wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 2

     Witam serdecznie :D 
Na początku chciałam bardzo podziękować, za komentarze pod ostatnim rozdziałem i prologiem. Wasze słowa bardzo mnie motywują do dalszego pisania. I krytyka i pochwały. No i oczywiście, proszę o czystą szczerość. 
Witam Was wszystkie po Ciemnej stronie Mocy ! Mamy tutaj duuużo ciasteczek z czekoladą, częstujcie się xD
No i tak na koniec, to cieszę się, że mimo tego iż dopiero zaczynam pisać o Lokim, to Wam się podoba. Tak baardzo miło :3




         Enjoy !

                                  ***

Wysoki blondyn podszedł do obezwładnionego ciała dziewczyny. Leżała zwrócona twarzą do ziemi. Przykucnął przy niej i dopiero teraz zauważył ciemną ciecz na tyle jej głowy. Krew posklejała jej loki, ale to mu nie przeszkadzało. Odgarnął jej włosy z karku i widząc ciemne znamię uśmiechnął się lekko, po czym podniósł się i wydał rozkaz swoim ludziom żeby zanieśli ją do środka. Wiedział, co musiał zrobić i wiedział, że sprawi mu to przyjemność, a jej niekoniecznie. Choć podejrzewał, że to dziewczyna, która teraz klęczała szlochając na ziemi, będzie tą, której potrzebował, a nie jakaś kolejna żałosna, zwyczajna śmiertelniczka. Westchnął i z powrotem pochodząc do pobitego mężczyzny, zapłakanej nastolatki i dwunastu innych żołnierzy rozkazał ustawić ich w szeregu i rozstrzelać. Jego ludzie bez wahania wykonali rozkaz, po czym wykopali jeden, płytki grupowy grób, na tyłach bazy. Dzięki czemu on sam mógł iść ocenić jak miewa się jego jedyny jeniec.

