środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 3



 Witam, witam drogie panie :D
Tak bardzo miło mi się zrobiło, jak przeczytałam Wasze komentarze pod drugim rozdziałem :3 
Nie macie pojęcia, jak bardzo Wasze słowa pomagają mi, w zdobywaniu weny, że tak powiem xD
W każdym bądź razie, chciałam oficjalnie powitać Fioletowego Piernika, Roxanne i Monique Fitzgerald. Witajcie, w moich skromnych progach. Ciasteczka z czekoladą, czy z cukrem? ;)
Poza tym, to cieszę się, że już za tydzień będziemy mieć jakieś dłuższe wolne! Tyyyyle czasu do pisania <3 Mam nadzieję, że nie tylko ja tak myślę ;)
        
A tutaj macie jeszcze "świątecznego Loki'ego" (przepraszam, za rozmiar):
Enjoy !

Dwa dni po zejściu do Piekła ktoś zaproponował, żeby zaopatrzyć się w jedzenie i namioty. Nie potrzebowali zapasu wody, ponieważ w miejscu, w którym się zatrzymali płynął strumyk.
Tak też zrobili. Udali się do najbliższego domu ludzi, którzy akurat wyjechali z miasta i szybko nie wrócą. Wybili okno i znaleźli na strychu trzy namioty dwuosobowe oraz osiem śpiworów.
Rozłożyli namioty na polance, przez którą przepływał miejscami dość szeroki strumień. Kiedy stało się na środku tego wspaniałego miejsca otoczonego bujną roślinnością, można by odnieść wrażenie, że jesteś w misce. Ze wszystkich stron polanę otaczają wysokie skały, a miejskie dźwięki, na przykład przejeżdżających ciężarówek, nie docierały tutaj. Od czasu do czasu Grace powtarzała, że czuje się w Piekle jak w miejscu całkowicie odciętym od świata. Może i miała rację? Nawet ktoś lecący bardzo nisko samolotem nie byłby w stanie dostrzec polanki.
Niestety Homer nie był w stanie zauważyć piękna tego miejsca. Cały czas myślał o Rebecce. Nieważne, czy przechadzał się po Piekle, czy rozkładał namiot, czy tak jak teraz, siedział na ogromnym kamieniu nad brzegiem strumyka. Bez przerwy. Nie potrafił pogodzić się z myślą, że coś mogło jej się stać.
Wpatrywał się w gwieździste niebo całkiem zatracony w swoich myślach. Trwałby dalej w tej samej pozycji, lecz został brutalnie wyrwany ze swoich kontemplacji, poprzez bliskie spotkanie ze strumykiem. Poczuł pieczenie w okolicach prawego łokcia. No pięknie… Takie małe zadrapanie, a tak cholernie uciążliwe… Odwrócił się w stronę, z której wcześniej nadszedł „atak”. Zobaczył niską dziewczynę i pomimo panującego wokół mroku, wiedział, że uśmiecha się złośliwie.
-Cholera jasna, Grace!
-No, co? To woja wina! Trzeba było się tak nie zamyślać.
Wytknęła mu podchodząc bliżej i pomagając wstać mulatowi, po czym zapytała zatroskanym głosem:
-O czym tym razem?
-Zgadnij. Siedzimy w Piekle już od tygodnia, a po Rebecce ani śladu. O czym mogę myśleć?
-Homer…
-Zaczynam się o nią bardzo martwić.
-Dopiero teraz?
Udała zdziwienie. W odpowiedzi nie odezwał się nawet jednym słowem, lecz obdarzył ją spojrzeniem, pod tytułem „Serio Grace? Serio?”
-Oj daj spokój Homer! Może akurat pokonuje te kamienne schody?
Wskazała na drogę, którą oni sami przybyli do Piekła kilka dni temu.
-Albo leży gdzieś w środku lasu? Martwa! To nie są żarty, Grace! Ktoś bardzo niebezpieczny przejął bazę wojskową. Nie wiem ilu ich jest i jak dobrze są uzbrojeni, ale wiem na pewno, że gdyby nie przetrzymywaliby Rebeccki, już dawno by tutaj wróciła.
-I, co zamierzasz z tym zrobić?
-Myślę, że już czas opuścić Piekło.
Odpowiedział, po czym wyminął dziewczynę. Ta jednak odwróciła się i patrząc na niego zdziwionym wzrokiem zapytała:
-Czy ty jesteś poważny? Nie możemy tam iść tak po prostu!
-Masz racje. Nie możemy. Dlatego wy nie idziecie.
-Wiesz, mogłam ci przygrzmocić jakąś gałęzią, albo kamieniem w ten twój durny łeb! Tym bardziej nie możesz iść tam sam! Homer, to szaleństwo! Sam widziałeś, jak nas potraktowali, kiedy tamtędy przejeżdżaliśmy!
-Chodzi o Rebecce, Grace! Nie mogę, nie mam prawa, żeby ją tak po prostu zostawić!
-Dramatyzujesz! Ona w każdej chwili może tutaj wrócić!
Homer nie odpowiedział na to, ponieważ już kierował się w stronę swojego namiotu. Zabrał ze sobą jedynie ciemnozieloną kurtkę i postanowił wyruszyć do bazy wojskowej.

