ
druga wiadomość została wysłana od osoby, do której jechała:
„Uważaj na drogę. Możesz mieć mały problem.”
„Jadę ostrożnie. Zobaczymy się na miejscu, Pani.”
Napisała, po czym położyła komórkę na
siedzeniu obok i upijając łyk waniliowej kawy, ruszyła w dalszą drogę.
Kierowała się w stronę autostrady. Na ulicy, którą obecnie jechała, nie było
żywej duszy. Na dworze ciągle było ciemno, choć niebo powoli się rozjaśniało, a
Samantha przeżywała katorgę przejeżdżania po dziurawej, starej drodze otoczonej
lasem.
Kilkaset metrów przed zjazdem na autostradę
przyśpieszyła, biorąc kolejny łyk gorącej kawy. Czuła się pewnie na tej
ostatniej prostej, więc dodała jeszcze więcej gazu i kiedy zostało jej trzysta
metrów do zjazdu, nagle znikąd pojawiła się jakaś postać stojąca na środku drogi,
idealnie naprzeciwko jej rozpędzonego samochodu. Z całej siły nacisnęła
hamulec, ale było już za późno. Chwilę przed zderzeniem Samantha dostrzegła
oświetloną światłami samochodu twarz osoby uparcie stojącej
na drodze. Poziom jej paniki jeszcze bardziej wzrósł, a strach przeszył jej
serce niczym strzała, utkwiwszy w niej tak głęboko, że nie była w stanie się
poruszyć, żeby nie poczuć tego jakże wiarygodnego uczucia.
Samochód uderzył w tą postać, po czym, jakby zderzył się z innym pojazdem, zaczął
koziołkować po drodze. Samantha czuła się jak w pralce. Raz przyciskało ją do
dachu, raz siedziała normalnie – i tak w
kółko. W końcu zatrzymała się w samochodzie, który leżał kołami do góry w
przydrożnym rowie. Wokół niej panowała idealna cisza. Samantha, próbując
opanować oddech, zaczęła się zastanawiać, czy jej się nie przywidziało, lecz po
chwili rozległ się odgłos czyichś lekkich, powolnych kroków.
Serce kobiety biło rekordy szybkości. Wszędzie
poznałaby te kroki. Musiała słuchać ich przez całe życie i zawsze błagała w
duchu, żeby tylko ich właściciel miał dobry humor. Jej oddech przyspieszył,
kiedy dźwięk ustał tuż przy jej samochodzie. Po chwili drzwiczki po stronie
kierowcy zostały brutalnie wyrwane. Samantha krzyknęła zaskoczona, a w jej
oczach pojawiły się łzy. Cała drżała ze strachu. Spojrzała w prawo, w stronę
wyrwy. Wydawało jej się, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Zobaczyła
parę zgrabnych nóg w ciemnych, skórzanych spodniach i czarnych butach. Dla niej
czas się zatrzymał. Wstrzymała oddech, kiedy postać przykucnęła. Mężczyzna
spojrzał na nią wzrokiem pełnym wściekłości i pogardy. Łzy, które gromadziły
się w jej oczach, teraz zaczęły spływać po jej twarzy. Mężczyzna szybkim ruchem
dłoni wyswobodził ją z pasa bezpieczeństwa.
–Niewolnicza
szmata nawet tutaj? Spodziewałem się kogoś ważniejszego
Powiedział, po czym jego smukłe,
długie palce zacisnęły się na jej szyi, gwałtownie wyciągając ją ze
zniszczonego samochodu.
–Więc i
ty sprzeciwiasz się Koronie?!
Wysyczał wściekle przez zaciśnięte
zęby.
–Panie…
Chcemy pomóc…
–Wyznaczyłem
kogoś do tej roboty, a ty się wtrącasz! Mało ci upokorzenia i bólu? Mogę w
każdej chwili zapewnić ci więcej wrażeń.
Samantha miała wrażenie, że jej serce zaraz
wyskoczy z piersi. Strach ją sparaliżował, nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
–Przepraszam,
Panie
Wydukała, po czym mężczyzna puścił
jej gardło.
Kobieta upadła na ziemię, kaszląc. Przez chwilę
miała wrażenie, że ten niespodziewany przybysz pragnie jej natychmiastowej
śmierci, lecz on łaknął informacji. Chciał przekonać się, czy była służka wyzna
mu prawdę, czy jednak okłamie go z nadzieją, że uda jej się ujść z życiem.