Osiemnastolatka obudziła się czując okropny ból z tyłu głowy. Odruchowo chciała sięgnąć w tamtą stronę, ale uniemożliwiała jej to stalowa obręcz oplatająca jej nadgarstek. Otworzyła oczy i cierpliwie czekała, aż obraz jej się wyostrzy. Kiedy to się stało odkryła, że znajduje się w jednym z pokoi w jej bazie wojskowej, w której niektórzy żołnierze ćwiczyli milczenie w razie gdyby zostali złapani przez wroga. Siedziała na stalowych krześle z rękami przykutymi do podłokietników i nogami do dolnych partii krzesła, które znajdowało się na samym środku pokoju, przymocowane do podłogi, tak, żeby nie dało się go przesunąć. Oprócz dającym o sobie znać tyle głowy, czuła również kujący ból w lewym ramieniu. Miała na sobie czarną bokserkę, więc bez trudu mogła dostrzec małą ranę, zostawioną po grubej igle. Mimowolnie skrzywiła się na samą myśl, że ktoś wstrzyknął jej nie wiadomo, co. Zaklęła cicho, rozglądając się po pokoju. W sumie to nigdy nie miała okazji przesiadywać na tym krześle. Zawsze stała po drugiej stronie lustra weneckiego znajdującego się teraz naprzeciwko niej. Wyglądała strasznie. Splątane włosy opadały na ramiona, a oczy ‘zdobiły’ ciemne cienie umieszczone tuż pod nimi. Po dłuższej chwili zauważyła, że jest boso, co było według niej dziwne.
Kilka minut siedziała sama rozmyślając nad tym, co się stało. Biegła, a potem ktoś strzelił, następne, co pamiętała to ból w tylnej części głowy. Taka rana, nie powinna, nie miał prawa pozostawić ją przy życiu. Więc czemu ciągle była w stanie normalnie funkcjonować? Nie pojmowała tego. W tym momencie do pokoju wszedł wysoki mężczyzna z blond loczkami i zielonymi oczyma. Ten, który pierwszy ją zauważył. Wtedy nawet nie próbował się rozglądać. Po prostu się odwrócił i spojrzał w jej oczy. Tak jakby od samego początku wiedział, że tam była.
Mężczyzna usiadł na zwykłym, drewnianym krześle naprzeciw niej i wpatrywali się tak w siebie przez chwilę. Był ubrany w ciemne jeansy, czerwoną koszulę w kratę i nosił trampki.
Dziewczyna nic nie mówiła. Po co miała się odzywać, skoro nawet o nic jej nie pytał. A nawet gdyby spytał, to bym nie odpowiedziała… Chyba. Cały czas miała wyćwiczony, obojętny i trochę znudzony wyraz twarzy, lecz jej serce biło szybciej niż zwykle. W rzeczywistości, była przerażona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Wiedziała, że to byłby zły ruch z jej strony. Dać satysfakcje komuś, kto ją przetrzymywał.
Po chwili blondyn wstał i okrążając stalowe krzesło zapytał półgłosem:
-Żałujesz?
Osiemnastolatka przez chwilę zastanawiała się nad samym pytaniem i doszła do wniosku, że jedyne, czego żałuje w tej chwili to tego, że nie udało jej się pozostać niezauważoną, że była na tyle zdekoncentrowana, że nie zauważyła tej głupiej gałązki.
Nie odpowiadała. Zastanawiała się czy lepiej się odezwać czy milczeć? Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji i nie specjalnie wiedziała, co robić, jak się zachować. Ale czuła, że to wcale nie będzie lekkie doświadczenie. Tym czasem mężczyzna znowu się odezwał:
-Śmiało. Mów. Przecież nie masz już nic do stracenia. Wszyscy znajomi ci ludzie, których widziałaś, zanim straciłaś przytomność… Krótko mówiąc, zginęli, przekonani, że ty również jesteś martwa.
Rebecca nie wiedziała jak zareagować na te słowa. Nie całkiem wierzyła w to, co usłyszała. Twierdziła, że kłamie, ale część podświadomości podpowiadała jej, że mówi prawdę. Błądziła wzrokiem po podłodze pokoju, oddychając coraz szybciej. Po chwili blondyn oparł dłonie o stalowe obręcze na podłokietnikach krzesła, na którym siedziała dziewczyna, po czym patrząc jej w oczy wyszeptał:
-Nie masz nic do stracenia, więc zapytam jeszcze raz: żałujesz?
-Tylko tego, że dałam się złapać.
Wyszeptała, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. Chyba nie specjalnie jej to wychodziło, ponieważ nieznajomy uśmiechnął się tajemniczo i znów powoli zaczął okrążać pokój. Był bardzo pewny siebie, tak jakby powód, dla którego teraz się tutaj znajdował, był na wyciągnięcie ręki. To znaczy… Jest na wyciągnięcie ręki, ale zanim osiągnie swój cel minie bardzo dużo czasu.
Osiemnastolatka zastanowiła się przez chwilę. Jak i tak już się odezwała, stwierdziła, że równie dobrze może o coś zapytać. Oczywiście nie oczekiwała odpowiedzi, bo od samego początku wątpiła w jakąkolwiek możliwość nawiązania rozmowy.
-Pytam z ciekawości: co mi wstrzyknęliście? I jakim cudem przeżyłam ten cholerny postrzał?
Odezwała się prawie szepcząc. W głowie miała zbyt dużo wątpliwości żeby analizować każdą z nich osobno.
-Wiedziałem, że prędzej czy później o to zapytasz.
Zaczął równie cicho.
-I odpowiem ci tylko, dlatego, bo jesteś mi potrzebna. Substancja, która teraz wędruje, w twoim organizmie, ma za zadanie ograniczyć twoje potrzeby fizjologiczne do zera, przez jakiś czas.
-A, co z drugim pytaniem?
-Jesteś bystra. Prędzej czy później się domyślisz.
-Skąd możesz to wiedzieć?
Zamiast ustnej odpowiedzi, dziewczyna otrzymała jedynie lekkie wzruszenie ramionami. Zanim wyszedł rzucił tylko:
-Czuj się jak u siebie.
Po czym opuścił pokój.
Rebecca westchnęła. Ufała mu w takim samym stopniu, w jakim można ufać dopiero, co poznanemu, podejrzanie wyglądającemu człowiekowi. Nie wiedziała, jakie miał wobec niej plany, a nie wyglądał na osobę, z którą można ponegocjować. A poza tym ta jego ostatnia kwestia była bardzo dobijająca… W dalszym ciągu nie pojmowała jak to było możliwe, że dała się złapać. Idiotka. Chociaż teraz masz dużo czasu żeby nad tym pomyśleć. Odchyliła głowę, tak żeby patrzeć na sufit, po czym wyszeptała:
-Kurwa, jeszcze będę żałować, że wyskoczyłam z tego pieprzonego auta…
Dopiero teraz zauważyła, że w tym pokoju nie ma żadnego światła. Znaczy, działającego światła. Dobrze dla mnie, pomyślała zamykając oczy i zastanawiając się nad tym, czy jej przyjaciołom udało się dotrzeć do Piekła bez większych przeszkód.