         Po kilku dniach zegar, ku uciesze Rebeccki, został usunięty z pokoju przesłuchań, a lustro weneckie zastawiono ciemną płachtą. Osiemnastolatka nie zastanawiała się, jaki cel w tym miał, ten tajemniczy mężczyzna. Najzwyczajniej w świecie nie chciała o tym myśleć. Wystarczyło jej, żeby tylko spojrzała na powoli gojące się rany, po których pozostaną blizny. Nie potrzebowała myśleć o tym, co mógłby knuć taki typ. Bo ile można wytrzymać w takim stanie?! Dziewczyna nie była pewna tego czy przeżyje następną wizytę tego mężczyzny. Bała się tego, co przyniesie jutro. W jego towarzystwie, zawsze czuła ogromny stres, który po dłuższym czasie stawał się uciążliwy.
Przez to dziwne uczucie w żołądku, zaczynała zastanawiać się nad swoim dawnym życiem. Nad tym, czy to, co robiła było dobre. Czy spędzała wystarczająco dużo czasu z osobami, które uważała za najbliższe? Czy kiedykolwiek podziękowała Jackowi, za to, co dla niej zrobił? Czy żałuje jakiejkolwiek kłótni z Maggie? Czy jest w stanie sobie wybaczyć, to, że tak łatwo dała się złapać? Co by było gdyby jednak nie natknęła się na tą gałązkę, gdyby jej nie usłyszał? Czy pozwoliłby żyć jej przybranej rodzinie?  Tyle pytań i żadnej dobrej odpowiedzi...
W tej chwili jedynym pocieszeniem, były dla niej coraz rzadsze wizyty blondyna. Nie wiedziała, czy zniosłaby ten drugi tydzień, gdyby przychodził do niej po dwa razy dziennie, jak to robił na początku. Teraz ograniczył swoje „odwiedziny” do dwóch razy na trzy, ewentualnie cztery dni. Oprócz tego, dobrą wiadomością było, że rany nie ropiały i dobrze się goiły.
Można było śmiało powiedzieć, że szczęście jej sprzyjało. Do czasu kolejnej wizyty.
         Mężczyzna wszedł do sali przesłuchań lekkim krokiem. Miał kamienny wyraz twarzy, a intensywnie zielone oczy wyrażały pustkę. W milczeniu usiadł na drewnianym krześle naprzeciwko Rebeccki i przez chwilę po prostu utkwił w niej swoje spojrzenie.
-Przez te wszystkie dni… Nie przyszły ci do głowy pytania, na które tak rozpaczliwie potrzebujesz odpowiedzi, że nie byłabyś w stanie utrzymać ich dłużej w swoich myślach?
Zapytał beznamiętnym szeptem, patrząc w nicość przed sobą. Całe mnóstwo… Pomyślała odwracając od niego wzrok. Z resztą, co mi szkodzi… Po chwili namysłu wyszeptała słabym głosem to, co gnębiło ją najmniej:
-Tylko jedno…
-Słucham.
-Twoje imię.
Uniosła wzrok na blondyna, a konkretniej na jego zielone oczy. Chciała sprawdzić, czy kłamie, ale i tak wiedziała, że jej się nie uda… W końcu, co można wyczytać z pustych oczu?
Uśmiechnął się najwidoczniej rozbawiony tym pytaniem. Spojrzał jej w oczy i zdziwiony odpowiedział pytaniem na pytanie:
-Tylko to nie dawało ci spokoju przez dwa tygodnie? Szczerze wątpię…
Spiorunowała go wzrokiem i zapytała ironicznie:
-A odpowiedziałbyś mi na pytanie: po cholerę mnie tu trzymasz? Szczerze wątpię…
Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Brał pod uwagę to, że może po prostu nic nie mówić, więc nawiązanie rozmowy, choć tak krótkiej, było sukcesem.
Ten ironiczny ton przypominał mu, w pewien sposób, jakiś skrawek przeszłości. Co prawda, wolałby do tego nie wracać, ale wiedział, że to wszystko samo wróci do niego. Może za kilka dni, może za kilka lat…
