piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 5

Witam Was, moi drodzy czytelnicy !
Na początku chciałam przeprosić za Wasze komentarze pozostawione bez mojej odpowiedzi. Bardzo przepraszam, nie miałam kiedy tutaj wejść. Akurat zajrzałam teraz i zastanawiałam się czy dodać ten rozdział.
Druga sprawa: Chciałam bardzo serdecznie powitać Ati, no i Blanche, która często zmienia nicki i muszę nadrobić jej rozdział, i która wreszcie trafiła na tego bloga. Poczęstujecie się ciasteczkami? :D

Dziękuję, za wszystkie miłe słowa, co do czwartego rozdziału i co do shota, który nie ma (niestety) nic wspólnego z ogólną fabułą.
No nic, nie przeciągając, zapraszam do czytania :D




Enjoy !


         -Jak myślisz, co jeszcze wymyśli?
Rebecca usłyszała ciche pytanie swojego sąsiada. Blondyn, nazywany przez nich Czarną Żyłą, nie dawał o sobie znać od czterech dni.
-Chciałabym mieć nadzieję, że odpuścił. Pewnie ma chwilowy brak weny twórczej?
-Weny twórczej? Tak zdecydowałaś się nazywać to wszystko?
-O! Masz rację! Nazwijmy to torturami, które: a) mają na celu pozbawienie nas życia, b) wydobycia z nas informacji lub c) są wynikiem nudów jakiegoś psychopaty. Właściwą odpowiedź podkreśl.
Homer nie odpowiedział. Dobrze wiedział, że kiedy Rebecca miała takich humor lepiej w ogóle się nie odzywać. Lepiej poczekać, aż jej przejdzie, albo nie zadawać „głupich pytań”. Mulat zauważył, że dziewczyna jakby trochę posmutniała.
-Co się stało?
-Za dwa dni minie miesiąc od śmierci Jack’a, Maggie i reszty…
-I, od kiedy tutaj cierpisz.
-Nie. Miesiąc, od kiedy tutaj cierpię, minie za ponad tydzień. Czyli, od kiedy ty się tutaj znalazłeś.
-Powiedziałem ci już, martwiłem się…
-Byłeś głupi! Trzeba było…
W tym momencie do obu sali wbiegło po trzech zamaskowanych ludzi. Zatrzymali się dopiero pod ścianą przeciwległą do drzwi. Wszyscy byli uzbrojeni. Wymierzyli w jeńców i odbezpieczyli karabiny.
Do pomieszczenia, w którym przebywała Rebecca wszedł „bezimienny” blondyn, a za nim jakaś kobieta. Miała na twarzy białą maskę, była wysoka, a jej długie, proste, czarne włosy sięgały do pasa. Zatrzymała się przy samym wejściu.
Za to blondyn bez słowa podszedł do Rebeccki, nachylił jej głowę do przodu, odgarnął włosy z karku, ukazując ciemne znamię. Zamaskowana kobieta prawie niezauważalnie kiwnęła głową na znak aprobaty, po czym wyszła i pojawiła się w sali Homera. Sama do niego podeszła, w celu sprawdzenia, czy na jego karku również widnieje jakieś znamię. Niczego nie znalazła. Wróciła na swoje miejsce przy drzwiach.
Zamaskowani ludzie dokładniej wycelowali w mulata. Rebecca próbowała wyrwać się blondynowi, który cały czas trzymał chłodną dłoń, w miejscu jej znamienia.
-Przestań się ruszać, albo skręcę ci kark.
Syknął prosto do jej ucha. Dziewczyna znieruchomiała, ale była w stanie dostrzec Homera. Zobaczyła nieznaczny ruch jego warg. „Bądź silna.” Mocniej zacisnęła dłonie na podłokietnikach krzesła, a w jej oczach zagościł strach. Wiedziała, co zaraz się stanie.
Blondyn skinął głową do jednego z odwróconych do niego, zamaskowanych ludzi. Odłożył swoją broń, wydobył z kieszeni mały kluczyk i rozkuł Homera, który od razu zaczął okładać go pięściami. Drugi mężczyzna również odrzucił swój karabin i pomógł odciągnąć mulata, od tego pierwszego. Zamaskowany oddał Homerowi każdy cios, ale z o wiele większą siłą.
A kiedy mulat padł na kolana, przenieśli go pod ścianę idealnie naprzeciwko Rebeccki. Wiedzieli, że się nie ruszy, więc odeszli. Wzięli swoje karabiny i nie czekając na niczyją komendę, dziesiątki pocisków przeszyły ciało Homera.
Wiedziała, że wszyscy ją obserwują. Wiedziała, że on ją obserwuje. Wiedziała, że próbuje grać na jej emocjach. I coś za dobrze mu to idzie… Wszyscy, zwłaszcza Czarna Żyła i ta tajemnicza kobieta w masce, przypatrywali się jej reakcji. Chciała zachować pozory. Chciała, żeby myśleli, że jej nie zależało, ale te wszystkie lata spędzone z Homerem… Wszystko, co ich łączyło, nagle wróciło ze zdwojoną siłą. Tak… Siłą bólu…
         Oczekiwali jej reakcji. Ale teraz się tym nie przejmowała. I żeby się nie rozpłakała, zacisnęła zęby, napięła wszystkie mięśnie, w miarę możliwości. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie może okazać im jeszcze większej słabości. Dobrze wiedzieli, że zabijając kogoś tak, dla niej ważnego było czymś, co zniszczyło doszczętnie jej psychikę.
Zarówno kobieta w masce, jak i tajemniczy blondyn opuścili salę, zostawiając Rebeccę samą sobie.
Uzbrojeni ludzie, na wcześniejszy rozkaz Czarnej Żyły wynieśli rozstrzelane ciało Homera, żeby tym razem, oszczędzić jej widoku przyjaciela.
         W tym samym czasie, kiedy Rebecca rozmyślała nad swoją egzystencją, która nie miała już takiego samego sensu, jak za życia Homera, blondyn prowadził kobietę w masce do salonu.