         Mulat wjechał Land Roverem najdalej i najwyżej jak tylko się dało i zaparkował go w niewidocznym miejscu. Po opuszczeniu samochodu przez jego sąsiadkę, przez chwilę się wahał, czy postępować zgodnie z jej instrukcjami, czy mimo wszystko zatrzymać się i iść z nią. I kiedy już miał wcisnąć hamulec przypomniał sobie, że nie jest sam, i że nikt inny w tym aucie nie potrafi prowadzić. Dlatego pojechał do miasta, w miejsce, gdzie miała na nich czekać Caroline, po czym wybierając najdłuższą i najbardziej oddaloną od bazy wojskowej drogę, skierował się do Piekła.
         Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i schował je do kieszeni. Zamyślił się. Był rozdarty. Chciał wiedzieć, co się dzieje z Rebeccą. Nie wyobrażał sobie życia bez niej, zawsze spędzali ze sobą wolny czas, jak jedno z nich nie mogło sobie z czymś poradzić zwracało się do drugiego. Nauczyli się widzieć w sobie nawzajem coś więcej niż ktoś, kto spotkał ich pierwszy raz w życiu, albo znał od kilku miesięcy. Między innymi dlatego z jednej strony jej ufał, a z drugiej cholernie się martwił.
-Homer?
Grace zauważyła, że jedynie on jeszcze nie wysiadł z auta i wyglądał na zmartwionego, czemu się nie dziwiła, bo to w końcu chodziło o jego bratnią duszę.
Chłopak wyrwał się z zamyślenia i wzdychając opuścił samochód zatrzaskując za sobą drzwiczki.
-A, co jak nie wróci za trzy dni?
Zapytał patrząc zatroskanym wzrokiem na Grace, na co ta westchnęła i uśmiechając się pocieszająco odpowiedziała:
-Damy jej trochę więcej czasu. Jak nie zjawi się w Piekle za tydzień, możemy spróbować coś zrobić. Za to teraz czeka nas długa droga do Piekła. Chodź.
Dziewczyna chwyciła Homera za rękę i pociągnęła za sobą w stronę skalnych schodów, gdzie czekała na nich reszta z zapakowanymi rzeczami z Land Rovera, a kiedy ta dwójka do nich dołączyła, rozpoczęli długą podróż w czeluści kotliny.

         Siedząc na zimnym stalowym krześle, przez dwadzieścia cztery godziny i cały czas patrząc na sufit albo na swoje beznadziejne odbicie w lustrze, zaczynasz rozumieć, co tak właściwie znaczy nuda. I to głównie przez to Rebecca próbowała się choćby trochę poruszyć. Oczywiście bardzo dobrze wiedziała, że nie może, ale przynajmniej miała jakieś zajęcie. Zacisnęła dłonie w pięści i spróbowała poruszyć rękami. Nic. Mimo wysiłku, nie udało jej się nic osiągnąć. Nie mogła przesunąć ani rąk ani nóg, choćby o centymetr.
         Po dwudziestu minutach zmagań ze stalowym krzesłem, doszła do wniosku, że może poruszać jedynie głową. I dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, o co chodziło temu mężczyźnie. Powiedział, że odpowie na jej pytanie, ponieważ jest mu potrzebna. Potrzebna, do czego? Raczej nie wyglądał na napalonego mordercę gwałciciela… Bardziej na jakiegoś tajniaka. To znaczy z twarzy… Jego wygląd i sposób mówienia… Tak. To ktoś ważny z ważną misją do wykonania… Tak myślę. No i dlaczego tylko ja?! W pokoju, w którym się znajdowała stały jeszcze dwa podobne krzesła. Zawsze, kiedy Jack przesłuchiwał tutaj ludzi, wszystkie miejsca były zajęte. Czyli albo jestem jedynym jeńcem, albo reszta porwanych została umieszczona w innych pokojach.
         Kontemplacje przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Nie zareagowała. Może gdyby to było normalne, treningowe przesłuchanie, podniosłaby wzrok, westchnęła, albo zrobiła cokolwiek, ale wiedziała, że ujrzy tą samą twarz, tą samą osobę, którą miała okazję spotkać wczoraj. Dopiero, kiedy mężczyzna zamknął za sobą drzwi i usiadł na drewnianym krześle naprzeciwko niej, spojrzała mu w oczy. Lekko wzdrygnęła się, widząc tą nieprzeniknioną zieleń. Nie to żeby jej się nie podobały, wręcz przeciwnie, uwielbiała ten kolor, ale zauważyła, że jego oczy, oprócz pięknego koloru, posiadały mrok, żądze mordu, pragnienie chaosu. I zemsty. A może tylko mi się wydaje… Przecież i tak zawsze wszystko komplikuję…