–Po
tych wszystkich latach pracy u mnie, obserwacji mojego nastroju i reakcji na głupotę
otaczającego mnie społeczeństwa i ślepą nadzieję ludzi, liczę na samą prawdę.
–Kłamca
nigdy nie będzie zasługiwał na prawdę, nawet od najgorszego śmiecia.
Mężczyzna, do tej pory przechodzący krótki
dystans w tę i z powrotem, teraz zatrzymał się i obrzucił Samanthę pogardliwym,
pełnym obrzydzenia i nienawiści spojrzeniem. Widziała też gniew w jego oczach i
nie wytrzymując, spuściła wzrok. Lekko zirytowany czarnowłosy mężczyzna chciał
przykucnąć naprzeciwko kobiety i zmusić ją, aby patrzyła mu w oczy, lecz po
chwili zastanowienia stwierdził, że nie będzie zniżał się do poziomu ludzi jej
pokroju. Obrócił się tylko twarzą do niej i mówił dalej:
–Dobrze
wiesz, jak skończysz, jeżeli z twoich ust padnie choć jedno kłamstwo, więc
lepiej dobrze pomyśl, zanim coś powiesz.
–Twoje
groźby nic dla mnie nie znaczą
Odpowiedziała zdecydowanie,
utrzymując pozory, że strach choć na chwilę ją opuścił. Lecz mężczyzna tylko
zaśmiał się krótko, po czym odpowiedział całkiem poważnym tonem:
–To nie
groźby, moja droga. Ja tylko wieszczę twoją przyszłość.
Uśmiechnął się szyderczo, a Samantha, nagle
przypominając sobie dawne czasy, straciła resztki pewności siebie. Pamiętała,
jak ją traktowano, zanim bardzo czarujący, miły i współczujący obywatel nie
uwolnił jej spod jarzma tego tyrana. Pamiętała każdą oznakę niezadowolenia
swojego Pana i to, że za każdym razem starała się nie wchodzić z nim w
bezpośrednią konfrontację.
–Współpracuj,
a kara za opuszczenie królestwa będzie łagodniejsza.
Mężczyzna nie należał do cierpliwych osób, więc
jego wypowiedź, choć miała zabrzmieć litościwie, była pełna irytacji
przeplatanej ze złością.
–Chcę
usłyszeć samą prawdę, bez choćby jednego zająknienia. Masz mówić wszystko, co wiesz. Czy wyraziłem się jasno?
Kobieta pokiwała głową ze spuszczonym wzrokiem i
gardłem ściśniętym przez zimne dłonie strachu, a mężczyzna uśmiechnął się
szyderczo w reakcji na jej niemą odpowiedź.
Rebecca, ubrana w obcisłe jeansowe spodnie,
czarną bokserkę i zarzucony na nią długi, cienki,
jasnoszary sweterek z długim rękawem, siedziała przy kuchennym stole, wpatrując
się w ostygłą kawę. Na chwilę odsunęła materiał, odsłaniając zgrabną rękę
pokrytą ciemnymi, wypukłymi, żyłopodobnymi znamionami. Patrzyła na nie przez
kilka sekund, po czym zaciągnęła sweter z powrotem. Nienawidziła patrzeć na te
obrzydliwe, jak sądziła, oszpecające „żyły”, ponieważ, kiedy miała je przed
oczyma, przypominała jej się sala przesłuchań i widok naprzeciwko niej.
Cierpiący, zmęczony Homer. Jej najlepszy przyjaciel w stanie, w jakim nie
sądziła, że kiedykolwiek go spotka. A następnym obrazem, któremu towarzyszył
ból straty, była scena, w której kilku żołnierzy strzela do wykończonego, ale
ciągle dumnego mulata.
Całe
życie był cholernie dumny… Aż do końca. Zamrugała, odpędzając
łzy, które wezbrały w jej oczach.
Pomyśl
o czymś innym… Ponagliła
sama siebie, żeby tylko się nie rozpłakać.
