niedziela, 13 listopada 2016

#010

Taka tam modyfikacja...

So cold Man’

         Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż powinien złożyć jej jakąkolwiek wizytę już dawno temu, albo chociaż dać jakiś znak życia, ale nie był w stanie. Zbyt dużo rzeczy zajmowało jego czas. Zbyt dużo komplikacji w Asgardzie, gdzie się wychował… musiał najpierw wszystko doprowadzić do porządku, co i tak jeszcze się dokonało. Chciał z nią porozmawiać, wszystko wyjaśnić, pomimo tego, iż zdawał sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie. Wziął głęboki oddech, nagły podmuch wiatru nawet nie zdążył go dotknąć. Już zdążył zniknąć z pustej ulicy i przenieść się do jej mieszkania.
         Zobaczył niską, młodą kobietę, stojącą przy kuchennym zlewie. Musiała się zaciąć, ponieważ na blacie leżał delikatnie muśnięty krwią nóż. Spięła się, zawsze potrafiła wyczuć jego obecność i przez cały czas zachodził w głowę, w jaki sposób, lecz odpowiedź na to pytanie nigdy nie została mu udzielona. Słyszał, jak przeklęła pod nosem, kiedy wziął kubek z herbatą i upił łyk.
– Jak dla mnie, zawsze piłaś zbyt mocną herbatę – odezwał się całkiem obojętnym głosem. Nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę, więc postanowił uciec się do czegoś takiego.
– Wynoś się stąd albo wezwę policję – usłyszał jej bezbarwny ton. Tyle wystarczyło, aby ogrzać jego serce. Ten głos zawsze tak na niego działał. Oczywiście to, co powiedziała musiało być kpiną. Żaden śmiertelnik nie był w stanie mu zagrozić. Zakręciła wodę, tkwiąc ciągle w tym samym miejscu.
– Doskonale wiesz, że jedynie narobiłabyś sobie bałaganu, w tym cudownym mieszkaniu – odpowiedział, będąc bardzo pewnym siebie i miał rację. Wystarczyłaby sekunda, aby policjanci dokonali zbrodni sami na sobie. – I zdajesz sobie sprawę z tego, ze preferuję ciszę – dodał, powoli, bezszelestnie zbliżając się do niej. Odwróciła się do niego, kiedy był już bardzo blisko. Wyglądała na zdziwioną jego wyglądem, zdążyła przywyknąć do tego, że uwielbiał elegancki ubiór, a nie to, co dzisiaj reprezentował, czyli zwykły czarny t-shirt i podobnego koloru, wąskie spodnie.
Całkiem niechcący wsłuchał się w jej myśli. Brak butów… dobry plus, bo nie zabłoci mi kafelek. Minus – na boso zostawi ślady i trzeba będzie to znowu zmywać. Bogowie… za jakie grzechy? Miał ochotę zaśmiać się, lecz czuł, że nie jest to najlepszy pomysł.
– Nie przejmuj się podłogą, nie zostanie tu po mnie ślad – odezwał się mimo woli, po czym dodał coś, czego nienawidziła. – Ruda księżniczko – uśmiechnął się łobuzersko, nie potrafiąc powstrzymać tego odruchu. Obserwował ją uważnie, biorąc kolejny łyk mocnej herbaty.
– Po pierwsze, skumulowałeś dwa słowa, które bardzo działają mi na nerwy – rzeczywiście mógł usłyszeć nutkę złości w jej głosie. – A po drugie, chyba już kiedyś wspomniałam, że jak jeszcze raz będziesz szperać w mojej głowie, to stracisz zęby – w reakcji na jej słowa pokręcił głową, nie rezygnując z uśmiechu, co prawdopodobnie doprowadzało ją do szału.
– Jednak trochę się zmieniłaś – stwierdził, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. – Nie używasz przemocy, wypowiadając groźby – wiedział, że prędzej czy później pożałuje tych słów. Kiedy zbliżył się na odległość około trzech kroków, znów się odezwała.
– Masz moją herbatę – upił jeszcze jeden łyk, wyczuwając dziwną aurę, jakby podstępu, po czym oddał jej kubek. Nie minęła sekunda, a poczuł zimną stal, przeszywającą jego bok. Zgiął się w pół i cofnął o dwa kroki. Na jego twarzy przez chwilę pojawiła się nutka bólu, lecz zaśmiał się, chwytając nóż wbity w jego ciało. – To za te pięć lat, dupku – dodała, patrząc, jak próbuje uporać się z tym małym problemem.