Czarnowłosa zdjęła białą maskę, odsłaniając piękną twarz oraz czekoladowe oczy. Blondyn polecił jej spocząć na kanapie, po czym sam to uczynił i niechcący usiadł na jakimś pilocie, który włączył kino domowe, a z głośników poleciał jeden z utworów AC/DC. Muzyka była zadziwiająco głośna, a on nie mógł znaleźć guzika, którym mógłby ją wyłączyć, więc podszedł do urządzenia i najzwyczajniej w świecie podniósł je i z całej siły rzucił o ścianę. Kobieta nie kryła swojego rozbawienia zaistniałą sytuacją.
-Jesteś tutaj kilka tygodni i jeszcze nie nauczyłeś się obsługiwać tego wszystkiego?
-Dlaczego jesteś taka zdziwiona?
-Uchodzisz, za inteligentnego.
-Bardzo śmieszne, Lady…
-Nie wymawiaj tutaj mojego imienia!
Blondyn zamilkł z tajemniczym uśmiechem malującym się na jego twarzy. Dobrze wiedział, że nie powinien wymawiać jej imienia, w świecie, który może, w jakiś sposób zagrażać, każdemu z jego świata.
Przez chwilę rozmawiali o celu przybycia czarnowłosej.
-Kontrola. Czyżbyś już zapomniał o swoich własnych rozkazach?
-Oczywiście, że nie, ale nie spodziewałem się, że przeprowadzisz ją, po tak krótkim czasie.
-Nieważne… Istotne jest to, że masz dziewczynę. Teraz tylko wystarczy ją obudzić. To nie powinno być dla ciebie trudne…
Zielonooki blondyn przysunął się bliżej kobiety, ujął jej podbródek i złączył ich usta, w pocałunku, wkładając w ten gest wszystkie emocje, jakie towarzyszyły mu do tej pory. Zniecierpliwienie, żal, przyjemność, chęć mordu… To ostatnie zbyt często…
-L…
Spróbowała coś powiedzieć, ale on przerwał jej słowami:
-Nie wypowiadaj tutaj mojego imienia.
Kobieta na początku odwzajemniała gesty blondyna, ale po krótkiej chwili odsunęła się od niego na kilka centymetrów i wyszeptała zdecydowanym głosem:
-Wszechojciec powierzył mnie twemu bratu…
-Chrzanić Wszechojca.
Odszepnął i powrócił do pieszczot. Kobieta zatopiła dłonie w jego włosach, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Przepraszam…
Wyszeptała i wykonała szybki gest, skręcając mu kark. Wstała z kanapy, patrząc na obezwładnione ciało mężczyzny. Podwinęła kołnierz zastawiający tylko połowę jej twarzy, tak żeby oczy były widoczne, po czym dokończyła:
-Ale chyba muszę sama się tym zająć.
Po wypowiedzeniu tych słów zostawiła ciało blondyna i udała się do sali, w której przetrzymywał Rebeccę.
Weszła do pomieszczenia i zobaczyła dziewczynę, która tempo wpatrywała się w przestrzeń. Podeszła do niej i wyciągnęła zza pasa, coś na kształt sztyletu. Włożyła jego koniec w malutką szczelinę metalu, który przykuwał nadgarstki dziewczyny do krzesła. Stal od razu ustąpiła i spadła na podłogę. To samo zrobiła z okręgiem przy drugim nadgarstku Rebeccki. Dziewczyna patrzyła na czarnowłosą zdziwionym i równocześnie przerażonym wzrokiem.
-Co robisz? Kim jesteś?
-Pomagam ci uciec. Wstawaj. Pytania później.
Rebecca bez słowa wykonywała rozkazy kobiety, więc już po chwili znalazły się na zewnątrz bazy wojskowej. Z podjazdu zniknął Land Rover, którego widziała podczas swojego skoku. Na jego miejscu stał duży samochód z zamkniętą przyczepą.
Czarnowłosa otworzyła jedno skrzydło drzwi przyczepy i kazała wejść do środka Rebecce. Dziewczyna, nie wiedziała, czy to dobry pomysł. W sumie, nie miała powodów, żeby ufać tej kobiecie, która rzekomo, chciała jej pomóc.
-Mam cię tu zostawić, z tym sadystą? Wsiadaj.
Powiedziała zniecierpliwiona.
-Skąd mam wiedzieć, że z nim nie współpracujesz?
-Widziałaś kiedyś człowieka ze skręconym karkiem?
-Nie…
-Właśnie taki leży na twojej kanapie. Teraz wsiadaj. Nie mamy czasu.
Wykonała rozkaz kobiety, która weszła do przyczepy tuż za nią, zamykając drzwiczki przyczepy. Rebecca usiadła na jednym z niewygodnych krzeseł, a brązowooka rzuciła jej jakieś ubrania.
-Przebierz się. Widać ten dupek rzeczywiście dba tylko o siebie…
Rebecca na chwilę przestała czujnie obserwować kobietę i spojrzała na ciuchy, które dostała. Chciała po nie sięgnąć i wykonać kolejny rozkaz czarnowłosej, ale zrobiło jej się ciemno przed oczami i poczuła ból w tylnej części głowy. Chciała się odwrócić, uciec.
I już po chwili biegła. Biegła przez las. Mięśnie bolały ją niemiłosiernie, ale nie mogła się zatrzymać.
W pierwszym momencie nie poznawała miejsca, w którym się znajdowała. Otaczały ją wysokie drzewa. Coś ją goniło. Albo raczej ktoś. Albo kilku ktosiów... Obejrzała się za siebie. Biegło za nią dziesięciu ludzi, w czarnych kombinezonach i z dziwną bronią, którą widziała tylko raz. Kiedy wyskoczyła z samochodu i zakradła się pod bazę. Nazywała ich ludźmi Czarnej Żyły, którzy teraz siedzieli jej na ogonie.
Przyspieszyła. Jej mięśnie zapłonęły żywym ogniem. Nie zważała na ten ból. Jedyne, czego chciała, to nie wracać. Nie wracać do okrutnego, sadystycznego mężczyzny, który więził ją, przez miesiąc trzymał ją, w jednej sali, na jednym, przeklętym krześle i zmuszał do patrzenia na cierpienia jej najlepszego przyjaciela. Próbował czegoś się od niej dowiedzieć. Głównie chodziło, o miejsce pobytu jej przyjaciół, którzy widzieli ludzi, w jego mundurach. Ale czuła, że chciał coś osiągnąć poprzez zadawane jej cierpienia. Przez ten cały czas miał, jakiś wyższy cel.