-Więc? Odpowiesz mi?
Zmęczony głos dziewczyny wyrwał go z rozmyślań. Zdał sobie sprawę z tego, że od dłuższej chwili wpatrywał się bezmyślnie przed siebie, zapominając gdzie i z kim przebywa.
Znów przybrał kamienny wyraz twarzy i patrząc na nią swoimi pustymi oczyma, odpowiedział znudzonym głosem:
-Może kiedyś je poznasz. Tym czasem, myślę, że możesz przestać widywać tę plandekę.
Wstał ze swojego krzesła i ruszył w kierunku jednego z rogów czarnej płachty.
         Nie wiedziała, czego ma się spodziewać po drugiej stronie.
W pewnym stopniu bała się. Nie wiedziała, co ten człowiek planuje, i czego od niej chce.
-Czego się spodziewasz?
Zapytał, lecz Rebecca nie miała zamiaru odpowiadać. Nie chciała się niczego spodziewać.
Blondyn, nie spuszczając z niej oczu, ujął plandekę tuż przy górnym rogu, po czym jednym szarpnięciem pozbył się materiału.
Dziewczyna zamarła.
W miejscu dawnego lustra weneckiego wstawiono zwykłą, cienką szybę, a w pomieszczeniu za nią ustawiono drugie krzesło, podobne do tego, które zajmowała Rebecca.
Na krześle siedział mulat w jej wieku. Miał pochyloną głowę, co znaczyło, że nie jest przytomny.
Rebecca na widok sąsiada mogła różnie zareagować, ale zdusiła w sobie radość, że w ogóle przeżył, ponieważ chciała zachować obojętny wyraz twarzy. Nawet nie zauważyła, kiedy tajemniczy blondyn zdążył przejść do pomieszczenia, w którym przebywał mulat.
Mężczyzna powoli zbliżył się do Homer’a, ujął w garść czarne włosy chłopaka, po czym podniósł jego głowę, tak żeby była widoczna twarz.
-Jakiś czas temu, ten człowiek próbował dostać się do tej bazy. Z moją pomocą udało mu się tutaj znaleźć.
Kiedy mówił, Homer odzyskiwał świadomość.
-Czy ta twarz jest ci znajoma?
Zapytał wprost, a Rebecca patrząc w brązowe oczy swojego sąsiada, które aż krzyczały żeby skłamała, ledwo słyszalnym głosem odpowiedziała:
-Nie znam tego człowieka.
-Możesz głośniej? Szyba trochę tłumi głosy, wiesz?
-Nie znam go.
Powtórzyła głośniejszym i zdecydowanym tonem. Blondyn patrząc na nią podejrzliwym wzrokiem, wydobył zza paska mały nóż. Naciął lekko skórę mulata, co wstrząsnęło Rebeccą. Normalnie nie obawiałaby się o płytką rankę na ramieniu sąsiada, ale wiedziała, że krople krwi, które zaczęły płynąć po jego ramieniu nie zaschną. Czerwone krople zamieniły się w niekontrolowany krwotok.
Rebecca z przerażeniem spojrzała najpierw na blondyna, a następnie w przegrane oczy przyjaciela. On wiedział, że już teraz nie ma dla niego ratunku. Za dwie minuty wykrwawi się na śmierć.
Homer nigdy nie myślał o swojej śmierci, nigdy nie myślał o tym, jakie męczarnie mógłby przejść, lub dzięki śmierci, ominąć. Nikt z nas tak naprawę nigdy nie zastanawiał się nad tym jak umrze i dlaczego. Nigdy żaden człowiek nie brał tego tematu na poważnie, mówiąc: „Będzie, co ma być”. A kiedy nadchodzi ten moment, całe życie miga nam przed oczami, zaczynamy się zastanawiać jak mogło dojść do tej sytuacji, zaczynamy żałować wszystkiego, co zrobiliśmy źle, mamy potrzebę prosić o wybaczenie osobom, którym wyrządziliśmy największe krzywdy, ale już jest za późno. Nie ma ratunku. Ludzie umierają cierpiąc jak nigdy wcześniej. Jedni przez chorobę, jedni polegli w walce. Jedni od ciężkich ran, jedni przez przypadek.
