So
cold man
Znów
wróciła późno z pracy. Odłożyła aparat na sofę i zmęczona, powoli idąc w stronę
kuchni, przeciągnęła się. Wstawiła wodę na herbatę i udała się do łazienki, po
drodze rozrzucając ciuchy po idealnie wysprzątanym, nowoczesnym apartamencie.
Wzięła szybki, gorący prysznic i przebrała się w wygodne, czarne legginsy,
obcisłą, podobnego koloru bokserkę i luźny, miły w dotyku szary sweter. Spięła
czerwone, średniej długości włosy w roztrzepany kok. W drodze powrotnej
włączyła kino domowe i podłączyła do sprzętu telefon, puszczając losowy album
Bryana Adamsa. Ta muzyka zawsze wpływała na nią relaksacyjnie, zwłaszcza po
ciężkim dniu.
Wrzuciła
do kubka torebkę czarnej herbaty i zalała gorącą wodą. Odczekała cztery minuty,
w między czasie sprawdzając skrzynkę mailową, po czym wzięła nóż i ukroiła
plasterek cytryny. Znaczy chciała ukroić, ale wraz z sokiem z cytryny polała
się również krew z jej palca. Syknęła cicho, czując pieczenie. Szybko odrzuciła
narzędzie zbrodni i zaczęła obmywać dość obficie krwawiącą ranę zimną wodą.
Całkiem
niespodziewanie po plecach przeszedł jej zimny dreszcz, spowodowany znajomym,
lecz zapomnianym podmuchem chłodu. Rozejrzała się. Nie otwierała okien,
wchodząc do domu, klimatyzacja była wyłączona… Nie ma opcji… pomyślała, przeklinając pod nosem.
– Jak dla mnie, zawsze piłaś zbyt mocną herbatę –
usłyszała całkiem obojętny, głęboki głos, dochodzący zza jej pleców. Zamknęła
oczy, a nieprzyjemne ciarki przeszły po jej całym ciele. Automatycznie zaczęła
analizować całą sytuację. W zlewie, o dziwo, leżał całkiem niedawno ostrzony
nóż. Sięgnęła po niego bezszelestnie i częściowo ukryła w rękawie swetra, a
częściowo w dłoni.
– Wynoś się stąd albo wezwę policję –
odpowiedziała równie bezbarwnym tonem, zakręcając wodę.
– Doskonale wiesz, że jedynie narobiłabyś sobie
bałaganu w tym cudownym mieszkaniu – nie wiedziała, jak zareagować. Oczywiście
miał rację. Nie minęłaby sekunda, a policjanci zabiliby się nawzajem pod jego
wpływem. – I zdajesz sobie sprawę z tego, że preferuję ciszę – dodał, a ona
czuła, że zbliża się do niej, choć nie słyszała kroków.
Odwróciła się i zobaczyła wysokiego, bladego
mężczyznę z kruczoczarnymi włosami i przeszywającymi, szmaragdowymi oczyma.
Zdziwiła się, że nie miał na sobie garnituru, ale opinający klatkę piersiową,
hebanowy t-shirt i podobnego koloru, wąskie spodnie. Brak butów… dobry plus, bo nie zabłoci mi kafelek. Minus – na boso
zostawi ślady i trzeba będzie to znowu zmywać. Bogowie… za jakie grzechy?
– Nie przejmuj się podłogą, nie zostanie tu po
mnie ślad… ruda księżniczko – uśmiechnął się łobuzersko, lustrując ją od góry
do dołu i biorąc łyk gorącej herbaty.
– Po pierwsze, skumulowałeś dwa słowa, które
bardzo działają mi na nerwy – zaczęła, a jej ton coraz bardziej ukazywał złość.
– A po drugie, chyba już kiedyś wspomniałam, że jak jeszcze raz będziesz
szperać w mojej głowie, to stracisz zęby – mężczyzna pokręcił głową, ciągle się
uśmiechając, co doprowadzało ją do szału.
– Jednak trochę się zmieniłaś – oznajmił powoli
zbliżając się do niej. – Nie używasz przemocy, wypowiadając groźby – ledwie
powstrzymała się, żeby czasem nie pomyśleć o swoim zamiarze. Kiedy zbliżył się
do niej na odległość trzech kroków, postanowiła wprowadzić swój plan w życie.
– Masz moją herbatę – odezwała się, a on upił
jeszcze jeden łyk i wręczył jej kubek. To był ten moment. Wzięła delikatne,
ceramiczne naczynie, a niecałą sekundę potem zwinnie wbiła ostrze w bok
mężczyzny. Zgiął się wpół, a jego twarz przez chwilę wyrażała ból. Zaśmiał się,
robiąc dwa kroki w tył. – To za te pięć lat, dupku.