Usłyszała wystrzał. Kula trafiła w drzewo, koło którego właśnie przebiegła. Poziom adrenaliny w jej żyłach wzrósł jeszcze bardziej, tym samym, dodając jej siły do dalszego biegu.
Obejrzała się za siebie, dopiero przed tym, jak znalazła się w gęściejszej części lasu. Zostawiła ludzi Czarnej Żyły w tyle. Przebiegła jeszcze kawałek i zatrzymała się za najbliższym drzewem.
Oddychała płytko i szybko. Serce pobijało rekordy szybkości, ale ona nie zważała na to. Rozejrzała się za czymś, co pomogłoby jej odwrócić uwagę ludzi, którzy ją ścigali.
Dostrzegła duży kamień, tuż obok swojej prawej stopy. Podniosła go, był ciężki, ale wystarczająco lekki, żeby mogła nim rzucić.
Wstrzymała oddech i nasłuchiwała. Z początku wyraźnie słyszała kroki jego ludzi, ale im dłużej ona sama stała w miejscu, tym kroki stawały się cichsze i wolniejsze.
Żołnierze nie wiedzieli, gdzie iść dalej. Nie mieli jej w zasięgu swojego wzroku, nie słyszeli, jak biegła. Nic. Nie mieli pojęcia, co robić dalej. Biec przed siebie na ślepo, czy wracać?
Zatrzymali się. Rebecca wzięła głęboki wdech i szybko, wychylając się zza drzewa, o które się opierała, rzuciła kamień przed siebie. Nie patrzyła dalej, czy poszli w tamtą stronę. Słyszała, jak jego ludzie ruszają w stronę odgłosu spadającego kamienia.
Kiedy kroki żołnierzy stawały się coraz cichsze odetchnęła z ulgą, zamknęła oczy i oparła głowę o korę drzewa. Przez tę chwilę czuła się naprawdę wolna. Bez nikogo nad sobą, kto mógłby jej mówić, co ma robić. Bez tego sadysty, przez którego tyle cierpiała nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Bez tej podejrzanej kobiety, która tylko rzucała rozkazy.
         W tej chwili mogła przeanalizować, wszystkie swoje uczucia, co do wojska, co do swojego dotychczasowego życia, co do przyszłego życia bez Homera. Co do sadystycznego blondyna. Mogła myśleć, o czymkolwiek, ale wybrała właśnie jego.
Po tym wszystkim, co jej zrobił, pierwszym i najwyraźniejszym uczuciem była nienawiść. Za zrujnowanie jej życia. Za pozbawienie jej, jej bratniej duszy. Za zabicie jej przybranej rodziny. Za te wszystkie blizny, które będą „zdobić” jej ciało już zawsze. Tylko i wyłącznie nienawiść wchodziła w grę. I na niej chciała się skupić. Nie na strachu, towarzyszącemu jej przy każdej najmniejszej myśli o nim. Nie na automatycznym braku zaufania. Nie na myśli, która szeptała, w jej głowie: każdy może się zmienić.
Tak bardzo pragnęła tylko go nienawidzić. I w tym momencie, coś w jej podświadomości, zawahało się. Ta mała cząstka jej umysłu, czuła coś innego. Nie tylko nienawiść, nie tylko strach, ale wierność. Ta niewielka cząstka, która chciała go szanować. Która była przekonana, że wszystko robi, w jakimś wyższym celu, żeby na koniec wszyscy byli szczęśliwi. Która chciała być mu posłuszna. Która pragnęła mu wybaczyć wszystko. Nie tylko nienawiść się liczy. Szeptała. Liczy się zdolność zrozumienia i wybaczenia.
         Rebecca nie rozumiała tego, co się z nią działo. Z jednej strony go nienawidziła, a z drugiej, chciała mu wybaczyć. Nie! To nie ja chcę mu wybaczyć. Powiedział sobie i uciszyła głos szepczący o wybaczeniu.
-Wybierasz się dokądś, skarbie?
W tym momencie chwila, w której czuła się wolna, skończyła się.
Jej rozmyślania przerwał głos, którego tak bardzo nie chciała teraz usłyszeć. Otworzyła oczy i zobaczyła blondyna, na którego twarzy malował się złowieszczy uśmiech. Chciała się cofnąć, w odruchu ucieczki, ale drzewo rosnące tuż za jej plecami, skuteczniej uniemożliwiało jej ten zamiar.
Mężczyzna zbliżył się do niej i oparł dłonie na korze drzewa, tuż nad jej ramionami, które pokryte były czarnymi żyłami.
Jej dłonie znów zaczęły się trząść. Tylko tym razem jeszcze bardziej, niż kiedy ostatnim razem go widziała. To nie był tylko strach. To była świadomość, że mogłaby go nie nienawidzić.  
         Spojrzała mu w oczy. Co było jednym z największych błędów. Całkowicie zatraciła się, w tej intensywnej zieleni. Mogłaby wpatrywać się, w te piękne tęczówki godzinami, ale rozproszyła ją jedna myśl: wracasz.
Nagle przed oczami mignęły jej wszystkie scenki, które rozegrały się, w sali, gdzie była uwięziona, na stalowym krześle, przymocowanym do ziemi. Bez możliwości ruchu.
         Odwróciła wzrok od jego twarzy, kierując go na jakąś małą gałązkę po jej prawej stronie.
Blondyn, widząc jej reakcję, uśmiechnął się. Dała mu satysfakcję, że jednak jest od niego zależna. Po chwili chwycił jej podbródek i lekko zwrócił jej twarz w swoją stronę, zmuszając do ponownego spojrzenia mu w oczy.
Zdziwił ją jego delikatny gest. Tym razem nie było w nim, ani trochę brutalności. Ani trochę sadyzmu. Po prostu delikatność. Nie potrafiła inaczej tego określić. Dziwny dreszcz przebiegł po jej plecach.