Jej myśli zajęła dziewczyna, która zaklinała się,
że jest jej siostrą. Rebecca była święcie przekonana, że nie ma siostry ani
innej rodziny. Wiedziała, że została adoptowana, ale nie pamiętała przez kogo,
nie była w stanie wymienić nazwiska. W jej głowie krążyły wspomnienia różnych
twarzy, dziwnie znajomych, ale jednocześnie obcych. No i głosy. Pojawiły się
dopiero rano. Jeden z nich, głęboki i rozkazujący, na pewno należący do
mężczyzny, wydawał przeróżne rozkazy i odliczał przebiegnięte kilometry. Inny – głośny i piskliwy, kobiecy, a może
nawet dziecięcy – ciągle na coś narzekał. Jak
nie na to, że nie może się spotkać z przyjaciółmi, to na to, że zabrakło
orzeszków ziemnych. Ten szczególny dźwięk był podobny do głosu tej dziewczyny,
która podawała się za jej siostrę. Tylko
wtedy był bardziej zrozpaczony i błagalny…
Reszta tylko coś pomrukiwała, bełkotała
niezrozumiale albo śmiała się donośnie. Kojarzyła głosy i twarze, ale nie była
w stanie ich ze sobą połączyć. To najbardziej ją frustrowało. Nie wiedziała, co
się dzieje.
Jej przemyślenia
przerwał wysoki mężczyzna o blond włosach i idealnie wyrzeźbionym ciele
wchodzący do kuchni. Wyglądał i brzmiał na zadowolonego.
–Dzień
dobry, słońce.
–Dzień
dobry
Odpowiedziała, zdobywając się na
lekki uśmiech.
W jej głowie ciągle tkwiła scena z prysznicem. I
kiedy tylko patrzyła w te jego piękne,
niebieskozielone oczy, widziała w nich dobro, wesołość, czułość, ale również
nutkę pewnego rodzaju szaleństwa. Nie była w stanie tylko powiedzieć czy
pozytywnego, czy negatywnego. Upiła kolejny łyk kawy i akurat, kiedy Matt
przysiadł się do niej, skierowała wzrok na swoje ręce. Może i były przykryte
nieprześwitującym materiałem, ale to nie zmieniało faktu, że wiedziała, że
ciągle ma na sobie te paskudne znamiona.
–Dobrze
spałaś?
Usłyszała łagodny, kojący głos
blondyna, po czym spojrzała mu w oczy.
-Całkiem
dobrze. A ty?
–Całkiem
dobrze.
Uśmiechnął się i puścił do niej oczko, przez co
kąciki ust dziewczyny również się podniosły.
–Wiesz…
Zastanawia mnie jedna sprawa...
Zaczęła trochę niepewnym tonem.
–Co
takiego?
–Dlaczego
to robisz?
–Co
robię?
–Pozwalasz
mi tu mieszkać… Troszczysz się…
–Ponieważ,
moja droga, istnieją jeszcze ludzie, którzy lubią pomagać innym całkiem
bezinteresownie.
Blondyn obdarzył ją pokrzepiającym uśmiechem i
zamknął w swojej dużej, ciepłej dłoni jej dłoń, głaszcząc jej wierzch kciukiem.
Rebeccę przeszedł przyjemny dreszcz, a Matt wymruczał:
–Robię
to z największą przyjemnością, kruszyno.
–Gdzie
jest dziewczyna?
Zapytał po raz kolejny, trzymając
Samanthę za włosy i przyglądając się jej opuchniętej i lekko zakrwawionej
twarzy. Była służka cały czas odmawiała odpowiedzi.
–Sama
mnie do tego zmuszasz. Jeżeli do tej pory nie zadziałały na ciebie moje
uprzejme prośby, może to zadziała.
Przyciągnął ją do siebie, teraz obejmując
ramieniem w talii, a drugą rękę wysunął przed siebie. Rozłożył dłoń tak, jakby
czekał, aż ktoś mu coś wręczy. Samantha patrzyła na jego dużą dłoń o zgrabnych,
chudych palcach.
Po chwili tuż nad jego skórą pojawił się
ciemnozielony dym powoli i z gracją wznoszący się ku niebu. Nagle z dymu
zaczęły formować się sylwetki ludzi. Kobieta poznała twarze swojego młodszego
brata o smutnych oczach i wychudzonym ciele oraz siostry w jej wieku, która ze
łzami w oczach przyciskała chłopca do siebie, jakby myślała, że zamykając w
ramionach, mogła uchronić go od wszechobecnego zła.
–Bardzo
kochasz pozostałości twojej biednej, małej rodziny, prawda?
Samantha przełknęła nerwowo ślinę, a jej serce jeszcze bardziej
przyspieszyło. Mężczyzna szeptał dalej:
–Bardzo
za tobą tęsknią… Szkoda by było, gdyby cię już nigdy nie zobaczyli, prawda?
–Mogę
za nich umrzeć w każdej chwili
Syknęła, nie odwracając wzroku od
realistycznej iluzji.
