Witam witam
:D
Na
początek chciałam powitać nową czytelniczkę Sarę Cerve. Ciasteczko? Herbatkę?
:D
Poza
tym bardzo się cieszę, że spodobał Wam się kolejny shot :D
Ten
rozdział bardzo krótki, ale wybaczcie ostatnio mam zbyt dużo nauki na głowie, a
za niedługo egzaminy, więc muszę się wziąć za siebie.
Pozdrawiam Paulinka :*
Pozdrawiam Paulinka :*
Nie
przeciągając (dzisiaj nie Tom, ani nie Loki, tylko Em nasz mąż :3 )
Enjoy :D
Tuż po wyjeździe Samanthy, Matt
postanowił oprowadzić Rebeccę po swojej ogromnej willi. Najpierw pokazał jej
parter, gdzie znajdowała się kuchnia, w której jedli obiad; duży salon o
ciemnofioletowych ścianach zdobionych złotymi wzorami. Naprzeciwko wejścia do
pokoju, pod ścianą znajdował się kominek, obłożony jasnymi kamieniami, przed
którym ustawiono dużą, skórzaną kanapę nakrytą lawendowym kocem. W prawym kącie
stał duży, głęboki fotel również obity skórą. Leżały na nim cztery małe
poduszki w różnych odcieniach fioletu. Po lewej stronie od wejścia, na
podwyższeniu stał ogromny, czarny fortepian. Od jego zamkniętej klapy odbijały
się promienie popołudniowego słońca, wpadające do pokoju przez duże okna o jasnych
ramach. Sufit zdobił duży, złoty żyrandol, który pomimo swoich rozmiarów
wyglądał na bardzo lekki.
Na
tym samym piętrze znajdowała się mała, ale bogato urządzona łazienka.
Matt jeszcze raz przeszedł do kuchni
i otwierając wąskie, w połowie przeszklone drzwi, których Rebecca wcześniej nie
zauważyła, ukazując zadaszony taras ze skromną, drewnianą ławką po prawej
stronie drzwi.
Z
tarasu rozciągał się piękny widok na morze. Dom stał na klifie, a wokół rosły
niskie, krzaczaste drzewa. Po niebie przemieszczały się duże, białe obłoki,
zdobiące błękit nieboskłonu tak, jak piana wieńcząca morskie fale. Czerwone,
zachodzące słońce nadawało pomarańczowych barw chmurom i powoli zmieniało barwy
nieba na granicy z wodą.
Rebecca,
stojąc na tarasie, podziwiała ten cudowny widok, wdychając zapach morskiej
bryzy, który przypominał jej Homera. Niemal natychmiast przed jej oczami,
niczym wizja, ukazało się ciągle wyraźne wspomnienie, w którym żołnierze
strzelają z nieznajomej broni do jej przyjaciela.
Serce
dziewczyny ścisnęło się boleśnie, a oczy zaczęły piec, lecz nie myślała o tym
długo, ponieważ usłyszała tuż za sobą ściszony, aksamitny głos Matt’a:
-Podoba
ci się?
-Tak.
Piękny widok.
-Osobiście
uważam, że to odpowiednie miejsce na puszczenie w niepamięć wszystkich okrutnych
rzeczy, jakich człowiek doświadczył… Ale o skuteczności tej okolicy przyjdzie
nam się dopiero przekonać…
Blondyn
westchnął, wdychając słone od oceanu powietrze i po chwili zapytał:
-Chcesz
zobaczyć resztę domu?
-Z
przyjemnością.
Odparła
niemal szeptem, zwracając swoje błękitne oczy na Matt’a, uśmiechnęła się, a on
zszedł z progu drzwi tarasowych i gestem dłoni zaprosił Rebecce do środka.
Na piętrze znajdowały się trzy
sypialnie. Wszystkie były tak samo skromnie urządzone, czyli łóżko, mała komoda,
szafa, lustro i stolik nocny. Rebecca dowiedziała się, że dzisiejszego ranka
obudziła się w sypialni Matt’a. Była trochę zażenowana tym faktem. I właśnie w takich sytuacjach cieszę się, że
nie potrafię na zawołanie zmieniać się w chodzącego, płonącego czerwienią
buraka, pomyślała, mijając pokój blondyna.