– Mój błąd. W tej kwestii wcale się nie zmieniłaś
– z cichutkim jękiem wyciągnął nóż z ciała, uciskając ranę, która w bardzo
szybki czasie zagoiła się. Wzięła łyk bardzo ciepłego napoju i wystarczyło
jedno mrugnięcie. W takim czasie mężczyzna znalazł się tuż przy niej i sięgnął
w stronę kranu. Odkręcił wodę i opukał ostrze, a w międzyczasie spojrzał za
siebie. – No świetnie… teraz masz moją krew na podłodze – nie odpowiedziała,
powstrzymując się od wybuchu. Straciła koncentrację, a przy nim wszystko działo
się tak szybko. Poczuła zimną, mokrą stal, sunącą od jej obojczyka, przez szyję
do linii szczęki. Zatrzymał się tam i zmusił ją, aby spojrzała mu w oczy. – Nie
jestem tu po to, aby się kłócić – ostrze oderwało się od jej skóry, przyprawiając
ją o nagłą ulgę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wstrzymywała oddech
od chwili, w której znalazł się przy niej.
Szkarłatne
loki wyswobodziły się z gumki do włosów, ponieważ mężczyzna szybkim ruchem
przeciął ją i odłożył nóż na swoje miejsce. Chciała się cofnąć, widząc, że jego
dłoń zbliża się do jej twarzy, lecz jej ruch ograniczał blat z tyłu. Odgarnął niesforny
kosmyk za jej ucho, marszcząc brwi.
– Co ty zrobiłaś z włosami? – wyszeptał,
przyglądając jej się uważnie. – Wiem, co teraz czujesz, ale…
– Wiesz, co czuję? – zapytała z pogardą w głosie,
po czym prychnęła, nie potrafiąc uwierzyć, w to, co właśnie powiedział.
Całkowita bzdura. Cofnął dłoń, a ona przecisnęła się pomiędzy jego chudym, lecz
umięśnionym ciałem, a blatem kuchennym. Miała dosyć tej nikłej przestrzeni
pomiędzy nimi. – Pięć lat, Loki. Zostawiłeś mnie na pastwę losu pięć lat temu,
bez słowa. Zarzekałeś się, że mnie kochasz, byłam naiwna wierząc w jakiekolwiek
twoje słowo! Wiesz jak to wyglądało? Po prostu pewnego dnia obudziłam się
całkiem sama. Żadnej wiadomości, nic! Nic po sobie nie zostawiłeś, zupełnie,
jakbyś przyszedł do pierwszej lepszej dziwki zabawić się przez jedną noc i
zniknąłeś nad ranem, nic nie mówiąc!
– Audrey…
– Nie skończyłam! – wykrzyknęła, uciszając go.
Wyciągnęła z jednej z szuflad srebrny pierścionek z malutkim szmaragdem,
osadzonym dokładnie na środku. – Miałeś czelność oświadczyć się dwa dni przed
zniknięciem! – rzuciła w niego obrączką, czując tylko i wyłącznie wściekłość.
Sentymenty odeszły w siną dal już dobre dwa lata temu. – Równie dobrze mogłeś
nigdy nie pojawiać się w moim życiu! – czekała na reakcję, która nie nastąpiła.
Patrzył na nią zimnym wzrokiem, zastanawiając się nad argumentem, który
przekona ją, aby się uspokoiła.
Nagle
zadzwonił jej telefon. Przewróciła oczami, po czym udała się do pomieszczenia
obok, odłączyła urządzenie od kina domowego, zobaczyła imię „Ethan” i odebrała.
– Tak…? Zgadza się, jutro o dwunastej… Tak, Alan
ciągle wchodzi w grę… W razie czego masz mój numer… Dobranoc – nie była to
jedna z najdłuższych rozmów.
– Jesteś z kimś? – usłyszała pytanie, dochodzące z
bardzo bliskiej odległości.
– Nie – odparła oschle. – To był klient. Pozuje do
aktów ze swoim mężem, zadowolony z odpowiedzi, panie wszystkowiedzący? – zdał
sobie sprawę, że to nie będzie łatwa rozmowa.
– Audrey, posłuchaj. Zrobię ci nową herbatę,
usiądziemy i porozmawiamy na spokojnie, dobrze? – starał się być opanowany i
nie pozwolić emocjom wziąć góry.
– Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. Wyjdź
i nie wracaj – chciała wrócić do kuchni, lecz złapał ją mocno za ramię i
przyciągnął do siebie.
– Zrobię ci herbaty, a ty posłusznie ją wypijesz i
wysłuchasz mnie, wyraziłem się jasno? – jego oczy pociemniały ze złości, lecz ona
już dawno przestała się go bać, co mogło okazać się błędem.