         Kiedy blondyn tak siedział i wpatrywał się w niebieskie tęczówki swojego jedynego jeńca, zrozumiał, że oczy naprawdę potrafią wyrażać uczucia, które on sam zawsze tłumił. Gdyby, jako dziecko, nie nauczył się, w jaki sposób odczytywać emocje, nie zauważyłby ich u tej dziewczyny. Jej oczy wyrażały niepewność, przerażenie i dobrze ukrywaną bezradność, ale mówiły mu również, że była uparta i wrogo nastawiona w stosunku do jego samego. Spodziewał się tak oczywistej reakcji. Jasne, wolałby żeby okazywała mu wdzięczność za uratowanie jej życia, ale dziewczyna o tym nie wiedziała. Jeszcze, pomyślał. Wiedział, że jest bystra i że wcześniej, czy później się domyśli. Twierdził, iż z czasem jakoś sama do tego dojdzie, a jak nie, to nie miał zamiaru o tym wspominać. Chyba, że potrzebowałby przysługi. Wtedy może poinformuje dziewczynę o jej długu wobec niego. O ile przeżyje najbliższy miesiąc, pomyślał lekko się uśmiechając. To właśnie było to, co sprawiało mu przyjemność – zadawanie bólu innym.

         W pewnym momencie dziewczyna dostrzegła dziwny błysk w oku blondyna. Nie znała jego zamiarów i nie chciała ich poznawać. Mężczyzna nie spuszczając z niej wzroku nachylił się opierając łokcie na kolanach i cichym, ale stanowczym i wypranym z uczuć głosem zapytał:
-Gdzie uciekli ludzie, którzy byli z tobą w tamtym samochodzie?
Odczekał chwilę, ale ona, tak jak wcześniej postanowiła, milczała. Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, nie mogła wydać przyjaciół, bo jeżeli on mówił prawdę, w co szczerze wątpiła, to są oni jedynymi ludźmi, którzy jej zostali. Po drugie, była jeńcem i jak zawsze powtarzał jej Jack: Nie ważne, o co cię zapytają, jeżeli cokolwiek powiesz oni będą wiedzieć wszystko. Więc milczała odwzajemniając spojrzenie mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej.
-Gdzie są ci ludzie?
Powtórzył pytanie tym samym tonem. Cisza. Blondyn uśmiechnął się lekko, wstał i zbliżył się do Rebeccki. Znów ponowił pytanie i znów nie dostał odpowiedzi, więc spoliczkował dziewczynę sprawiając, że odrzuciło jej głowę w lewo, a ciemnoblond loki opadły na jej twarz. Splunęła czując metaliczny smak na ustach, po czym z powrotem obróciła się w stronę swojego oprawcy z ironicznym uśmiechem na ustach. Możliwe, że jest sadystą… Tego nie przewidziałam. Mimo tej myśli nie miała najmniejszego zamiaru odpowiadać na to pytanie. Nie ważne, co by się działo, nigdy nie wydałaby swoich przyjaciół. Zawsze ją tego uczono, że trzeba chronić kochane osoby, to bez znaczenia, czy ostatnio się z nimi pokłóciła, czy nie odzywała przez jakiś czas – nie wyobrażała sobie życia bez tych ludzi, więc nie mogła ich oddać w ręce tego człowieka. Nie ważne, kim był, ale nie znała go i nie sądziła żeby miał dobre zamiary ani wobec niej, ani wobec kogokolwiek innego.
        
Przez następne dwie godziny blondyn próbował się dowiedzieć czegokolwiek o ludziach, którzy byli wtedy z Rebeccą w aucie. Pytał, wprost ale niekiedy próbował użyć prowokacji, mimo jego starań nie uzyskał ani słowa odpowiedzi. Dziewczyna tylko wpatrywała się raz w niego, raz w przestrzeń przed sobą. Mężczyzna wiedział, że już dzisiaj niczego nie osiągnie. Opuścił pokój zamykając za sobą drzwi. Ostatni ludzie, którzy z nim zostali byli gotowi na rozkazy. Zlecił im zawieszenie zegara w pokoju, w którym przebywała dziewczyna, a kiedy to wykonają, również mają opuścić bazę, jak zrobiła to reszta. Żołnierze znaleźli w jednym z pomieszczeń w tym budynku, duży i o dziwo dość głośny zegar. Wykonali swoje zadanie i opuścili bazę wojskową. Nareszcie został sam ze swoim jeńcem. Żadnych świadków, nikogo, kto mógłby potwierdzić jej słowa – świetnie.