– Mój błąd – zaczął, mocno chwytając rączkę noża. – W tej kwestii wcale się nie zmieniłaś – z cichym jękiem pozbył się stali, pozostawiając na niej swoją krew. Ucisnął ranę i użył zaklęcia, aby szybko się zagoiła. Kobieta wzięła łyk herbaty, a on w bardzo szybkim tempie znalazł się tuż naprzeciw niej. Sięgnął za nią i opukał ostrze, w między czasie spoglądając za siebie. – No pięknie… teraz masz moją krew na podłodze – nie zauważył żadnej reakcji z jej strony, nie licząc tego, że wstrzymała oddech, kiedy pojawił się tuż przy niej. Spojrzał jej w twarz, a ona uparcie unikała jego wzroku. Powoli przesunął zimną, ostrą stalą po jej nagim obojczyku, potem po szyi i zatrzymał się na linii szczęki, zmuszając ją, aby spojrzała mu w oczy. – Nie jestem tu po to, aby się kłócić – powiedział cicho, po czym oderwał nóż od jej skóry, dopiero wtedy zaczerpnęła powietrza. Zwinnym ruchem przeciął gumkę, trzymającą jej włosy. Szkarłatne loki opadły jej na ramiona. Odłożył ostre narzędzie na blat. Wyciągnął dłoń w jej stronę, aby założyć niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Zauważył, że chciała się cofnąć, lecz nie miała na to miejsca.
– Co ty zrobiłaś z włosami? – nawet nie wiedział, czy powiedział to na głos, czy jedynie pomyślał. Najwyższy czas przejść do sedna. – Wiem, co teraz czujesz, ale…
– Wiesz, co czuję? – nie dane mu było skończyć. Tymi słowami jedynie rozbudził uśpiony wulkan. Cofnął dłoń, słysząc pogardę w jej głosie. Szybko przecisnęła się pomiędzy nim, a blatem, aby jak najbardziej zwiększyć, dzielącą ich odległość. – Pięć lat, Loki. Zostawiłeś mnie na pastwę losu pięć lat temu, bez słowa. Zarzekałeś się, że mnie kochasz, byłam naiwna wierząc w jakiekolwiek twoje słowo! Wiesz jak to wyglądało? Po prostu pewnego dnia obudziłam się całkiem sama. Żadnej wiadomości, nic! Nic po sobie nie zostawiłeś, zupełnie, jakbyś przyszedł do pierwszej lepszej dziwki zabawić się przez jedną noc i zniknąłeś nad ranem, nic nie mówiąc!
– Audrey… – chciał jej to wszystko wytłumaczyć.
– Nie skończyłam! – wykrzyknęła, uciszając go. Wyciągnęła z jednej szuflad srebrny pierścionek z malutkim szmaragdem, osadzonym dokładnie na środku. Pierścionek z Asgardu, który dał jej w ramach zaręczyn. Wszystko powoli do niego wracało, rozbijając jego serce na coraz to mniejsze kawałeczki. – Miałeś czelność oświadczyć się dwa dni przed zniknięciem! – rzuciła w niego obrączką, co bardzo go zabolało, lecz nie pokazywał jej żadnych emocji. – Równie dobrze mogłeś nigdy nie pojawiać się w moim życiu! – nie zareagował. Patrzył na nią jedynie zimnym wzrokiem, zastanawiając się, jak ją uspokoić.
         Kiedy już chciał się odezwać usłyszeli telefon. Kobieta przewróciła oczyma, po czym udała się do pomieszczeni obok, aby odebrać telefon. Nie chciał przysłuchiwać się rozmowie. Mógł mieć tylko swoje własne podejrzenia. Po chwili pojawił się w salonie, a ona odkładała urządzenie.
– Jesteś z kimś? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
– Nie – odparła oschle. – – To był klient. Pozuje do aktów ze swoim mężem, zadowolony z odpowiedzi, panie wszystkowiedzący? – była wściekła, to zdecydowanie nie będzie łatwa rozmowa. Mimo to, chciał pokojowo rozwiązać tę sytuację.
– Audrey, posłuchaj. Zrobię ci nową herbatę, usiądziemy i porozmawiamy na spokojnie, dobrze? – starał się być opanowany i nie pozwolić emocjom wziąć góry.
– Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. Wyjdź i nie wracaj – nie miał zamiaru tak po prostu zostawić tej sprawy. Chciała wrócić do kuchni, lecz złapał ją mocno za ramię i przyciągnął do siebie.
– Zrobię ci herbaty, a ty posłusznie ją wypijesz i wysłuchasz mnie, wyraziłem się jasno? – jego oczy pociemniały ze złości, próbował panować nad swoim głosem, lecz chyba nie za bardzo mu to wychodziło. Widział w jej zaciekłym spojrzeniu, ze przestała się go bać.