Oprócz
tych trzech pomieszczeń, na piętrze znajdowały się dwie małe łazienki oraz
gabinet Matt’a.
Ale
pomimo tych wszystkich pokoi i tarasu z malowniczym krajobrazem, Rebecce
najbardziej spodobało się poddasze, które okazało się być jedną, wielką
biblioteką. Ogromne, dębowe półki były wypełnione rozmaitymi książkami o
różnych rozmiarach i różnej grubości.
Małe
okienko było otwarte, żeby choć trochę wywietrzyć zapach starych książek i
kurzu.
Podeszła do jednej z półek i
przeczytała kilka pierwszych tytułów na grzbietach książek. Rozpoznała tylko
„Wichrowe Wzgórza” Emily Bronte.
Spojrzała
niepewnie na Matt’a i zapytała:
-Mogę?
-Śmiało.
Nie są jeszcze, aż tak stare, że rozpadają się pod najmniejszym naciskiem.
Uśmiechnął
się przyjaźnie, a Rebecca delikatnie wydobyła „Wichrowe Wzgórza” spomiędzy
innych książek.
Otworzyła
na pierwszej stronie i przeczytała pierwsze zdanie: „Właśnie wróciłem z wizyty u mego gospodarza, jedynego sąsiada, który
będzie zakłócał mi samotność.”
Uśmiechnęła
się na wspomnienie wakacji, trzy lata temu, kiedy po raz pierwszy przeprawiała
się przez tą piękną historię.
Zamknęła
książkę i pokazała ją Matt’owi.
-Czytałeś
to?
-Oczywiście,
że tak. Idealna lektura. A ty?
Podszedł
do Rebeccki i odebrał od niej „Wichrowe Wzgórza”.
-Też
pytanie… Kiedyś usłyszałam, że po przeczytaniu tego, nie znajdę lepszej
książki. Przeczytałam. I od trzech lat nie znalazłam lepszej.
Mężczyzna
obdarzył ją promiennym uśmiechem, a w jego oczach zatańczyły wesołe iskierki.
Zaciekawiony zapytał:
-Lubisz
romanse?
-Szczerze…
Nie. „Wichrowe Wzgórza” były pierwszym i jak do tej pory jedynym romansem,
który przeczytałam.
-Dobrze,
bo nie ma tutaj wiele książek tego pokroju.
-Więc,
co zwykle czytasz?
-Książki
akcji, przygodowe, czasem fantastykę…
Przerwał
mu sygnał dzwoniącego telefonu.
-Przepraszam,
na chwilę.
Matt
wydobył urządzenie z kieszeni i zostawiając Rebecce samą w biblioteczce wyszedł,
odbierając telefon.
Dziewczyna
przez chwilę przeglądała tytuły książek. Nie zdążyła niestety znaleźć nic, co
wydawałoby się tak ciekawe, że nie mogłaby doczekać się, aż tego nie przeczyta,
ponieważ już po niecałych dwóch minutach na poddasze z powrotem wpadł Matt.
-Możemy
przejść do salonu? To ważne.
-Oczywiście.
Jego
głos zdradzał zaskoczenie i niepokój. Rebecca zauważyła to i postanowiła nie
zadawać pytań. Posłusznie udała się razem z mężczyzną na parter willi.
Na środku pokoju stała wysoka
brunetka, która wydała się Rebecce znajoma. Tuż za dziewczyną dwie kobiety o
blond włosach i błękitnych oczach wpatrujących się w Matt’a, trzymały za
ramiona brunetkę, która wydawał się być przerażona.
-Kto
to jest?
Zapytał
mężczyzna wskazując na wysoką dziewczynę.
-Nie
wiemy. Twierdzi, że zna Odrodzoną. Dlatego postanowiłyśmy ją tutaj
przyprowadzić.
Brunetka
rozglądała się czujnie po pokoju, a kiedy jej szare oczy trafiły na dziewczynę
podążającą za blondwłosym mężczyzną, na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi.
-Becca!
Powiedz im! Powiedz, że cię znam! Powiedz, że jesteśmy siostrami!
Wybuchła
brunetka. Rebecca zmarszczyła brwi słysząc te słowa i przyglądając się
dziewczynie. Coś jej podpowiadało, że skądś kojarzy te rysy twarzy.