– Wolałabym wypić najobrzydliwszy wywar jakiejś
starej wiedźmy, niż cokolwiek, co ty byś zrobił. Poczekasz na mnie w salonie –
odpowiedziała równie stanowczo, wyswabadzając się z uścisku. Oboje byli
zawzięci, oboje nie znosili sprzeciwu, lecz po kilku dobrych latach związku,
znali swoje słabości. I potrafili je wykorzystać.
W
pewnym momencie nie wiedziała, co się z nią działo. Poczuła ukłucie w sercu i
nagle fala wspomnień i uczuć, które odpychała od siebie przez długi czas
wróciła ze zdwojoną siłą. Łzy napłynęły jej do oczu. Pamiętała wszystko. Każde
jego słowo, każde, najmniejsze dotknięcie, komizm sytuacji, w której się
poznali… I ból. Ból, który towarzyszył jej odkąd odszedł. Przepłakała tyle
nocy, spędziła tyle godzin na strzelnicy, wyładowując gniew, przez długi czas
nie potrafiła nawet wrzucić do pralki poszewki z poduszki, na której spał i
która była całkowicie przesiąknięta jego zimnym, ale słodkim zapachem. Zamrugała
szybko, odpędzając łzy.
Postanowiła
zrobić jeszcze dodatkowo czarną, mocną kawę, którą zawsze lubił. Nie to, żeby
pamiętała o takich bzdetach… Wydawało jej się, że trochę zbyt szybko znalazła
się w salonie. Usiadła wygodnie na kanapie, powstrzymując się, aby nie znaleźć
się zbyt blisko tego mężczyzny.
– Nie zostawiłem cię bez powodu, tak samo jak nie
poznałem cię bez powodu – zaczął całkiem obojętnym i nieprzekonującym tonem. –
Nie zdążyłem zostawić wiadomości, ponieważ sytuacja była nagła i krytyczna.
Mój… przyjaciel, potrzebował pomocy.
– Czyżby nasz kochany Nathaniel? – zapytała
ironicznie. Pamiętała tego typa zbyt dobrze, sprawił jej zbyt dużo fizycznego
bólu. Był wtedy w związku z jej przyjaciółką i bardzo nie lubił jej komentarzy
w stosunku do nich. Miał świadomość tego, że za nim nie przepadała, więc postanowił
raz a porządnie uciszyć ją pod nieobecność Lokiego. Skończyła cała pokryta
krwiakami, sińcami, ze złamaną ręką i skręconą kostką.
– Nie. Fandral.
– Fandral? – ten Bóg, chociaż sporadycznie ją
odwiedzał… Niestety tylko w snach, nad którymi to właśnie on panował. Nawiązała
z nim niespodziewaną więź, która była tak mocna, że nic i nikt do tej pory nie
był w stanie jej przerwać.
– Owszem… Jak sama wiesz Nathaniel doszedł do
władzy w Asgardzie, kiedy Thor zrzekł się tronu dla Jane Foster, a ja ze
względu na samego siebie, wolałem pozostać w cieniu. Jego rządy bardzo nie
spodobały się niektórym ludziom, w tym Fandralowi. Nathaniel, jako król Asgardu
umieścił go w więzieniu, tak, jak pozostałych buntowników. Nigdy ci tego nie
opowiadałem, ale to nie jest nic przyjemnego. Po prostu zimna, kamienna cela,
wyposażona w twardą pryczę i wychodek… Nie jestem w stanie go stamtąd
wyciągnąć.
– Przez te pieprzone pięć lat, nie udało ci się
nawet opracować planu ucieczki dla niego?!
– To nie takie łatwe!
– Równie dobrze mogłeś powiedzieć, że po prostu
masz to w dupie i nie obchodzi cię jego los!
– Dobrze wiesz, że mnie obchodzi! – wziął głęboki
wdech i kontynuował już spokojnie. – Udało mi się wynegocjować większe porcje
jedzenia dla niego… Cały czas dopracowuje zaklęcie, które będzie w stanie
przenieść go w bezpieczne miejsce, z daleka od tego psychopaty.
– I jesteś tutaj, dlatego, żeby mi powiedzieć, że
nie potrafisz go wyciągnąć z tego gówna, do którego go wpakowałeś?
– Nie – zignorował większą część jej wypowiedzi. –
Jestem tu, ponieważ poprosił mnie o to. Żeby wszystko ci wyjaśnić, żeby… –
zawahał się. Takie słowa nigdy nie chciały przejść mu przez gardło. – Żebyś
wybaczyła jemu i mnie.