-Nie przejmuj się. Polowanie jeszcze się nie skończyło.
Wypowiedział dwa zdania ze znaczną przerwą pomiędzy nimi. Kiedy wypowiadał pierwsze szepczący głos powrócił, z ponowną próbą przekonania jej, że nawet taki, ktoś jak on może się zmienić. Ale po usłyszeniu drugiej części jego wypowiedzi, głos zamilkł, a Rebecca nie rozumiała, o co konkretnie teraz mu chodziło.
Przeanalizowała wszystko, co do tej pory zrobiła i w jej myślach pojawił się wielki neonowy napis: „KAMIEŃ”. No tak! Kurde… Równie dobrze, mogłabym mieć napisane „idiotka roku” na czole. Rzucając kamień, nie zwracała uwagi, gdzie wyląduje. Byle daleko od niej samej. I w ten sposób wskazała ludziom Czarnej Żyły drogę. Niecały kilometr od miejsca, w którym teraz się znajdowała, była piaszczysta droga, która prowadziła tylko do jednego miejsca, a mianowicie: do Piekła. Wsypałam własnych przyjaciół… Ostatnie osoby, które zostały mi, po śmierci Jack’a i Homera.
Strach po raz kolejny zagościł w jej oczach. Tylko strach. Spotkała spojrzenie blondyna. Uśmiechnął się. Znów dała mu satysfakcję. Skończ z tym w końcu! Upomniała się w myślach. Normalnie nic by nie zrobiła, ale ten uśmiech, którego zdążyła znienawidzić, za bardzo ją zdenerwował. Więc z pełną premedytacją spoliczkowała go najmocniej, jak tylko potrafiła. Jego głowa odchyliła się w wyniku uderzenia.
Nie spodziewał się tego.
-Staczasz się czarodzieju. Nie powinieneś dać się choćby dotknąć nędznej śmiertelniczce.
Nie wiedziała, jak go nazwać, a to, że akurat przypomniała sobie moment, w którym przemieścił się z sali Homera do jej, co wyglądało jakby się przeteleportował, to czysty przypadek. Ale pomocny.
Nie odważyła się mówić głośno. Prawie szeptała, ale głosem pewnym nienawiści i jadu. Bała się, że w którymś momencie może się zawahać, co byłoby dla niego kolejną satysfakcją.
Po tych słowach odwrócił się do niej z zimnym spojrzeniem. Włosy spadały mu na twarz, więc odgarnął je jednym, szybkim gestem.
-Stajemy się coraz śmielsi, co? Ale to nieważne, bo właśnie wydałaś swoich własnych przyjaciół. Brawo. Teraz może, w końcu czegoś się od ciebie dowiem, skarbie.
Jego głęboki głos odbił się echem, w jej głowie. Równie dobrze mógł powiedzieć: „Gratulujemy! Właśnie wydałaś jedyne osoby, które mogły ci zaufać! Jak się z tym czujesz?” tak, jak w tych głupich programach telewizyjnych, gdzie przypadkowi ludzie, za odpowiedź na jakieś pytanie wygrywają duże nagrody pieniężne…
-Dlaczego tak sądzisz?
Zapytała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie wiedziała, czego jeszcze chciałby się dowiedzieć.
-Ponieważ twoi przyjaciele, za kilka godzin będą, w drodze do piekła.
Jej serce znów przyspieszyło. Ta świadomość przepełniała ją strachem. Równocześnie czuła się głupio. Bardzo głupio. Miła ochotę zapaść się pod ziemię. I to jak najszybciej.
         Blondyn położył jedną ze swoich chłodnych dłoni, na jej prawym ramieniu i wtedy wszystko zaczęło się trząść.
         Otworzyła oczy. Jej serce biło tak szybko, jak nigdy dotąd. Leżała na dwóch krzesłach umieszczonych, w przyczepie czarnowłosej kobiety, która uwolniła ją od stalowego krzesła i Czarnej Żyły. Czuła pulsujący ból w tylnej części głowy, ale był na tyle znośny, że go zignorowała.
Podniosła się do pozycji siedzącej. Zauważyła, że ma na sobie ciepły sweter, w ciemnozielonym kolorze i czarne spodnie. Jedynie jej stopy pozostały nagie. Mimo to pierwszy raz od dłuższego czasu, było jej ciepło.
Podniosła wzrok i zauważyła czarnowłosą kobietę ciągle siedzącą naprzeciwko niej.
-Wszystko w porządku?
Zapytała, kiedy ich oczy się spotkały.
-Mhm…
Odmruknęła dziewczyna.
-Tam masz buty i skarpetki.
Rebecca spojrzała we wskazanym przez kobietę kierunku. Po jej lewej stała para butów, a w środku jednego z nich leżały zwinięte skarpetki. Sięgnęła po nie i po raz pierwszy od miesiąca miała na sobie kompletne ubranie dopasowane do pogody, panującej na zewnątrz.
Kiedy zawiązała czarne martensy spojrzała na kobietę pustym wzrokiem i odezwała się:
-Dziękuję.
Nie odpowiedziała, więc Rebecca postanowiła zapytać ją, o coś, co męczyło ją od samego początku:
-Kim jesteś? Dlaczego mi pomogłaś?
Minęła dłuższa chwila zanim odpowiedziała.
-Powiem tak: nie lubię tego gościa, który cię torturował, więc postanowiłam zrobić mu na złość i zabrać mu ciebie.
-Jak mam się do ciebie zwracać?
-Mów mi Samantha.
Kobieta uśmiechnęła się do Rebeccki, w przyjaznym geście. Kilka dobrych uczynków, nie sprawi, że całkiem jej zaufam. Nie po tym wszystkim… Rebecca już nigdy nie będzie zdolna „tak po prostu” powierzyć komuś, jakiś swój sekret.
Przez całą czas, kiedy przyczepę ciągnęło jakieś nieznane dziewczynie auto, Samantha nie starała się namawiać Rebeccki do rozmowy. Jeżeli tego nie chciała, to kobieta nie widziała sensu, w przeciąganiu rozmowy, albo paplaniu bez sensu.
         Rebecca poczuła się w minimalnym stopniu bezpieczna. Pierwszy raz od tak dawna…