Matt
delikatnie położył dłoń na ramieniu Rebeccki i schylając się wyszeptał:
-Znasz
ją?
Dziewczyna
jeszcze raz przyjrzała się brunetce.
-Becca
ogarni się! To, że mnie nie lubisz teraz nie ma znaczenia! Ja jedna przeżyłam
tą całą strzelaninę! A ty nie chcesz się do mnie przyznać, bo jesteś moją
przyszywaną siostrą? Daj spokój! Pomyśl, co Jack by o tobie teraz pomyślał.
Rebecca
zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, kim jest ta dziewczyna i o kim mówi.
-Znasz
ją?
Zapytał
ponownie blondyn delikatnie przesuwając kciukiem po jej ramieniu.
-Nie.
Widzę ją pierwszy raz w życiu.
W
oczach brunetki pojawił się gniew i łzy. Nic nie mówiła, a Matt kazał ją
wyprowadzić i o resztę pytać przełożoną blondwłosych kobiet.
Reszta dnia minęła Rebecce dość
szybko, ponieważ spędziła dobre kilka godzin na poddaszu, czytając różnego
rodzaju książki.
Nie mógł siedzieć bezczynnie w jednym
miejscu, ale stwierdził, że zacznie swoją terapie dopiero rano. Pozostawił
dziewczynę ze stosem książek i postanowił, że spróbuje się wyspać.
Równe
trzy godziny przekręcał się z boku na bok i nie potrafił usnąć. W końcu, kiedy
wybiła pierwsza rano. Stwierdził, że nie uśnie tym razem.
Z westchnieniem podniósł się i z
czystych nudów udał się do salonu.
Księżycowe
światło wpadało do pomieszczenia przez duże okna i odbijało się od zamkniętej
klapy fortepianu. Podszedł do instrumentu, usiadł na krześle przed nim i
delikatnie przesuwając smukłymi palcami po klawiszach, zaczął grać.
Po godzinie gry na fortepianie
stwierdził, że dziewczyna pewnie już śpi, więc udał się na poddasze, żeby tak
jak zwykł robić, zamknąć drzwi na klucz.
Wszedł
do małego pokoiku i przy słabym świetle lampy dojrzał Rebecce śpiącą na fotelu
z książką na kolanach. Nawet nie spojrzał na tytuł. Podszedł do dziewczyny i
odłożył książkę na stoliczek obok fotela. Wyłączył lampkę i na ślepo niosąc ją
na rękach udał się na piętro do sypialni, którą jej przydzielił. To znaczy
chciał się tam udać, ale zapomniał otworzyć drzwi, które zwykł zamykać na
klucz.
Cholera… zaklął w myślach, po czym rozejrzał
się. Drzwi do jego sypialni były otwarte. Westchnął. Chociaż… Ech przecież już tam spała, co mi szkodzi.
Położył
Rebecce na mahoniowym łóżku, przykrył cienką kołdrą i cicho zamykając za sobą
drzwi opuścił pokój.
Matt z powrotem udał się na poddasze
w celu zamknięcia drzwi. Kiedy tylko to zrobił postanowił, pomimo drugiej
trzydzieści nad ranem, wziąć prysznic.
Rebecce obudził chłodny, ale
delikatny, nocny wiatr. Otworzyła oczy i spostrzegła, że zamiast znajdować się
w fotelu, na którym zasnęła, leżała w wygodnym łóżku, w którym już miała okazje
być rano. Przypomniało jej się, czyja to sypialnia i zalała ją fala zawstydzającego
ciepła.
Spojrzała
na elektryczny zegarek, postawiony na stoliczku przy łóżku. Druga czterdzieści… Matt pewnie już śpi… Westchnęła
podniosła się z łóżka i najciszej jak potrafiła udała się do najbliższej
łazienki.
Nacisnęła
klamkę drewnianych drzwi i otworzyła je, lecz dosłownie sekundę później całkiem
się przebudzając, z powrotem zamknęła je opierając się o nie plecami. Zamknęła
oczy i przetarła twarz dłońmi. To się nie
dzieje naprawdę… Jak można się tak pogrążyć… Cholera najpierw okazuje się, że
śpię w jego łóżku, a teraz prawie weszłam mu pod prysznic. Pięknie Becca… Już
nigdy nie spojrzę mu w twarz…