– Wolałabym wypić najobrzydliwszy wywar jakiejś starej wiedźmy, niż cokolwiek, co ty byś zrobił. Poczekasz na mnie w salonie – odpowiedziała równie stanowczo, wyswabadzając się z uścisku. Oboje nie znosili sprzeciwu, oboje byli zawzięci i dążyli do własnych celów.
         Już dawno próbował zrozumieć to, co się działo pomiędzy nim, a śmiertelniczką. Nigdy nie zdarzyło mu się czuć czegoś więcej, niż pogardy do tej rasy. Ona wydała mu się zamglonym odbicie jego samego, może dlatego przykuła jego uwagę. Tęsknił za nią, chciał, aby wszystko znów było, jak kiedyś, ale wiedział, że to niemożliwe. Po chwili poczuł zapach świeżo parzonej kawy.
Kiedy wróciła do salonu, widział, że powstrzymywała się, aby nie znaleźć się zbyt blisko niego.
– Nie zostawiłem cię bez powodu, tak samo jak nie poznałem cię bez powodu – zaczął całkiem obojętnym i nieprzekonującym tonem. Chciał mieć to wszystko już za sobą.– Nie zdążyłem zostawić wiadomości, ponieważ sytuacja była nagła i krytyczna. Mój… przyjaciel, potrzebował pomocy.
– Czyżby nasz kochany Nathaniel? – zapytała ironicznie. Nienawidziła tego mężczyzny, nie dziwił jej się. Szkolił ją, kiedy uczyła się używać magii w pewnej ważnej chwili w ich życiu, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, iż tak mocno się to na niej odbije.
– Nie. Fandral.
– Fandral?
– Owszem… Jak sama wiesz Nathaniel doszedł do władzy w Asgardzie, kiedy Thor zrzekł się tronu dla Jane Foster, a ja ze względu na samego siebie, wolałem pozostać w cieniu. Jego rządy bardzo nie spodobały się niektórym ludziom, w tym Fandralowi. Nathaniel, jako król Asgardu umieścił go w więzieniu, tak, jak pozostałych buntowników. Nigdy ci tego nie opowiadałem, ale to nie jest nic przyjemnego. Po prostu zimna, kamienna cela, wyposażona w twardą pryczę i wychodek… Nie jestem w stanie go stamtąd wyciągnąć – nienawidził przyznawać się do porażek, ale w tej sytuacji nie miał wyboru.
– Przez te pieprzone pięć lat, nie udało ci się nawet opracować planu ucieczki dla niego?!
– To nie takie łatwe!
– Równie dobrze mogłeś powiedzieć, że po prostu masz to w dupie i nie obchodzi cię jego los!
– Dobrze wiesz, że mnie obchodzi! – wziął głęboki wdech i kontynuował już spokojnie. – Udało mi się wynegocjować większe porcje jedzenia dla niego… Cały czas dopracowuje zaklęcie, które będzie w stanie przenieść go w bezpieczne miejsce, z daleka od tego psychopaty.
– I jesteś tutaj, dlatego, żeby mi powiedzieć, że nie potrafisz go wyciągnąć z tego gówna, do którego go wpakowałeś?
– Nie – zignorował większą część jej wypowiedzi, nie po to, aby na nią nie odpowiadać, tylko po to, żeby skupić się na najważniejszych informacjach. – Jestem tu, ponieważ poprosił mnie o to. Żeby wszystko ci wyjaśnić, żeby… – zawahał się. Takie słowa nigdy nie chciały przejść mu przez gardło, a zwłaszcza dzisiaj. – Żebyś wybaczyła jemu i mnie.
– Wybaczyłam Fandralowi już dawno temu. Dlaczego miałabym zrobić to samo w stosunku do ciebie? – jej ton pozostał obojętny. – Nie dawałeś o sobie znać przez pięć lat… – nagle usłyszał załamanie w jej głosie. Walczył sam ze sobą, aby nie znaleźć się tuż przy niej. – Wypłakiwałam sobie oczy, nic nie jadłam przez dobre trzy tygodnie, nie potrafiłam normalnie funkcjonować bez… a ty nawet o mnie nie pomyślałeś, będąc w swoim cudownym Asgardzie – wstała i podeszła do dużego, drewnianego barku, skąd wyciągnęła półlitrową butelkę whiskey. Nawet nie pofatygowała się po dodatkową szklankę. Wzięła porządny łyk „z gwinta” i wróciła do niego. Ledwo znosił te wszystkie słowa.
– Myślałem o tobie w każdej wolnej chwili. Kiedy tylko nie zajmowałem się twoim ukochanym Fandralem – odpowiedział z urazą. Chciał, żeby to tak brzmiało, aby ukryć wszystkie inne emocje.