– Wybaczyłam Fandralowi już dawno temu. Dlaczego miałabym
zrobić to samo w stosunku do ciebie? – sama nie była pewna własnych słów, lecz
jej głos niczego nie zdradzał. Pozostał obojętny. – Nie dawałeś o sobie znać
przez pięć lat… – a jednak emocje wgrały. – Wypłakiwałam sobie oczy, nic nie
jadłam przez dobre trzy tygodnie, nie potrafiłam normalnie funkcjonować bez… a
ty nawet o mnie nie pomyślałeś, będąc w swoim cudownym Asgardzie – wstała i
podeszła do dużego, drewnianego barku, skąd wyciągnęła półlitrową butelkę
whiskey. Nawet nie pofatygowała się po dodatkową szklankę. Wzięła porządny łyk
„z gwinta” i wróciła do niego.
– Myślałem o tobie w każdej wolnej chwili. Kiedy
tylko nie zajmowałem się twoim ukochanym Fandralem – odpowiedział z urazą.
– Skąd mam mieć pewność, że jeżeli, czysto
hipotetycznie, ci wybaczę, znów mnie nie zostawisz na kolejne lata, albo nawet
i na zawsze? – wyszeptała, nie patrząc mu w oczy i biorąc kolejny łyk mocnego
alkoholu.
– Nie możesz mieć pewności – odpowiedział całkiem
szczerze. – Ale wiedz, że jestem tą samą osobą, którą pokochałaś.
– Ciekawe… tamten Loki, już dawno… – nie
skończyła, ponieważ mężczyzna odebrał jej butelkę i sam się napił. …już dawno zdążyłby zabrać mi to, skończyła
zdanie w myślach. Opróżnienie takich trzech butelek nie zajęło im dużo czasu.
Oboje byli bardzo mocno wstawieni. Muzyka cały czas leciała w tle. Loki
stwierdził, że nie ma zamiaru siedzieć w „prawie ciszy”. I już po chwili
tańczyli w rytm muzyki. Śmiali się przez ten cały czas, lecz kiedy przyszła
pora na coś wolniejszego, obydwóm zebrało się na sentymentalne roztrząsanie
przeszłości. Nie potrafili się od siebie odkleić. Na początku jedynie kołysali
się delikatnie, przytuleni do siebie, ale wraz z rozwojem akcji ich języki też
zaczęły się ze sobą tulić.
Usłyszała
budzik. Nie mogła wymacać telefonu na stoliku nocnym, lecz kiedy w końcu jej
się to udało i wyłączyła urządzenie, zdała sobie sprawę, że ma godzinę, żeby
nie spóźnić się do pracy.
– Kurwa – przeklęła, zbyt szybko się podnosząc.
Zakręciło jej się w głowie i zrobiło ciemno przed oczami. Wzięła kilka
głębokich wdechów i spojrzała na siebie. Była dokładnie w tych samych ciuchach,
w które ubrała się wczoraj po kąpieli. Odwróciła się i zobaczyła, śpiącego,
również ubranego mężczyznę. Uśmiechnęła się, po czym wstała i bezszelestnie
opuściła sypialnię.
Postanowiła
zrobić mocną kawę z odrobiną cytryny, zważając na delikatnego kaca. Szybko
przygotowała sobie śniadanie, po czym sprawdziła baterię aparatu. Rozładowany… Świetnie! Po prostu cudownie! Narzekała
w myślach, ale na całe szczęście zawsze miała zapasową, zawsze pełną baterię.
Przygotowała sprzęt i popijając kawę zrzuciła zdjęcia na laptopa.
Przebrała się, spięła włosy i kiedy już prawie
była gotowa do wyjścia, usłyszała leniwe kroki. Postanowiła udawać, że nic nie
słyszy. Była ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy. Nie musiała długo
czekać, żeby poczuć silne ramiona otaczające ją w talii. Oparł głowę na jej
ramieniu i wcale nie przeszkadzał mu fakt, że w stosunku do niego była bardzo
niska.
– Dzień dobry – wymruczał. W jego głosie można
było przez chwilę usłyszeć smutek.
– Dzień dobry, Loki – odpowiedziała, nie żałując
wczorajszego wieczoru.
– Zdecydowałaś? – wyszeptał, po dłuższej chwili
milczenia. Obróciła się do niego twarzą, po czym z uśmiechem poprawiła jego
włosy i odszepnęła:
– Wiesz, jak brzmi odpowiedź – wspięła się na palce
i pocałowała go namiętnie, tak, jak kiedyś zwykła robić.
Piękne... Na koniec prawie płakałam...
OdpowiedzUsuńProszę, napisz jeszcze coś o Lokim... Cudownie opisujesz sceny z jego udziałem ;D
Pozdrawiam,
Moonlight