13 komentarzy:

  1. Hej Lola,
    BRAVO!!!! Namieszałaś mi w głowie, nie wiem kompletnie co będzie dalej *kłania się w pas* Życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    pozdrawiam
    Moni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Moni :D
      Dziękuję. *uśmiecha się triumfalnie*
      To dopiero początek, jak na razie mało się dzieje... Ale dziękuję xD
      O ! Wena by się przydała...
      Pozdrawiam,
      Lola

      Usuń
  2. Daa... ja na serio się już zgubiłam. To kto w końcu jest tym dobrym, a kto nie? Co to w ogóle za baba jest? I jak można myśleć, że człowiek, który zabił twoją rodzinę i przyjaciela może być w porządku, bo gdzieś jest prawdopodobieństwo istnienia jakiś pozytywnych stron tego wszystkiego? Podziwiam w takim razie optymizm oO Albo po prostu ta substancja, którą jej na początku podał miała jakieś dodatkowe działania typu: "zgadzanie się z działaniami wroga". Mam nadzieję, że mój chaos w głowie wkrótce uporządkujesz jakimiś wyjaśnieniami, ba nie mogę się tego nawet doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że są osoby myślące o syndromie Sztokholmskim. Wow tego się nie spodziewałam xD szczerze mówiąc to jak na razie nie mogę wiele wyjaśnić ponieważ gdybym miała odpowiedzieć na każde pytanie musiałbym wyjaśniać całą zawiłą z każdym dnie coraz bardziej skomplikowaną akcję...
      Podejrzenia co do tej kobiety mogą być wskazane tylko tyle jestem w stanie wyjawić.
      Przepraszam, że tak niewiele, ale nad resztą wszyscy będziecie mogli rozmyślać przy następnych rozdziałach ;)
      Pozdrawiam,
      Lola.