Jednym udaje się uzyskać przebaczenie, innym nie. Jedni zdążą powiedzieć to, co czują, to, co chcieliby powiedzieć już po raz ostatni, innym ta szansa zostanie brutalnie odebrana przez nagłą śmierć.
         Homer zrobił się nienaturalnie blady, a jego powieki stawały się coraz cięższe. Nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego. Jedyne, czego teraz żałował to to, że dał się złapać w tak żałosnym momencie. Był kilka metrów od najbliższego okna, tak mało go dzieliło od upewnienia się, czy Rebecca jest cała. I wtedy tylne drzwi otworzyły się, a zza nich wyszedł wysoki blondyn. Uśmiechnął się tajemniczo, a Homer odruchowo strzelił w mężczyznę. Był pewien, że kula trafi w głowę blondyna pozbawiając go tego uśmieszku i przy okazji życia. Mylił się. Kula tylko drasnęła czoło zielonookiego, a rana za chwilę uleczyła się. Homer nie wiedział, co powinien zrobić. Uciekać, czy dalej próbować go zabić. Za długo stał w miejscu. Blondyn w nienaturalnie szybkim tempie znalazł się przy Homerze i chwycił go za ramiona. Wtedy stracił przytomność.
         Rebecca była przerażona. Starała się ukryć swoje uczucia, mimo tego, iż wiedziała, że to nie ma sensu, bo właśnie teraz wszystkie jej emocje wystawiła na widok. Krew sączyła się z małych ranek Homer’a, a ona mogła tylko patrzeć, jak jego egzystencja ucieka z tego świata w niemiłosiernym tempie.
Nie panowała nad swoimi emocjami i zaczęła panikować. Jej serce łomotało tak szybko i tak mocno jak nigdy jeszcze. Miała wrażenie, że za chwile przerwie mostek i wystrzeli w szybę dzielącą ją od Homer’a. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, a dłonie, które swobodnie wisiały przed podłokietnikami krzesła, zaczęły drżeć, podobnie jak całe jej ciało. Nie panowała nad tym. Nie kontrolowała tego wszystkiego. Nie docierała do niej myśl, że mogłaby żyć bez Homer’a, który zawsze był przy niej, z którym przyjaźniła się od dziecka, który niekiedy był tak denerwujący, że nie dało się go znieść. I te wszystkie lata miałyby sprawiać mi tylko ból?
         W pewnym momencie myślała, że ją słuch myli. Spojrzała na wysokiego blondyna, który teraz opierał swoje dłonie o ramiona Homer’a. Śmiał się. Śmiał się, jak usatysfakcjonowany sadysta. Osiągnął to, czego pragnął, cierpienia. Widoku żałosnych śmiertelników cierpiących, poprzez widok krzywd wyrządzanych ich bliskim.
Tym razem Rebecca nie wierzyła swoim oczom. Blondyn przesunął swoimi długimi, zgrabnymi palcami po wcześniej naciętych rankach, a te po chwili zasklepiły się nie pozostawiając po sobie ani śladu. Krew przestała płynąć, a Homer zaczął swobodniej oddychać.
Blondyn postąpił kilka kroków w stronę szyby dzielącej dwa pomieszczenia. Spojrzał w przerażone oczy osiemnastolatki i powiedział półgłosem:
-Jeżeli myślałaś, że tak po prostu go zabiję, to muszę cię rozczarować. Ludzie przed śmiercią powinni doznać choćby najmniejszej krzywdy. Powinni doświadczyć tego, jak okrutne potrafi być życie, zwłaszcza, kiedy spotykasz na swojej drodze diabła. Myślisz, że wiesz, czym jest ból? Uwierz, przez następne dni przekonasz się, że wszystko, co do tej pory uznawałaś za cierpienie, było jak drzazga w małym palcu. Prawie niezauważalne.
        
