Witam serdecznie :D
Na początku chciałam bardzo podziękować, za komentarze pod ostatnim rozdziałem i prologiem. Wasze słowa bardzo mnie motywują do dalszego pisania. I krytyka i pochwały. No i oczywiście, proszę o czystą szczerość.
Witam Was wszystkie po Ciemnej stronie Mocy ! Mamy tutaj duuużo ciasteczek z czekoladą, częstujcie się xD
No i tak na koniec, to cieszę się, że mimo tego iż dopiero zaczynam pisać o Lokim, to Wam się podoba. Tak baardzo miło :3
Enjoy !
***
Wysoki blondyn podszedł do
obezwładnionego ciała dziewczyny. Leżała zwrócona twarzą do ziemi. Przykucnął
przy niej i dopiero teraz zauważył ciemną ciecz na tyle jej głowy. Krew
posklejała jej loki, ale to mu nie przeszkadzało. Odgarnął jej włosy z karku i
widząc ciemne znamię uśmiechnął się lekko, po czym podniósł się i wydał rozkaz
swoim ludziom żeby zanieśli ją do środka. Wiedział, co musiał zrobić i
wiedział, że sprawi mu to przyjemność, a jej niekoniecznie. Choć podejrzewał,
że to dziewczyna, która teraz klęczała szlochając na ziemi, będzie tą, której
potrzebował, a nie jakaś kolejna żałosna, zwyczajna śmiertelniczka. Westchnął i
z powrotem pochodząc do pobitego mężczyzny, zapłakanej nastolatki i dwunastu
innych żołnierzy rozkazał ustawić ich w szeregu i rozstrzelać. Jego ludzie bez
wahania wykonali rozkaz, po czym wykopali jeden, płytki grupowy grób, na tyłach
bazy. Dzięki czemu on sam mógł iść ocenić jak miewa się jego jedyny jeniec.
Osiemnastolatka
obudziła się czując okropny ból z tyłu głowy. Odruchowo chciała sięgnąć w tamtą
stronę, ale uniemożliwiała jej to stalowa obręcz oplatająca jej nadgarstek.
Otworzyła oczy i cierpliwie czekała, aż obraz jej się wyostrzy. Kiedy to się
stało odkryła, że znajduje się w jednym z pokoi w jej bazie wojskowej, w której
niektórzy żołnierze ćwiczyli milczenie w razie gdyby zostali złapani przez
wroga. Siedziała na stalowych krześle z rękami przykutymi do podłokietników i
nogami do dolnych partii krzesła, które znajdowało się na samym środku pokoju,
przymocowane do podłogi, tak, żeby nie dało się go przesunąć. Oprócz dającym o
sobie znać tyle głowy, czuła również kujący ból w lewym ramieniu. Miała na
sobie czarną bokserkę, więc bez trudu mogła dostrzec małą ranę, zostawioną po grubej
igle. Mimowolnie skrzywiła się na samą myśl, że ktoś wstrzyknął jej nie wiadomo,
co. Zaklęła cicho, rozglądając się po pokoju. W sumie to nigdy nie miała okazji
przesiadywać na tym krześle. Zawsze stała po drugiej stronie lustra weneckiego
znajdującego się teraz naprzeciwko niej. Wyglądała strasznie. Splątane włosy
opadały na ramiona, a oczy ‘zdobiły’ ciemne cienie umieszczone tuż pod nimi. Po
dłuższej chwili zauważyła, że jest boso, co było według niej dziwne.
Kilka minut siedziała
sama rozmyślając nad tym, co się stało. Biegła, a potem ktoś strzelił, następne,
co pamiętała to ból w tylnej części głowy. Taka rana, nie powinna, nie miał
prawa pozostawić ją przy życiu. Więc czemu ciągle była w stanie normalnie
funkcjonować? Nie pojmowała tego. W tym momencie do pokoju wszedł wysoki
mężczyzna z blond loczkami i zielonymi oczyma. Ten, który pierwszy ją zauważył.
Wtedy nawet nie próbował się rozglądać. Po prostu się odwrócił i spojrzał w jej
oczy. Tak jakby od samego początku wiedział, że tam była.
Mężczyzna
usiadł na zwykłym, drewnianym krześle naprzeciw niej i wpatrywali się tak w
siebie przez chwilę. Był ubrany w ciemne jeansy, czerwoną koszulę w kratę i
nosił trampki.