      Usuń
  3. Witaj Lola.
    Gratuluje kochana namieszałaś mi jeszcze bardziej w głowie niż po ostatnim rozdziale! Jednym słowem w mojej głowie panuje teraz natłok myśli, dość sprzecznych z sobą. Brawo, potrafisz, jako jedna z nielicznych, doprowadzić mnie do obłędu i mętliku. *klaszcze w dłonie z obojętną miną, gratulując chaosu panującego w mnie*.
    Nie mam pojęcia jak to przebiegnie dalej. Nic już nie wiem.
    Chciałabym jakichkolwiek objaśnień z twojej strony. Nawet nie wiesz jak nie mogę się tego doczekać.
    Mam tylko jedną uwagę co do samego rozdziału:
    - masz wiele powtórek w co drugim zdaniu lub co zdanie.
    Unikaj tego, bo tekst wtedy staję się dość, jakby to określić, hmmm.... monotonny.
    Wracając do rozdziału:
    - nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
    - jak można optymistycznie myśleć o kimś kto zabił ci rodzinę i przyjaciela? Nie widzę żadnych pozytywów w tej sytuacji.
    - podejrzana jest ta kobieta
    - szkoda mi Homera, w sumie nic nie zrobił, chciał tylko pomóc Rebecce a niepotrzebnie cierpiał.
    Cóż mogę jeszcze dodać? W sumie to już wszystko powiedziałam.
    W każdym bądź razie życzę weny.
    I czekam na kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hey kocie :*
      Dziękuję. I mogę cię zapewnić iż zrobię to jeszcze nie raz w przyszłości xD
      Przepraszam za ten rozdział i dziękuję za komentarz. Przepraszam za Homer'a ale mam wobec niego Wielkie plany. Nie mogę dużo zdradzić...
      A tak w ogóle to: ale się rozpisałaś o.O w przeciwieństwie do mnie teraz xD
      Weno wróć ! Rozdział się poprawia, więc powinnam go niedługo mieć :3
      Pozdrawiam,
      Lola.