         Minęły cztery dni, od kiedy Homer opuścił Piekło. Grace martwiła się o niego. Mówiła, że to nie ma sensu. Oczywiście zależało jej na Rebecce tak samo jak Homerowi, ale nie była, aż tak głupia, żeby spróbować w pojedynkę odbić ją wrogowi. O ile jeszcze żyła. No, bo gdyby żyła, to już dawno pojawiłaby się w Piekle, prawda? Dwa tygodnie to jednak dość sporo czasu…
Grace siedziała na dużym kamieniu nad strumykiem. Nie przeszkadzało jej to, że słońce akurat zaszło i zrobiło się ciemniej. Czekała cała w nerwach. Reszta grupy siedziała przy ognisku rozpalonym niedaleko namiotów. Gotowali wodę na kawę.
         Nagle do uszów Grace dotarł dźwięk łamiących się gałązek. Odwróciła się i zobaczyła zmęczonego mulata. Uśmiechnęła się. Tak bardzo się o niego bała, ale Homer był zmartwiony. Pobiegła do niego zarzucając ręce na jego szyję. Odwzajemnił uścisk, ale nie powiedział ani słowa. Spojrzała w jego puste oczy i zapytała:
-Co z Rebeccą?
-Przyszedłem trochę za późno…
-Przykro mi.
-Mnie również.
Ta wymiana zdań wystarczyła. Grace czuła jakby coś wewnątrz niej pękło. Jakby jakaś część jej wcześniejszego życia nagle odeszła, pozostawiając po sobie tylko wspomnienia i smutek po stracie. Rebecca może czasem ją denerwowała, ale nigdy nie chciała jej śmierci, ani choćby tej najmniejszej krzywdy. Łzy podeszły jej do oczu, a Homer jeszcze mocniej ją przytulił. Nie płakała, ale postanowiła zapytać szeptem:
-Wiesz, jak zginęła?
Mulat przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, po czym również wyszeptał:
-Widziałem tylko zakrwawione ciało na jakimś metalowym krześle.
Grace nic nie powiedziała. Nie wiedziała, co. Zabrakło jej słów. To wszystko moja wina… To ja kazałam jej zawrócić, to przeze mnie wyskoczyła z tego samochodu, to przeze mnie ją złapali i to przeze mnie teraz nie żyje… Jestem beznadziejna.
W tej chwili dziewczyna nie wytrzymała i zaniosła się płaczem. Rozpaczając jednocześnie nad Rebeccą i nad sobą. 