Dziewczyna
nic nie mówiła. Po co miała się odzywać, skoro nawet o nic jej nie pytał. A nawet gdyby spytał, to bym nie
odpowiedziała… Chyba. Cały czas miała wyćwiczony, obojętny
i trochę znudzony wyraz twarzy, lecz jej serce biło szybciej niż zwykle. W
rzeczywistości, była przerażona, ale nie dawała tego po sobie poznać.
Wiedziała, że to byłby zły ruch z jej strony. Dać satysfakcje komuś, kto ją
przetrzymywał.
Po chwili blondyn wstał i okrążając
stalowe krzesło zapytał półgłosem:
-Żałujesz?
Osiemnastolatka przez chwilę zastanawiała się nad samym
pytaniem i doszła do wniosku, że jedyne, czego żałuje w tej chwili to tego, że
nie udało jej się pozostać niezauważoną, że była na tyle zdekoncentrowana, że
nie zauważyła tej głupiej gałązki.
Nie odpowiadała. Zastanawiała się czy lepiej się
odezwać czy milczeć? Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji i nie
specjalnie wiedziała, co robić, jak się zachować. Ale czuła, że to wcale nie
będzie lekkie doświadczenie. Tym czasem mężczyzna znowu się odezwał:
-Śmiało. Mów. Przecież nie masz już nic do stracenia. Wszyscy
znajomi ci ludzie, których widziałaś, zanim straciłaś przytomność… Krótko
mówiąc, zginęli, przekonani, że ty również jesteś martwa.
Rebecca nie wiedziała jak zareagować na te słowa. Nie
całkiem wierzyła w to, co usłyszała. Twierdziła, że kłamie, ale część
podświadomości podpowiadała jej, że mówi prawdę. Błądziła wzrokiem po podłodze
pokoju, oddychając coraz szybciej. Po chwili blondyn oparł dłonie o stalowe
obręcze na podłokietnikach krzesła, na którym siedziała dziewczyna, po czym
patrząc jej w oczy wyszeptał:
-Nie masz nic do stracenia, więc zapytam jeszcze raz:
żałujesz?
-Tylko tego, że dałam się złapać.
Wyszeptała, starając się zachować obojętny wyraz
twarzy. Chyba nie specjalnie jej to wychodziło, ponieważ nieznajomy uśmiechnął
się tajemniczo i znów powoli zaczął okrążać pokój. Był bardzo pewny siebie, tak
jakby powód, dla którego teraz się tutaj znajdował, był na wyciągnięcie ręki.
To znaczy… Jest na wyciągnięcie ręki, ale zanim osiągnie swój cel minie bardzo
dużo czasu.
Osiemnastolatka zastanowiła się przez chwilę. Jak i tak
już się odezwała, stwierdziła, że równie dobrze może o coś zapytać. Oczywiście
nie oczekiwała odpowiedzi, bo od samego początku wątpiła w jakąkolwiek
możliwość nawiązania rozmowy.
-Pytam z ciekawości: co mi wstrzyknęliście? I jakim
cudem przeżyłam ten cholerny postrzał?
Odezwała się prawie szepcząc. W głowie miała zbyt dużo
wątpliwości żeby analizować każdą z nich osobno.
-Wiedziałem, że prędzej czy później o to zapytasz.
Zaczął równie cicho.
-I odpowiem ci tylko, dlatego, bo jesteś mi potrzebna.
Substancja, która teraz wędruje, w twoim organizmie, ma za zadanie ograniczyć
twoje potrzeby fizjologiczne do zera, przez jakiś czas.
-A, co z drugim pytaniem?
-Jesteś bystra. Prędzej czy później się domyślisz.
-Skąd możesz to wiedzieć?
Zamiast ustnej odpowiedzi, dziewczyna otrzymała jedynie
lekkie wzruszenie ramionami. Zanim wyszedł rzucił tylko:
-Czuj się jak u siebie.
Po czym opuścił pokój.
Rebecca westchnęła. Ufała mu w takim samym stopniu, w
jakim można ufać dopiero, co poznanemu, podejrzanie wyglądającemu człowiekowi.
Nie wiedziała, jakie miał wobec niej plany, a nie wyglądał na osobę, z którą
można ponegocjować. A poza tym ta jego
ostatnia kwestia była bardzo dobijająca… W dalszym ciągu nie pojmowała jak
to było możliwe, że dała się złapać. Idiotka.