–Wcale
nie musisz
Odpowiedział z uśmiechem na ustach, a
po chwili obraz tuż nad jego dłonią drastycznie się zmienił. Samantha ujrzała
swojego brata na szubienicy, któremu wielkie ptaki wydziobywały oczy, a obok
leżące bezwładnie nagie, sponiewierane, obdarte i okaleczone ciało siostry.
–Teraz
będziesz współpracować? Pomyśl, co jest ważniejsze. Jedna, mała śmiertelniczka,
czy…
Iluzja znów się zmieniła, teraz przedstawiając
jej rodzeństwo śmiejące się i wylegujące na oświetlonej przez słońce łące.
–Szczęście
twojej rodziny?
Samantha nawet nie zauważyła, kiedy po jej
policzkach zaczęły spływać łzy i odruchowo wtuliła się w mężczyznę stojącego
obok niej, po czym zaniosła się szlochem. Czarnowłosy mężczyzna wbrew pozorom
przytulił ją do siebie i gładząc jej włosy, zapytał teraz już spokojnym głosem:
–Gdzie
znajdę Rebeccę Cambrige?
Hej Lolu,
OdpowiedzUsuńRozdział booooski *--* ubóstwiam go najbardziej z tych wszystkich dotychczasowych :3 nie wiem co w nim takiego jest... może fakt, że dużo się dzieje? A może to, że wreszcie mamy Loczka i Matta, który jest chodzącą perfekcją?
Achh właśnie Loczek! Ja tu byłam w takim WIELKIM błędzie, że Loki to Pan Blondyn, a tu takie zasko... Z resztą może lepiej, jakoś blond Lokiś w trampkach to nie to :D
Co dalej...
"To się nie dzieje" mnie powaliło i uśmiechałam się do ekranu telefonu jak głupia *-------* z takim Mattem to ja chętnie :D
Lokiś zły, Lokiś groźny, takiego Lokisia lubimy i chcemy go więcej ;3
Biedna Samantha... musisz jakoś wytłumaczyć nam jej sytuację, bo szkoda jej... biedna :c
No i oczywiście ciekawość czego nasz zły charakter może chcieć od Rebecci?
I na tym kończę... wiem króciutko :C Ale to nic nie znaczy. Wiesz doskonale jak bardzo uwielbiam tego bloga :3 a ten rozdział jest boski :3
Weny życzę Lolciu ;*
Pozdrawiam,
Embers
Btw. Ha pierwsza! A myślałam, że mnie ktoś wyprzedzi :D ufff ;3
UsuńBędę Hardcorem i nie będę się rozpisywać.Spoko jest spoko.Żadnych jak na razie scen które mnie zaciekawiły ale to zapewne tylko cisza przed burzą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam R.O.A.H.
Ps.Pojawił się nowy rozdział zapraszam http://asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com
UsuńWiesz nie rozpisywanie się to tylko i wyłącznie lenistwo, a nie hardcor.
UsuńNie to że Cię obrażam czy coś, ale jestem chamska i napisze tak: przeczytaj swój rozdział i mój. Wtedy mów, gdzie się dzieje coś ciekawego.
Lubię krytykę, ale krytyka a samouwielbienie i bycie egoistycznym to już coś innego... Mam wrażenie, że się wywyższasz. Po tym, jak wytknęłam Ci oczywiste błędy stwierdziłaś, że nie będziesz nic zmieniać, "tylko dla tego że komuś mucha zaczęła latać koło nosa". Czyli Twój blog jest najlepszy i bez błędów, wszyscy muszą pisać, jaka to wspaniale i idealnie piszesz.
Bez urazy, ale takie mam wrażenie. No i jakby nie patrzeć to u mnie przynajmniej coś się dzieje. A nie, jak u Ciebie, gdzie akcja jest wartka, jak woda w zatkanym kiblu. Spójrz na swój " wytwór", gdzie jest błąd na błędzie, dużo zdań bez najmniejszego sensu i słownik ograniczony do "dziwki", a na inne blogi, które czytasz, nie tylko mój.
Tyle na ten temat ode mnie. :)
Pozdrawiam, chamska, znająca wartość swojej twórczości,
Lou.
Witaj :).
OdpowiedzUsuńJestem na Twoim blogu pierwszy raz, zauważyłam go sama chadzając po innych blogach i co rzuciło mi się w oczy to Twoja szczerość. Więc postanowiłam zajrzeć na Twojego bloga i zobaczyć co się dzieje. Zaczęłam czytać od początku i naprawdę jestem pod wrażeniem. Masz ciekawy styl pisania (lektura jest przyjemna i z kolejnymi akapitami jest coraz ciekawiej), a błędów żadnych nie zauważyłam. Czułam się bardziej jakbym czytała książkę a nie opowiadanie w internecie. Podoba mi się szczególnie to, że tak szybko zaczęło się dużo dziać. Bardzo mi się podoba.