8 komentarzy:

  1. Nie rozumiem. Loki - or whatever - namieszał Homerowi w głowie czy on jest po prostu klonem mojego kolegi z klasy, czyli kompletny nieogar i zwyczajnie irytujący człowiek.

    Rebecca… jest postacią jak Katnis Everdeen z filmów Igrzyska Śmierci. Ja nie mogę się jakoś wczuć w ta postać, wydaje się ona pusta, bez charakteru. Aż sztuczna. Ale to tylko moje zdanie.

    Styl pisania masz super, fabuła, wątek… tylko czemu do cholery Loki jest blondynem?! Wytłumaczy mi to ktoś?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehehehe witaj Pierniku :3
      Co do Homera, to powiem, że... Cóż... Jak się okaże w następnym rozdziale - siedzi w bazie xD więcej nie zdradzę !

      Tak twierdzisz? Well, to znaczy, że muszę się za nią wziąć i porządnie nad nią popracować.
      Ja oczywiście też nie mogłam się wczuć w postać filmowej Katniss, ale kiedy czyta się książkę, to później wiadomo, co ona tak właściwie przeżywa i... okey dobra bo zbaczam z tematu xD

      Dziękuję dziękuję :3 Ehehehehe to taki mój mishievous plan, ale gdybym zdradziła, dlaczego on taki jest to zniszczyłabym Wam wszystkim całą zabawę xD

      Pozdrawiam, Lola.

      Usuń
  2. LOL! LOK! LOKI!!! OML! Pisz bo nie wiem co będzie dalej!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lolu,
    Dziękuję za miłe powitanie. Oczywiście możesz zwracać się do mnie Moni ;)
    Rozdziału: styl jak zawsze świetny, a co do fabuły to namieszałaś mi w głowie i już nie wiem co myśleć..BRAVO !!!
    Opis blondyna no idealnie pasuje do Loczka ehhh Mam nadzieje,że nas zaskoczysz i to jednak nie będzie on...
    Życzę duuużo weny i czekam na kolejny rozdział.
    pozdrawiam
    Moni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yey, witaj Moni :D
      Dzięki! A co do tego mieszania ci w głowie, to... Spokojnie... Dopiero się rozkręcam xD
      Hmmm... Moje przyszłe plany dotyczącego tego blondyna i Loczka dotyczą, tak w zasadzie ich obu... ale pozostawiam cię z tą ciągłą nadzieją i niepewnością xD
      Dziękuję i również pozdrawiam :3

      Usuń
  4. Dziękuje Lolcia, mam przez Ciebie mętlik w głowie.
    Wiedz tyle, iż masz niesamowity styl, talent pisarski. Fabuła rewelacyjna, mimo tego, że nie wiem co o tym myśleć, to i tak jest ok.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Życzę Ci przede wszystkim dużo weny.
    pozdrawiam Klaudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług Klauduś :*
      Dziękuję, a ty to się lepiej nie zastanawiaj, bo tego pudełka kotów, w mojej głowie i tak nie rozgryziesz xD
      Rozdział powinien pojawić się jeszcze dzisiaj wieczorem :3
      Również pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Dobra, trochę już pod koniec zgłupiałam oO Czyli, że kto co widział, albo kto kogo udaje i czy osoby, podają się za które są, czy to jakiś podstęp? Gratuluję, bo udało się Tobie zbić mnie z tropu. Opowiadanie świetnie, wciąga i wprowadza w niepewny nastrój. Czekam na cd i zapraszam do siebie w wolnym czasie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Dla Was to tylko kilka napisanych słów, a dla mnie - ogromna motywacja :D