Chociaż teraz masz dużo czasu żeby nad tym pomyśleć. Odchyliła głowę, tak
żeby patrzeć na sufit, po czym wyszeptała:
-Kurwa, jeszcze będę żałować, że wyskoczyłam z tego
pieprzonego auta…
Dopiero teraz zauważyła, że w tym pokoju nie ma żadnego
światła. Znaczy, działającego światła. Dobrze
dla mnie, pomyślała zamykając oczy i zastanawiając się nad tym, czy jej
przyjaciołom udało się dotrzeć do Piekła bez większych przeszkód.
Mulat
wjechał Land Roverem najdalej i najwyżej jak tylko się dało i zaparkował go w
niewidocznym miejscu. Po opuszczeniu samochodu przez jego sąsiadkę, przez
chwilę się wahał, czy postępować zgodnie z jej instrukcjami, czy mimo wszystko
zatrzymać się i iść z nią. I kiedy już miał wcisnąć hamulec przypomniał sobie,
że nie jest sam, i że nikt inny w tym aucie nie potrafi prowadzić. Dlatego
pojechał do miasta, w miejsce, gdzie miała na nich czekać Caroline, po czym
wybierając najdłuższą i najbardziej oddaloną od bazy wojskowej drogę, skierował
się do Piekła.
Wyciągnął
kluczyki ze stacyjki i schował je do kieszeni. Zamyślił się. Był rozdarty.
Chciał wiedzieć, co się dzieje z Rebeccą. Nie wyobrażał sobie życia bez niej,
zawsze spędzali ze sobą wolny czas, jak jedno z nich nie mogło sobie z czymś
poradzić zwracało się do drugiego. Nauczyli się widzieć w sobie nawzajem coś
więcej niż ktoś, kto spotkał ich pierwszy raz w życiu, albo znał od kilku
miesięcy. Między innymi dlatego z jednej strony jej ufał, a z drugiej cholernie
się martwił.
-Homer?
Grace zauważyła, że jedynie on jeszcze nie wysiadł z
auta i wyglądał na zmartwionego, czemu się nie dziwiła, bo to w końcu chodziło
o jego bratnią duszę.
Chłopak wyrwał się z zamyślenia i wzdychając opuścił
samochód zatrzaskując za sobą drzwiczki.
-A, co jak nie wróci za trzy dni?
Zapytał patrząc zatroskanym wzrokiem na Grace, na co ta
westchnęła i uśmiechając się pocieszająco odpowiedziała:
-Damy jej trochę więcej czasu. Jak nie zjawi się w
Piekle za tydzień, możemy spróbować coś zrobić. Za to teraz czeka nas długa
droga do Piekła. Chodź.
Dziewczyna chwyciła Homera za rękę i pociągnęła za sobą
w stronę skalnych schodów, gdzie czekała na nich reszta z zapakowanymi rzeczami
z Land Rovera, a kiedy ta dwójka do nich dołączyła, rozpoczęli długą podróż w
czeluści kotliny.
Siedząc
na zimnym stalowym krześle, przez dwadzieścia cztery godziny i cały czas
patrząc na sufit albo na swoje beznadziejne odbicie w lustrze, zaczynasz
rozumieć, co tak właściwie znaczy nuda. I to głównie przez to Rebecca próbowała
się choćby trochę poruszyć. Oczywiście bardzo dobrze wiedziała, że nie może,
ale przynajmniej miała jakieś zajęcie. Zacisnęła dłonie w pięści i spróbowała
poruszyć rękami. Nic. Mimo wysiłku, nie udało jej się nic osiągnąć. Nie mogła
przesunąć ani rąk ani nóg, choćby o centymetr.
Po
dwudziestu minutach zmagań ze stalowym krzesłem, doszła do wniosku, że może
poruszać jedynie głową. I dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, o co chodziło
temu mężczyźnie. Powiedział, że odpowie na jej pytanie, ponieważ jest mu
potrzebna. Potrzebna, do czego? Raczej
nie wyglądał na napalonego mordercę gwałciciela… Bardziej na jakiegoś tajniaka.
To znaczy z twarzy… Jego wygląd i sposób mówienia… Tak. To ktoś ważny z ważną
misją do wykonania… Tak myślę. No i dlaczego tylko ja?! W pokoju, w którym
się znajdowała stały jeszcze dwa podobne krzesła. Zawsze, kiedy Jack
przesłuchiwał tutaj ludzi, wszystkie miejsca były zajęte. Czyli albo jestem jedynym jeńcem, albo reszta porwanych została
umieszczona w innych pokojach.