Siedząca w samotności dziewczyna, przyglądała się dużemu zegarowi, który został zawieszony przez wrogich żołnierzy w pokoju, w którym była uziemiona. Nigdy nie lubiła tego nieznośnie głośno, tykającego urządzenia. Nie mogła słuchać tego irytującego dźwięku dłużej niż pięć minut, później zaczynał ją denerwować tak bardzo, że miała ochotę rozbić go na skale, albo utopić w jeziorze, albo wrzucić do jakiejś przepaści, cokolwiek! Byleby przestał tykać. Nagle wyprostowała się uświadamiając sobie, że ten blondyn, albo chce żeby liczyła sobie doby, albo z całego serca pragnie sprowokować ją do mówienia, używając przy tym jej nienawiści do tykającego urządzenia. Świetnie… I to wszystko przez jeden głupi zegar, którego Jack nie chciał wyrzucić.
Mijały godziny, a Rebecca ledwo wytrzymywała. Jedyny powód, dla którego, jak dotąd, nie zaczęła krzyczeć i błagać o zabranie od niej tego ustrojstwa, siedział za weneckim lustrem, przypatrując się jak irytujący może być głupi zegar. Miała niezwykle realistyczne przeczucie, że ją obserwuje. Nie chciała tak szybko się poddać i zacząć mówić. Była twarda, jeżeli chodziło o tortury fizyczne, które jak dotąd zafundował jej nieznajomy, ale gorzej było z jej psychiką. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie jej głowa. Tak, znosiła bicie, lekkie, lecz bolesne rany zadawane jakimś nieznanym jej ostrzem, które było cholernie tępe, słowne groźby, rzucane w jej stronę cały czas, a nie potrafiła wytrzymać doby z tym tykającym ustrojstwem. Paskudna słabość. Dlaczego muszę być tak beznadziejna?
Zegar nie pozwalał dziewczynie zapomnieć o swojej obecności. Tyk, tyk, tyk, tyk, tyk. Całkiem przypadkiem, albo pod wpływem działania głośnego urządzenia, uaktywnił się jej tik nerwowy. Co oznaczało, że całkiem nieświadomie, stukała opuszkami palców o najbliższą płaską powierzchnię, w tym przypadku był to spód podłokietnika stalowego krzesła. Za każdym razem, kiedy się na tym przyłapywała, natychmiast przestawał. I wtedy wydawało jej się, że zegar tykał jeszcze głośniej. Próbowała za wszelką cenę oswoić się z tym dźwiękiem, albo, chociaż nauczyć się go tolerować, ale nie specjalnie jej to wychodziło. Gdyby miała teraz wolne dłonie, zasłoniłaby nimi uszy, albo zwiesiłaby starą, wskazującą godzinę tarczę i roztrzaskałaby ją o podłogę, byleby tylko pozbyć się tego dźwięku. I wtedy w jej głowie zabrzmiała znana melodia i tekst. Bardzo dobra, lecz stara piosenka, a mianowicie The Beatles – Help. Brawo… Teraz ci się zebrało na dopasowywanie piosenek do sytuacji… Westchnęła w głębi duszy powtarzając: Lepsze to niż ciągłe słuchanie tykania zegara. I to okazał się dobry sposób. Jak na tą chwilę, ponieważ wiedziała, że w nie dalekiej przyszłości nadejdzie moment, w którym znienawidzi i tę, dobrze znaną jej melodię.
Powoli zaczynała uczyć się ignorować dźwięki wydawane przez zegar, powtarzając w myślach tekst piosenki, co okazało się skuteczną metodą. Teraz czuła jakby mogła siedzieć w tym pokoju dłużej niż dwie godziny. W tym momencie niespodziewanie do jej myśli wtargnęły wspomnienia, rozdzierając na strzępy wszelki spokój, jaki udało jej się osiągnąć do tej pory. Wyraził się jasno. Oni wszyscy zginęli. Z jego ręki. Osiemnastolatka zaczęła rozmyślać nad tym, co się stało. Straciłam przytomność i poczułam ból w tyle głowy. I słyszałam strzał. Nie mogłam tego przeżyć! Albo jakimś cudem udało im się spudłować i pomylić się o te kilka centymetrów, albo miałam spore szczęście. Chociaż, siedzenie tutaj bez możliwości ruchu, w towarzystwie denerwującego zegara, chyba nie jest szczęściem. Odruchowo zaczęła myśleć, nad tym, w jaki sposób mogłaby pozbyć się lub zmienić swoje położenie w zaistniałej sytuacji. Cisza. Milczenie. A gdyby zacząć mówić? Może odpuściłby… Ale wtedy wydałabym przyjaciół. Znienawidziliby mnie. Nie chcieliby mnie znać, a co gorsza, nie mam zielonego pojęcia czego tak właściwie ode mnie chce. To znaczy, tak wiem, informacji o tym gdzie przybywają… W tym momencie ją oświeciło. Nagle wiedziała, co odpowiedzieć, żeby nie skłamać i równocześnie, nie wydać swoich przyjaciół, ponieważ to oni wymyślili tą nazwę. Odpowiedź była krótka i oczywista: Piekło.