– Skąd mam mieć pewność, że jeżeli, czysto hipotetycznie, ci wybaczę, znów mnie nie zostawisz na kolejne lata, albo nawet i na zawsze? – wyszeptała, nie patrząc mu w oczy i biorąc kolejny łyk mocnego alkoholu. Chciał zapewnić ją, że zostanie przy jej boku do końca życia, lecz nie potrafił, ponieważ skłamałby. Nie to, że miał z tym problem, ale zabolałoby go to tak bardzo, jak i ją.
– Nie możesz mieć pewności – odpowiedział całkiem szczerze. – Ale wiedz, że jestem tą samą osobą, którą pokochałaś.
– Ciekawe… tamten Loki, już dawno… – nie skończyła, ponieważ zdążył wstać i odebrać jej alkohol. Tak, jak zwykł to robić w przeszłości.
         Opróżnienie takich trzech butelek nie zajęło im dużo czasu. Oboje byli bardzo mocno wstawieni. Muzyka cały czas leciała w tle. Loki stwierdził, że nie ma zamiaru siedzieć w „prawie ciszy”. I już po chwili tańczyli w rytm muzyki. Śmiali się przez ten cały czas, lecz kiedy przyszła pora na coś wolniejszego, obydwóm zebrało się na sentymentalne roztrząsanie przeszłości. Nie potrafili się od siebie odkleić. Na początku jedynie kołysali się delikatnie, przytuleni do siebie, ale wraz z rozwojem akcji ich języki też zaczęły się ze sobą tulić.
         Obudziły go promienie słońca, wpadające do pokoju, przez cienkie, gładkie, białe firanki. Westchnął głęboko, powoli przypominając sobie to, co zdarzyło się zeszłej nocy. Spojrzał szybko na siebie. Na całe szczęście był w ubraniach, gdyby było inaczej mógłby już więcej się do niej nie odzywać.
Jego nozdrza wypełnił mocny zapach kawy. Zwlekł się z łóżka i cicho podążył do kuchni. Wiedział, że tam ją znajdzie. Opierała się o blat, tyłem do niego, robiąc coś przy laptopie. Wziął głęboki wdech, podszedł do niej i objął w talii. Oparł głowę na jej ramieniu, powstrzymując się, aby nie zaczął całować jej szyi.
– Dzień dobry – wymruczał. W jego głosie można było przez chwilę usłyszeć smutek. Nie zapanował nad tym i sam nie wiedział, skąd się wzięła ta nuta w jego tonie.
– Dzień dobry, Loki – odpowiedziała łagodnie.
– Zdecydowałaś? – wyszeptał, po dłuższej chwili milczenia. Bał się odpowiedzi. Chciał, żeby mu wybaczyła, pomimo tej okropnej sytuacji, w której oboje się znajdowali. Obróciła się do niego twarzą, po czym z uśmiechem poprawiła jego włosy. Jego serce wypełniła nadzieja, lecz nie okazywał tego, ciągle czuł niepewność.
– Wiesz, jak brzmi odpowiedź – wspięła się na palce i pocałowała go namiętnie, tak, jak kiedyś zwykła robić. Dopiero wtedy był pewien. Kochał ją i zależało mu na niej. Czuł, że wybaczy mu błędy przeszłości. Kiedy odsunęła się nieznacznie, spojrzała mu w przepełnione szczęściem i satysfakcją oczy. Nie widział uśmiechu na jej twarzy, lecz tłumaczył to zmęczeniem. – Wyjdź z mojego mieszkania i nigdy nie wracaj – wyprostował się i odwrócił wzrok od jej bezlitosnego spojrzenia. Złamała mu serce. Niemal słyszał, jak upada na podłogę i roztrzaskuje się na miliony kawałeczków. W końcu poczuł to, co ona pięć lat temu. Był zły na siebie, za to, że choć przez chwilę dopuścił do siebie myśl o ponownym szczęściu. – Wybaczyłam ci, Loki, ale nie pozwolę, abyś znów potraktował mnie jak jedną ze swoich zabawek. Nie oczekuję, że dalej będziesz walczyć. Nie chcę powtórki z przeszłości – nie patrzył na nią, ale wiedział, że po jej policzku spłynęła łza. – Kiedyś na pewno się spotkamy… prawdopodobnie w piekle – dodała szeptem, a on nie wytrzymał. Nachylił się do niej, czule ucałował w policzek. Kiedyś na pewno znów o nią zawalczy, lecz teraz musi dać jej czas, tak samo, jak i sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Dla Was to tylko kilka napisanych słów, a dla mnie - ogromna motywacja :D