Kontemplacje
przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Nie zareagowała. Może gdyby to było
normalne, treningowe przesłuchanie, podniosłaby wzrok, westchnęła, albo zrobiła
cokolwiek, ale wiedziała, że ujrzy tą samą twarz, tą samą osobę, którą miała
okazję spotkać wczoraj. Dopiero, kiedy mężczyzna zamknął za sobą drzwi i usiadł
na drewnianym krześle naprzeciwko niej, spojrzała mu w oczy. Lekko wzdrygnęła
się, widząc tą nieprzeniknioną zieleń. Nie to żeby jej się nie podobały, wręcz
przeciwnie, uwielbiała ten kolor, ale zauważyła, że jego oczy, oprócz pięknego
koloru, posiadały mrok, żądze mordu, pragnienie chaosu. I zemsty. A może tylko mi się wydaje… Przecież i tak
zawsze wszystko komplikuję…
Kiedy
blondyn tak siedział i wpatrywał się w niebieskie tęczówki swojego jedynego
jeńca, zrozumiał, że oczy naprawdę potrafią wyrażać uczucia, które on sam
zawsze tłumił. Gdyby, jako dziecko, nie nauczył się, w jaki sposób odczytywać
emocje, nie zauważyłby ich u tej dziewczyny. Jej oczy wyrażały niepewność,
przerażenie i dobrze ukrywaną bezradność, ale mówiły mu również, że była uparta
i wrogo nastawiona w stosunku do jego samego. Spodziewał się tak oczywistej
reakcji. Jasne, wolałby żeby okazywała mu wdzięczność za uratowanie jej życia,
ale dziewczyna o tym nie wiedziała. Jeszcze,
pomyślał. Wiedział, że jest bystra i że wcześniej, czy później się domyśli.
Twierdził, iż z czasem jakoś sama do tego dojdzie, a jak nie, to nie miał
zamiaru o tym wspominać. Chyba, że potrzebowałby przysługi. Wtedy może
poinformuje dziewczynę o jej długu wobec niego. O ile przeżyje najbliższy miesiąc, pomyślał lekko się uśmiechając. To
właśnie było to, co sprawiało mu przyjemność – zadawanie bólu innym.
W pewnym
momencie dziewczyna dostrzegła dziwny błysk w oku blondyna. Nie znała jego
zamiarów i nie chciała ich poznawać. Mężczyzna nie spuszczając z niej wzroku
nachylił się opierając łokcie na kolanach i cichym, ale stanowczym i wypranym z
uczuć głosem zapytał:
-Gdzie uciekli ludzie, którzy byli z tobą w tamtym
samochodzie?
Odczekał chwilę, ale ona, tak jak wcześniej
postanowiła, milczała. Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, nie
mogła wydać przyjaciół, bo jeżeli on mówił prawdę, w co szczerze wątpiła, to są
oni jedynymi ludźmi, którzy jej zostali. Po drugie, była jeńcem i jak zawsze
powtarzał jej Jack: Nie ważne, o co cię
zapytają, jeżeli cokolwiek powiesz oni będą wiedzieć wszystko. Więc
milczała odwzajemniając spojrzenie mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej.
-Gdzie są ci ludzie?
Powtórzył pytanie tym samym tonem. Cisza. Blondyn
uśmiechnął się lekko, wstał i zbliżył się do Rebeccki. Znów ponowił pytanie i
znów nie dostał odpowiedzi, więc spoliczkował dziewczynę sprawiając, że
odrzuciło jej głowę w lewo, a ciemnoblond loki opadły na jej twarz. Splunęła
czując metaliczny smak na ustach, po czym z powrotem obróciła się w stronę
swojego oprawcy z ironicznym uśmiechem na ustach. Możliwe, że jest sadystą… Tego nie przewidziałam. Mimo tej myśli
nie miała najmniejszego zamiaru odpowiadać na to pytanie. Nie ważne, co by się
działo, nigdy nie wydałaby swoich przyjaciół. Zawsze ją tego uczono, że trzeba
chronić kochane osoby, to bez znaczenia, czy ostatnio się z nimi pokłóciła, czy
nie odzywała przez jakiś czas – nie wyobrażała sobie życia bez tych ludzi, więc
nie mogła ich oddać w ręce tego człowieka. Nie ważne, kim był, ale nie znała go
i nie sądziła żeby miał dobre zamiary ani wobec niej, ani wobec kogokolwiek
innego.