13 komentarzy:

  1. Dzień dobry :D
    Ahhh na to czekałam z niecierpliwością!! Uzależniłaś mnie z jakichś nieznanych mi powodów.
    Połączenie Loli i opowiadania o Lokim to coś co tygryski lubią najbardziej :3
    Dobra, co do wyglądu naszego sadysty to kurczę jest coraz dziwniej. Nie dość, że blond włosy to jeszcze trampki ... xD Intrygujące połączenie muszę Ci powiedzieć.
    Rebecco, znam Twój ból. Również darzę wielką nienawiścią te tykające ustrojstwa. Są straszne, serio. Nawet odrobinę nie przesadzam. Przez nie nie można spać. Na całe szczęście ja u siebie w pokoju żadnego nie mam, ale sąsiad ma taki z dzwonem, który co pół godziny robi to bim bom...grrr
    Homer, Homer!! On wszystko naprawi, na pewno. Odbiję naszą Beccę i zabierze ją do Piekła... ale tego fajnego Piekła, bo w piekle to ona już jest ;D
    No dobrze:
    Homerze: Planuj jak odbić przyjaciółkę.
    Rebecca: Nie daj się, nic mu nie mów i ... śpiewaj dalej :D
    Lolu: Pisz szybko następny rozdział !! ;*
    Weny życzę!
    Pozdrawiam
    Embers

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Embers :*
      O, jak... miło? xD Nie wiem, czy uzależnianie do dobra rzecz, w tym przypadku xD
      Dziwny wygląd? Kto mówił, że będzie normalnie? ^.^
      Co do tego zegara, to pisałam ten fragment, kiedy byłam u mojej babci na noc. Ona ma w kuchni tak głośny zegar, że niekiedy nie umiem tam usnąć o.O
      Wena u babci zawsze spoko xD
      Hahahaha xD Homer i dobry plan, to rzadkość xD ale o tym przekonacie się tak, koło dziewiętnastej ^.^
      Jednak, ktoś wierzy w Homera ! :D
      Również pozdrawiam i dziękuję :*

      Usuń
  2. Z prologu wynika (chyba), że ten blondyn to Loki. Pytanie - czemu blondyn?! *ma złe wspomnienia z blondynami innymi słowy, nie znosi ich* Ale serio, czemu go opisujesz jako blondyna?

    Chyba wiele osób nienawidzi tykających zegarów, kiedyś byłam u babci i tam wielki, olbrzymi zegar tykał bezustannie, w końcu wywaliłam go do łazienki, a na pytania "gdzie jest zegar" udawałam, że nie wiem o co chodzi i teraz zawsze jak idę już spać u babci, to pierwsze co robię to nie przygotowuję łóżko, czy się myję. Wywalam zegar. ;) Więc znam ten ból, Becca.

    Szczerze? Nie przypatrywałam się wątkowi Homera (i do połowy przeczytałam ten rozdział) bo o 7:30 byłam w szkole, 8:10 z niej wyszłam zwolniona przez (teraz) moją ulubioną panią od matmy, gdyż… cóż… ja w przeciwieństwie do fikcyjnej Niny (dlaczego kierowałam się imieniem i nazwiskiem Niny Dobrev do cholery? Ona ma to samo imię co ja, to wkurzające) a właściwie mój żołądek, nie toleruje ostrego jedzenia. A szkoda, bo je lubię. No cóż, przeczytam jeszcze wątek Homera za chwilę.