      Usuń
  4. Hej Lolciu ;D
    (Wcale ze sobą właśnie nie piszemy) :D
    To, że nie mam pojęcia kto jest kim, włączając w to główną bohaterkę, bo z tego co wiem, to wszyscy mają po kilka tożsamości i prawdopodobnie każda jest prawdziwa (jakkolwiek by to nie brzmiało - witamy w świecie Loli) xD to jest oczywiste, ale nieoczywistym było dla mnie to czemu Ci tego nie skomentowałam od razu po przeczytaniu, ale już wiem czemu nie, bo przeczytałam jeszcze raz...
    ZASŁUGUJESZ NA TORTURY ... TAKIE TORTURY W STYLU PANA G. (I Ty dobrze wiesz o co i chodzi)
    Jak ... jak mogłaś zabić Homera (choć w sumie nie wiem już który jest prawdziwy) ale i tak I HATE YOU
    No cóż Ci tu powiedzieć, Twoje rozdziały zawsze są świetne i kocham je wszystkie, ale to chyba wiesz :3
    Namieszałaś mi i nie mogę nic sensownego wymyślić, bo pewnie i tak nie okaże się to prawda ;(
    Wieszczko, wszystkich nas przechytrzysz !!
    Życzę Ci dużo weny i żebyś wreszcie obejrzała SHERLOCKA, bo masz wolne, a się lenisz tak samo jak ja!!