Przez następne dwie godziny blondyn
próbował się dowiedzieć czegokolwiek o ludziach, którzy byli wtedy z Rebeccą w
aucie. Pytał, wprost ale niekiedy próbował użyć prowokacji, mimo jego starań
nie uzyskał ani słowa odpowiedzi. Dziewczyna tylko wpatrywała się raz w niego,
raz w przestrzeń przed sobą. Mężczyzna wiedział, że już dzisiaj niczego nie
osiągnie. Opuścił pokój zamykając za sobą drzwi. Ostatni ludzie, którzy z nim
zostali byli gotowi na rozkazy. Zlecił im zawieszenie zegara w pokoju, w którym
przebywała dziewczyna, a kiedy to wykonają, również mają opuścić bazę, jak
zrobiła to reszta. Żołnierze znaleźli w jednym z pomieszczeń w tym budynku,
duży i o dziwo dość głośny zegar. Wykonali swoje zadanie i opuścili bazę
wojskową. Nareszcie został sam ze swoim jeńcem. Żadnych świadków, nikogo, kto mógłby potwierdzić jej słowa – świetnie.
Siedząca w samotności dziewczyna,
przyglądała się dużemu zegarowi, który został zawieszony przez wrogich
żołnierzy w pokoju, w którym była uziemiona. Nigdy nie lubiła tego nieznośnie
głośno, tykającego urządzenia. Nie mogła słuchać tego irytującego dźwięku
dłużej niż pięć minut, później zaczynał ją denerwować tak bardzo, że miała
ochotę rozbić go na skale, albo utopić w jeziorze, albo wrzucić do jakiejś
przepaści, cokolwiek! Byleby przestał tykać. Nagle wyprostowała się
uświadamiając sobie, że ten blondyn, albo chce żeby liczyła sobie doby, albo z
całego serca pragnie sprowokować ją do mówienia, używając przy tym jej
nienawiści do tykającego urządzenia. Świetnie…
I to wszystko przez jeden głupi zegar, którego Jack nie chciał wyrzucić.
Mijały godziny, a Rebecca ledwo
wytrzymywała. Jedyny powód, dla którego, jak dotąd, nie zaczęła krzyczeć i
błagać o zabranie od niej tego ustrojstwa, siedział za weneckim lustrem,
przypatrując się jak irytujący może być głupi zegar. Miała niezwykle
realistyczne przeczucie, że ją obserwuje. Nie chciała tak szybko się poddać i
zacząć mówić. Była twarda, jeżeli chodziło o tortury fizyczne, które jak dotąd
zafundował jej nieznajomy, ale gorzej było z jej psychiką. Miała wrażenie, że
zaraz wybuchnie jej głowa. Tak, znosiła bicie, lekkie, lecz bolesne rany
zadawane jakimś nieznanym jej ostrzem, które było cholernie tępe, słowne groźby,
rzucane w jej stronę cały czas, a nie potrafiła wytrzymać doby z tym tykającym
ustrojstwem. Paskudna słabość. Dlaczego
muszę być tak beznadziejna?
Zegar nie pozwalał dziewczynie
zapomnieć o swojej obecności. Tyk, tyk, tyk, tyk, tyk. Całkiem przypadkiem,
albo pod wpływem działania głośnego urządzenia, uaktywnił się jej tik nerwowy. Co
oznaczało, że całkiem nieświadomie, stukała opuszkami palców o najbliższą płaską
powierzchnię, w tym przypadku był to spód podłokietnika stalowego krzesła. Za
każdym razem, kiedy się na tym przyłapywała, natychmiast przestawał. I wtedy
wydawało jej się, że zegar tykał jeszcze głośniej. Próbowała za wszelką cenę
oswoić się z tym dźwiękiem, albo, chociaż nauczyć się go tolerować, ale nie
specjalnie jej to wychodziło. Gdyby miała teraz wolne dłonie, zasłoniłaby nimi
uszy, albo zwiesiłaby starą, wskazującą godzinę tarczę i roztrzaskałaby ją o
podłogę, byleby tylko pozbyć się tego dźwięku. I wtedy w jej głowie zabrzmiała
znana melodia i tekst. Bardzo dobra, lecz stara piosenka, a mianowicie The
Beatles – Help. Brawo… Teraz ci się
zebrało na dopasowywanie piosenek do sytuacji… Westchnęła w głębi duszy
powtarzając: Lepsze to niż ciągłe
słuchanie tykania zegara. I to okazał się dobry sposób. Jak na tą chwilę,
ponieważ wiedziała, że w nie dalekiej przyszłości nadejdzie moment, w którym
znienawidzi i tę, dobrze znaną jej melodię.