    Wiesz, że przez chwilę myślałam, że jej oprawcą będzie Thor? xD Bo blondyn mi się skojarzył. W ogóle polecam książkę niemieckiego (cholera) autora pod tytułem… *werbel* Thor. *reakcja jak jej koleżanki "pierdolisz! *sarkazm*" Wiem, wiem, przeklinam, ale jestem wściekła na własny organizm, więc nie mam na czym się wyżyć.

    Heh, nazwa Piekło. Nice, coś jak Dard mool czy jak to tam było w serialu Sherlock, to prastare imię diabła. Nie pamiętam jak się to pisało. Czyżbyś była w polskim Piekiełku? Jak nie, to polecam, ale w lato, najlepiej w gorący dzień, bo tam jest kurde wtedy śnieg. xD Pamiętam jak z moją klasą chodziliśmy gęsiego po kładce i większość powpadała w zimne i mokre błoto lub na śnieg. (był tam fragment błotnego "oceanu")

    Masz strasznie fajny styl pisania. Od razu zachęca. Łezka mi się w oku kręciła, kiedy Loki(?) kazał rozstrzelać jej rodzinę. Serio, tatusia mi żal. Chociaż spodziewałam się, że taka wojskowa dziewczyna nie będzie mieć przyjaciół, ale to nic, i tak fajnie wyszło. (Ten rozruch przypomniał mi obóz na Camp Tardzie… xD)

    Piszesz długie rozdziały, za co plus. Interpunkcyjnych i ortograficznych błędów nie widzę, również plus. Akapity są, również plus. Ja ich nie umiem stawiać. xD
    Ogółem, twoje opowiadanie jest boskie, ale dodałabym zakładkę "Spam", "Bohaterowie" i "O autorce". To pomaga sobie nakreślić obraz sytuacji, a po za tym, mogłabyś dodać zakładkę "Spis Treści", ładniej by to wyglądało niż z archiwum, ale to tylko moje kaprysy. ;)
    Piernik ściska i pozdrawia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S

      W jednym z blogów, tym "Nie jesteś Sam" to coś jest nie tak, pokazuje ci się, że jest rozdział 15, a nie ma tam takiej strony. Przez to niemal się popłakałam, nie żartuje, bo dało mi to na nadzieję na posiadanie kolejnej lektury o Lokim. ;(

      Usuń
    2. Czemu blondyn? Well... Nie mogę tego niestety zdradzić, ale spokojnie, wszystko w swoim czasie ;)

      Ah zegary - moja miłość :/ nienawidzę tych ustrojstw... Cieszę się, że nie mam w domu ani jednego, takiego wielkiego zegara! Nie wytrzymałabym z tym ciągłym tykaniem o.O

      Thor oprawcą ?! o.O kurde... Czemu na to nie wpadła? :O Pierniczku, podsuwasz mi ciekawe pomysły xD ale szczerze mówiąc, jak tylko o tym przeczytałam, śmiałam się w cholere xD
      A Thor! Coś chyba o tym słyszałam... Niemiecka eh :/ przeczytałam całkiem niedawno dwa kryminały niemieckiej autorki i powiem, że nie ma rewelacji, więc coś chyba tym Niemcom pisanie nie idzie xD ale to tylko jedna autorka, więc nie oceniam...

      W polskim Piekiełku? Nope, ale zamierzam jechać ^.^ a co do Sherlocka to - zabieram się za pierwszy odcinek od miesiąca i nie mogę zacząć, to pewnie przez ten nagły przypływ weny na to wszyyyytko i brak czasu, bo szkoła :/

      Wiesz... Ta scenka była i jest dla mnie bardzo ważna. Jeszcze do niej nawiążę, w przyszłości.
      Wojskowa dziewczyna bez przyjaciół... Miło xD nie no, w sumie też o tym myślałam, więc postanowiłam, że będą to tacy ludzie, którzy są sąsiadami i przyjaźnią się od najmłodszych lat.
      Poza tym, widzę twoje wahanie, co do tego, czy aby na pewno ten blondyn jest Lokim... Świetnie! Teraz muszę się ogarnąć i też coś pogłówkować nad nim... xD