    Okej to tyle :D
    *wychodzi dzwoniąc do Christiana*
    Pozdrawiam
    Embers :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hey Em !
      (Teraz też wcale ze sobą nie piszemy xD)
      Embers ! *klaszcze w dłonie uśmiechając się* "wszyscy mają po kilka tożsamości i prawdopodobnie każda jest prawdziwa" oj tak zgadzam się ! Jeszcze tak wam namieszam, że to będzie moje najpiękniejsze dzieło xD
      Też cię kocham :* jak już wspomniałam wyżej mam Wielkie plany względem Homera. On nie jest zwykła postacią drugoplanową xD
      Dziękuje :3
      Myśl myśl Em, może jednak coś ci przyjdzie do głowy ;)
      Mam zamiar ! ! xD
      Idę poszukać weny w mikrofalówce albo w kubku herbaty ;-;
      Obejrzałam 1sezon i zaczynam 2 xD bądź dumna wiewióro <3
      *Biegnie do Loki'ego*
      Pozdrawiam,
      Lola <3

      Usuń
  5. Przepraszam bardzo, że i ja nie zostawiałam u ciebie komentarzy, ponieważ zgrywałam sobie wszystko na komórkę i czytałam w nocy. Jak dla mnie idealny klimat. Powiem tak:
    Na początku, kiedy scena przeniosła się do salonu, miałam wyobrażenie, że blondynem jest Thor, a tą Laydy - Loki. Ale jak doszło do pocałunku zmieniłam zdanie. Jeszcze jak kobieta powiedziała - L...
    Heheh już cię rozkminiam, powoli, mozolnie, ale jednak. Rebecca w końcu wydostała się z sali tortur i podała Czarnej Żyle na tacy jej przyjaciół. No rzesz. Zniszczysz jej życie ty wredna ty... I nie wiem czy Żyła jest sadystą czy ty :D ? .
    Błędów nie ma ( nie zauważyłam, za to u mnie są podane jak na tacy :D ). Akcja się rozkręca. Podoba mi się wizja tego miejsca zwanego Piekłem. Chcę już Lokiego. Kobitka w czerni mnie zaintrygowała. Dawaj Loczka. Nie zadasz ogromnego bólu Rebecce?
    Pozdrawiam
    Vint

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hey Vint :D
      Dobrze, że wykluczyłaś tą opcję, nie jestem wielką fanką Thorki...
      To dopiero początek tu można wszystkiego się domyślić, ale właśnie podsunęłaś mi kolejny pomysł, co oznacza kolejną komplikację, czyli większy wątek do rozwinięcia, czyli szybko z tym nie skończę... Dziękuję Vint ! :D
      Co do sadysty, to... Oboje xD
      Tak akcja się powoli rozkręca. Nareszcie ! xD
      Czy nie zadam ogromnego bólu Rebecce? Czy to pytanie retoryczne? Oczywiście, że zadam ! Ale niestety nie w najbliższym czasie. W każdym bądź razie ona sobie jeszcze pocierpi... I fizycznie i psychicznie.
      Dziękuję za komentarz
      Pozdrawiam,
      Lola.

      Usuń
  6. Pan Żyła... *brawa*
    Śmierć... Wiedz, że Ty też kiedyś umrzesz... Przeze mnie... Przez nóż, który biję Ci w plecy... Powoli... Albo nie. zakopię Cię. ŻYWCEM!
    No jak tak można? Moj ulubiony bohater? Serio? Ty zawsze uśmiercasz tych dobrych i fajnych!
    Podejrzewam, że tą tajemniczą Lady będzie Sif. Ale to tylko przypuszczenia...
    I... Kiedy scena w łazience? XD
    Dobra. Nie słuchaj mnie, bo gdy jest już ta godzina, mój mózg nie pracuje prawidłowo... Ale Ty o wiesz, no nie? :*

    Czekam na następny rozdział lamo!

    Buziaki, Stella.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Stelluś Pan Żyła, czyli pisanie o pierwszej nad ranem, bo rano trzeba wydrukować rozdział i dać go do poprawienia xD
      Mam więcej powodów, żeby zakopać cię żywcem !! xD
      Zawsze? Jak to zawsze? Xevertus jeszcze żyje !
      ...
      ...
      To znaczy będzie żyć... xD
      Wracając... xD Wszyscy (okey większość) podejrzewacie tą biedną kobietę o nie wiadomo co... Okey zamknij się Lola, bo za dużo powiesz... xD
      Scena w łazience? Well... W przyszłości xD a patrząc na mój brak weny to w bardzo dalekiej przyszłości :c
      Oj wiem xD wiem, że często ci odwala xD ale i tak cię kocham <3
      Poprawia się lamo !
      :*

      Usuń
  7. Witaj,Chciałam Cię poinformować iż nominowałam twój blog do Libsten Award. Szczegóły u u mnie http://moniquefitzgerald.blogspot.com/

    pozdrawiam
    Moni

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Dla Was to tylko kilka napisanych słów, a dla mnie - ogromna motywacja :D