Zdaję sobie sprawę, że nie jestem ideałem co do pisania i jeszcze sporo błędów robię, ale zawsze umiem docenić czyjąś pracę. Nie piszę tego żeby się przypochlebić, tylko widzę u kogo mogę sobie pozwolić na jaki komentarz. Nie potrzebna mi kłótnia w necie, więc staram się u większości złapać jakiś pozytywny aspekt, ale podziwiam, że Ty nie bawisz się w uprzejmości tylko mówisz jak jest, bardzo to cenię, ale czasami ta cecha może w życiu zaszkodzić. ;)
To teraz co do treści opowiadania bo i tak już się rozpisałam. Co do przyjaciół głównej bohaterki to nie zyskali mojej sympatii. Może jedynie Homer, ale czytając miałam wrażenie, że jakoś mało przejęli się jej "śmiercią". Bo jak można być zazdrosnym o to, że ktoś przeżywa czyjąś śmierć, przeżywa żałobę i nie zajmuje się inną osobą. Dla mnie to nie pojęte. Ale coś czuję, że Homer to nie Homer. :P Też zastanawiam się co z tą siostrą. Jak ktoś przysypuje kogoś ziemią tam nie ma powietrza, więc nawet jak nie była martwa to powinna się udusić a nie wygrzebać spod ziemi. Chyba, że będzie mieć jakieś zdolności nadprzyrodzone. :P Co do Matt'a jest rozbrajający ale moim zdaniem Rebecca jest bardzo mało dociekliwa. Siedzi sobie w tym domu i nic się prawie nie interesuje dlaczego tam jest, co to wszystko znaczy, dlaczego była torturowana. Ja bym chyba zasypała ich wszystkich pytaniami.
A teraz myślę, że nowy czarnowłosy osobnik to Loki. Jestem bardzo ciekawa po co mu Rebecca i jak wykreujesz jego postać.
To chyba już wszystko co chciałam napisać i na pewno będę zaglądać na Twojego bloga, bo opowiadanie mnie zaciekawiło i to bardzo.
Pozdrawiam :P
Cześć,
OdpowiedzUsuńDługo tu nie wchodziłam. Dzisiaj postanowiłam zajrzeć, a tu patrzę mam do nadrobienia dwa rozdziały (ósmy, dziewiąty). Ehh, no co poradzić, jak tylko czytać wszystko po kolei.
Widzę, że masz ostatnio wenę, tak trzymaj. Niestety mi jej brakuje...
Może Ci tego nie mówiłam, a może tak, dobra nie ważne, ale w każdym razie czytając Twoje opowiadania czuję się jakbym czytała naprawdę dobrą książkę.
Ogólnie jak tam idzie Ci praca nad Cornerem i życiorysem (sama wiesz kogo)?
Nie przeciągając dłużej mojej gadki, przejdę już do tego posta.
Rozdział dość interesujący i no co tu ukrywać, jest całkiem długi. Niemniej jednak jest ciekawy.
Pierwszy fragment mnie rozbawił. Brawo, gratuluję, właśnie udało Ci się rozśmieszyć pesymistę.
W drugim, gdy bestia zaatakowała blondyna, zaczęło robić się dość groźnie, lecz u Ciebie im groźniej, tym akcja jest ciekawsza.
„Sięgnął po materiał, po czym ściskając go w dłoni, przystawił do nosa i mocno się zaciągnął. Uśmiechnął się i stwierdzając, że to jednak stringi należące do kobiety, której szuka, schował je do kieszeni spodni i opuścił bazę wojskową.” – kompletnie mnie tym rozwaliłeś. Także tego. Yym serio???
Współczuję trochę, i to tylko trochę Samanthcie (nie wiem jak odmienić jej imię). Była poniewierana kiedyś, jak to napisałaś, tak jak i teraz. Po części rozumiem jej strach o własne życie.
Kolejny fragment: Rebecca i Matt. Jak tylko on się pojawia robi się tak słodko… No chyba, że to tylko moje odczucie…
Co do tego rozdziału, to chyba napisałam wszystko, co chciałam.
Przepraszam nie mam weny na długie komentarze :/.
Pozdrawiam Darkness
PS. U mnie pojawił się kolejny rozdział. Wpadniesz? Chciałabym wiedzieć, co o nim sądzisz.