Powoli zaczynała uczyć się ignorować
dźwięki wydawane przez zegar, powtarzając w myślach tekst piosenki, co okazało
się skuteczną metodą. Teraz czuła jakby mogła siedzieć w tym pokoju dłużej niż
dwie godziny. W tym momencie niespodziewanie do jej myśli wtargnęły
wspomnienia, rozdzierając na strzępy wszelki spokój, jaki udało jej się
osiągnąć do tej pory. Wyraził się jasno.
Oni wszyscy zginęli. Z jego ręki. Osiemnastolatka zaczęła rozmyślać nad
tym, co się stało. Straciłam przytomność
i poczułam ból w tyle głowy. I słyszałam strzał. Nie mogłam tego przeżyć! Albo
jakimś cudem udało im się spudłować i pomylić się o te kilka centymetrów, albo
miałam spore szczęście. Chociaż, siedzenie tutaj bez możliwości ruchu, w
towarzystwie denerwującego zegara, chyba nie jest szczęściem. Odruchowo
zaczęła myśleć, nad tym, w jaki sposób mogłaby pozbyć się lub zmienić swoje
położenie w zaistniałej sytuacji. Cisza.
Milczenie. A gdyby zacząć mówić? Może odpuściłby… Ale wtedy wydałabym
przyjaciół. Znienawidziliby mnie. Nie chcieliby mnie znać, a co gorsza, nie mam
zielonego pojęcia czego tak właściwie ode mnie chce. To znaczy, tak wiem,
informacji o tym gdzie przybywają… W tym momencie ją oświeciło. Nagle
wiedziała, co odpowiedzieć, żeby nie skłamać i równocześnie, nie wydać swoich
przyjaciół, ponieważ to oni wymyślili tą nazwę. Odpowiedź była krótka i
oczywista: Piekło.
Dzień dobry :D
OdpowiedzUsuńAhhh na to czekałam z niecierpliwością!! Uzależniłaś mnie z jakichś nieznanych mi powodów.
Połączenie Loli i opowiadania o Lokim to coś co tygryski lubią najbardziej :3
Dobra, co do wyglądu naszego sadysty to kurczę jest coraz dziwniej. Nie dość, że blond włosy to jeszcze trampki ... xD Intrygujące połączenie muszę Ci powiedzieć.
Rebecco, znam Twój ból. Również darzę wielką nienawiścią te tykające ustrojstwa. Są straszne, serio. Nawet odrobinę nie przesadzam. Przez nie nie można spać. Na całe szczęście ja u siebie w pokoju żadnego nie mam, ale sąsiad ma taki z dzwonem, który co pół godziny robi to bim bom...grrr
Homer, Homer!! On wszystko naprawi, na pewno. Odbiję naszą Beccę i zabierze ją do Piekła... ale tego fajnego Piekła, bo w piekle to ona już jest ;D
No dobrze:
Homerze: Planuj jak odbić przyjaciółkę.
Rebecca: Nie daj się, nic mu nie mów i ... śpiewaj dalej :D
Lolu: Pisz szybko następny rozdział !! ;*
Weny życzę!
Pozdrawiam
Embers
Dzień dobry Embers :*
UsuńO, jak... miło? xD Nie wiem, czy uzależnianie do dobra rzecz, w tym przypadku xD
Dziwny wygląd? Kto mówił, że będzie normalnie? ^.^
Co do tego zegara, to pisałam ten fragment, kiedy byłam u mojej babci na noc. Ona ma w kuchni tak głośny zegar, że niekiedy nie umiem tam usnąć o.O
Wena u babci zawsze spoko xD
Hahahaha xD Homer i dobry plan, to rzadkość xD ale o tym przekonacie się tak, koło dziewiętnastej ^.^
Jednak, ktoś wierzy w Homera ! :D
Również pozdrawiam i dziękuję :*
Z prologu wynika (chyba), że ten blondyn to Loki. Pytanie - czemu blondyn?! *ma złe wspomnienia z blondynami innymi słowy, nie znosi ich* Ale serio, czemu go opisujesz jako blondyna?
OdpowiedzUsuńChyba wiele osób nienawidzi tykających zegarów, kiedyś byłam u babci i tam wielki, olbrzymi zegar tykał bezustannie, w końcu wywaliłam go do łazienki, a na pytania "gdzie jest zegar" udawałam, że nie wiem o co chodzi i teraz zawsze jak idę już spać u babci, to pierwsze co robię to nie przygotowuję łóżko, czy się myję. Wywalam zegar. ;) Więc znam ten ból, Becca.