      Awwww dziękuję ^.^ tsaaa... Powiem ci, że z akapitami właśnie problemu nie mam, ale cały czas pracuję nad przecinkami... Oczywiście z pomocą.
      Zakładki powiadasz? No, w sumie... Może kiedyś, jak tylko przestanę być tak cholernie leniwa, to się za nie wezmę xD
      Również pozdrawiam Pierniku :D

      Usuń
  3. OMG! Ale mi się to podoba! Pisz proszę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za komentarz u mnie :D Dziewczyno ale masz wenę aż zazdroszczę (i już uwielbiam ten blog ^^). Wciągnęłam się i teraz niecierpliwię będę czekała na kolejny rozdział. Fajnie,że też dajesz gify z postaciami, to tak jakby ożywiało bloga. Muszę pochwalić też szablon bo jest bardzo w stylu boga.:D Cieszę się z nowego bloga o Lokim bo ostatnio nie mogłam znaleźć nic nowego i równie wciągającego co Twój tekst, Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahhh same pochwały, jak miło ^.^
      A nie ma sprawy! Nie mogę się doczekać kolejnej notki u ciebie :*
      Wena? Wiesz... Ostatnio, jakoś mi trochę przygasła, ale coś czuję, że jeszcze trochę dzisiaj popiszę ^.^
      Dziękuję, za miłe słowa i również pozdrawiam ;*

      Usuń
  5. W końcu skończyłam czytać. Miałam wczoraj przerobić całość, ale jeden osobnik ( czyt. mój pies ) za cholerę nie chciał mi dać spokoju. Były tylko te oczy mówiące: "Chodź na spacer. Przecież wiem, że chcesz. Jak nie pójdziesz to strzelę focha, jak wtedy, kiedy nie chciałaś mi dać szynki".
    Nie wiem może tylko ja mam takie wrażenie, ale słowo zegar zaczęło mi się cały czas powtarzać. Tak jakoś. Co do fabuły: fajna, rozwija się, daj mi już Lokiego, akcja cały czas się toczy, zaciekawiło mnie to miejsce Piekło, daj mi Lokiego, dziewczyna przeżyła postrzał w głowę? Pewnie Loki maczał w tym palce...Daj mi Lokiego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Vint :D
      Hahahaha xD ja na szczęście mam kota, który nienawidzi obroży,a smyczy tym bardziej, więc jej nie wyprowadzam < ufff >
      hmmm... Czas przejrzeć teks jeszcze raz xD
      Dziękuję, za ciekawą ocenę fabuły xD chyba zrozumiałam przesłanie xD Ale Loki, jak Loki, pojawi się tutaj dopiero... Za długo... Eh :/
      Vint, liczę na twoje kojarzenie faktów, ale niepewności się nie pozbędziecie xD
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. Witaj Lolu,
    Może mnie kojarzysz? Oserwuję bloga Flo i stelli.. zacne opowiadania. Wlaśnie dzięki wyżej wymienionym paniom *macha łapką do Flo i steli...a i jeszcze do Embers* ;) natrafilam na Twojego bloga.
    Co mogę powiedzieć? Zdolna z Ciebie bestyja *chciałaby umieć tak pisać* Zaintrygowałaś mnie z tym blondynem, no na początku byłam pewna,że to Loczek...chociaż nadal nie wykluczam,że to Psotnik..włosy mogą być tylko zmyłką dla czytelnika...
    Osobiście mam nadzieje,że jednak to nie Loki, a on sam pojawi się wkrótce...i będzie odgrywał bardziej pozytywną rolę.
    Trzymaj tak dalej, czekam na koleje rozdziały i życzę dużo weny :)

    pozdrawiam
    Monique :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moni! (mogę ci tak mówić? xD)
      Kojarzę, kojarzę ^.^ I potwierdzam: i Flo i Stella i Embers piszą prze genialne opowiadania *.*
      Aww dziękuję ^.^ Jak mi miło. Hahaha wszyscy się czepiają blondyna... A ja go lubię! xD pomimo tego, co się wydarzy później... I tak go lubię !
      Podejrzenia, zawsze z wami będą, kochane, zawsze! xD
      W każdym bądź razie dziękuję, za komentarz i również pozdrawiam :D

      Usuń
  7. Wstawiaj ten 3 rozdział, bo chcę wiedzieć co będzie dalej :D * Oczka kotka ze Shreka *
    Ps. Nominowałam cię do Libsten Award
    http://requiem-nemezis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Dla Was to tylko kilka napisanych słów, a dla mnie - ogromna motywacja :D