Szczerze? Nie przypatrywałam się wątkowi Homera (i do połowy przeczytałam ten rozdział) bo o 7:30 byłam w szkole, 8:10 z niej wyszłam zwolniona przez (teraz) moją ulubioną panią od matmy, gdyż… cóż… ja w przeciwieństwie do fikcyjnej Niny (dlaczego kierowałam się imieniem i nazwiskiem Niny Dobrev do cholery? Ona ma to samo imię co ja, to wkurzające) a właściwie mój żołądek, nie toleruje ostrego jedzenia. A szkoda, bo je lubię. No cóż, przeczytam jeszcze wątek Homera za chwilę.
Wiesz, że przez chwilę myślałam, że jej oprawcą będzie Thor? xD Bo blondyn mi się skojarzył. W ogóle polecam książkę niemieckiego (cholera) autora pod tytułem… *werbel* Thor. *reakcja jak jej koleżanki "pierdolisz! *sarkazm*" Wiem, wiem, przeklinam, ale jestem wściekła na własny organizm, więc nie mam na czym się wyżyć.
Heh, nazwa Piekło. Nice, coś jak Dard mool czy jak to tam było w serialu Sherlock, to prastare imię diabła. Nie pamiętam jak się to pisało. Czyżbyś była w polskim Piekiełku? Jak nie, to polecam, ale w lato, najlepiej w gorący dzień, bo tam jest kurde wtedy śnieg. xD Pamiętam jak z moją klasą chodziliśmy gęsiego po kładce i większość powpadała w zimne i mokre błoto lub na śnieg. (był tam fragment błotnego "oceanu")
Masz strasznie fajny styl pisania. Od razu zachęca. Łezka mi się w oku kręciła, kiedy Loki(?) kazał rozstrzelać jej rodzinę. Serio, tatusia mi żal. Chociaż spodziewałam się, że taka wojskowa dziewczyna nie będzie mieć przyjaciół, ale to nic, i tak fajnie wyszło. (Ten rozruch przypomniał mi obóz na Camp Tardzie… xD)
Piszesz długie rozdziały, za co plus. Interpunkcyjnych i ortograficznych błędów nie widzę, również plus. Akapity są, również plus. Ja ich nie umiem stawiać. xD
Ogółem, twoje opowiadanie jest boskie, ale dodałabym zakładkę "Spam", "Bohaterowie" i "O autorce". To pomaga sobie nakreślić obraz sytuacji, a po za tym, mogłabyś dodać zakładkę "Spis Treści", ładniej by to wyglądało niż z archiwum, ale to tylko moje kaprysy. ;)
Piernik ściska i pozdrawia!
P.S
UsuńW jednym z blogów, tym "Nie jesteś Sam" to coś jest nie tak, pokazuje ci się, że jest rozdział 15, a nie ma tam takiej strony. Przez to niemal się popłakałam, nie żartuje, bo dało mi to na nadzieję na posiadanie kolejnej lektury o Lokim. ;(
Czemu blondyn? Well... Nie mogę tego niestety zdradzić, ale spokojnie, wszystko w swoim czasie ;)
UsuńAh zegary - moja miłość :/ nienawidzę tych ustrojstw... Cieszę się, że nie mam w domu ani jednego, takiego wielkiego zegara! Nie wytrzymałabym z tym ciągłym tykaniem o.O
Thor oprawcą ?! o.O kurde... Czemu na to nie wpadła? :O Pierniczku, podsuwasz mi ciekawe pomysły xD ale szczerze mówiąc, jak tylko o tym przeczytałam, śmiałam się w cholere xD
A Thor! Coś chyba o tym słyszałam... Niemiecka eh :/ przeczytałam całkiem niedawno dwa kryminały niemieckiej autorki i powiem, że nie ma rewelacji, więc coś chyba tym Niemcom pisanie nie idzie xD ale to tylko jedna autorka, więc nie oceniam...
W polskim Piekiełku? Nope, ale zamierzam jechać ^.^ a co do Sherlocka to - zabieram się za pierwszy odcinek od miesiąca i nie mogę zacząć, to pewnie przez ten nagły przypływ weny na to wszyyyytko i brak czasu, bo szkoła :/
Wiesz... Ta scenka była i jest dla mnie bardzo ważna. Jeszcze do niej nawiążę, w przyszłości.
Wojskowa dziewczyna bez przyjaciół... Miło xD nie no, w sumie też o tym myślałam, więc postanowiłam, że będą to tacy ludzie, którzy są sąsiadami i przyjaźnią się od najmłodszych lat.
Poza tym, widzę twoje wahanie, co do tego, czy aby na pewno ten blondyn jest Lokim... Świetnie! Teraz muszę się ogarnąć i też coś pogłówkować nad nim... xD
Awwww dziękuję ^.^ tsaaa... Powiem ci, że z akapitami właśnie problemu nie mam, ale cały czas pracuję nad przecinkami... Oczywiście z pomocą.
Zakładki powiadasz? No, w sumie... Może kiedyś, jak tylko przestanę być tak cholernie leniwa, to się za nie wezmę xD
Również pozdrawiam Pierniku :D
OMG! Ale mi się to podoba! Pisz proszę!
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz u mnie :D Dziewczyno ale masz wenę aż zazdroszczę (i już uwielbiam ten blog ^^). Wciągnęłam się i teraz niecierpliwię będę czekała na kolejny rozdział. Fajnie,że też dajesz gify z postaciami, to tak jakby ożywiało bloga. Muszę pochwalić też szablon bo jest bardzo w stylu boga.:D Cieszę się z nowego bloga o Lokim bo ostatnio nie mogłam znaleźć nic nowego i równie wciągającego co Twój tekst, Życzę weny i pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńAhhh same pochwały, jak miło ^.^
UsuńA nie ma sprawy! Nie mogę się doczekać kolejnej notki u ciebie :*
Wena? Wiesz... Ostatnio, jakoś mi trochę przygasła, ale coś czuję, że jeszcze trochę dzisiaj popiszę ^.^
Dziękuję, za miłe słowa i również pozdrawiam ;*
W końcu skończyłam czytać. Miałam wczoraj przerobić całość, ale jeden osobnik ( czyt. mój pies ) za cholerę nie chciał mi dać spokoju. Były tylko te oczy mówiące: "Chodź na spacer. Przecież wiem, że chcesz. Jak nie pójdziesz to strzelę focha, jak wtedy, kiedy nie chciałaś mi dać szynki".
OdpowiedzUsuńNie wiem może tylko ja mam takie wrażenie, ale słowo zegar zaczęło mi się cały czas powtarzać. Tak jakoś. Co do fabuły: fajna, rozwija się, daj mi już Lokiego, akcja cały czas się toczy, zaciekawiło mnie to miejsce Piekło, daj mi Lokiego, dziewczyna przeżyła postrzał w głowę? Pewnie Loki maczał w tym palce...Daj mi Lokiego :D
Witaj Vint :D
UsuńHahahaha xD ja na szczęście mam kota, który nienawidzi obroży,a smyczy tym bardziej, więc jej nie wyprowadzam < ufff >
hmmm... Czas przejrzeć teks jeszcze raz xD
Dziękuję, za ciekawą ocenę fabuły xD chyba zrozumiałam przesłanie xD Ale Loki, jak Loki, pojawi się tutaj dopiero... Za długo... Eh :/
Vint, liczę na twoje kojarzenie faktów, ale niepewności się nie pozbędziecie xD
Pozdrawiam ;*
Witaj Lolu,
OdpowiedzUsuńMoże mnie kojarzysz? Oserwuję bloga Flo i stelli.. zacne opowiadania. Wlaśnie dzięki wyżej wymienionym paniom *macha łapką do Flo i steli...a i jeszcze do Embers* ;) natrafilam na Twojego bloga.
Co mogę powiedzieć? Zdolna z Ciebie bestyja *chciałaby umieć tak pisać* Zaintrygowałaś mnie z tym blondynem, no na początku byłam pewna,że to Loczek...chociaż nadal nie wykluczam,że to Psotnik..włosy mogą być tylko zmyłką dla czytelnika...
Osobiście mam nadzieje,że jednak to nie Loki, a on sam pojawi się wkrótce...i będzie odgrywał bardziej pozytywną rolę.
Trzymaj tak dalej, czekam na koleje rozdziały i życzę dużo weny :)
pozdrawiam
Monique :)
Moni! (mogę ci tak mówić? xD)
UsuńKojarzę, kojarzę ^.^ I potwierdzam: i Flo i Stella i Embers piszą prze genialne opowiadania *.*
Aww dziękuję ^.^ Jak mi miło. Hahaha wszyscy się czepiają blondyna... A ja go lubię! xD pomimo tego, co się wydarzy później... I tak go lubię !
Podejrzenia, zawsze z wami będą, kochane, zawsze! xD
W każdym bądź razie dziękuję, za komentarz i również pozdrawiam :D
Wstawiaj ten 3 rozdział, bo chcę wiedzieć co będzie dalej :D * Oczka kotka ze Shreka *
OdpowiedzUsuńPs. Nominowałam cię do Libsten Award
http://requiem-nemezis.blogspot.com/