Mieszkała z nim w
Asgardzie od kilku dobrych tygodni. Zdawała sobie sprawę z tego, że kiedy wróci
na Ziemię nie minie nawet minuta, niezależnie od czasu, jaki tu spędzi. Nie
spieszyło jej się. Nie chciała wracać. Nie miała do czego… albo raczej do kogo.
Rodzina mieszkała w zupełnie innym kraju, przyjaciele – a konkretniej ludzie,
którzy się za tak owych podawali – wystawili ją przy najbliższej okazji. Była
sama dopóki nie poznała jego. Wielkiego Boga Kłamstw, a później jego towarzyszy.
Nie przepadała za wszystkimi, ale kto by się tym przejmował. Tutaj była wolna.
W pewnym sensie. Thor, jego brat zrzekł się tronu, po śmierci Odyna, dla
śmiertelniczki, z którą zamieszkał w Midgardzie, a Loki pomimo swej ogromnej
rządzy władzy po krótkim panowaniu poddał się abdykacji i mianował swojego
przyjaciela i byłego nauczyciela, Nathaniela królem. To właśnie jego zdążyła
poznać śmiertelniczka. Na początku wydawał się dobrym człowiekiem i jeszcze
lepszym nauczycielem. Loki kiedyś przekazał jej cząstkę swej mocy, a ona
rozwijała ją wraz z Nathanielem. Do czasu… Mężczyzna był bardzo porywczy i nie
potrafił pogodzić się z pewnymi faktami. Wyżywał się na niej podczas ćwiczeń.
Nieraz prawie straciła przez niego życie. Męczyła ją myśl, że żyje w jednym
pałacu z nim. W tym przypadku znajdowała osłodę w Lokim, z którym zbudowała
bardzo silną relację, a kiedy on był zajęty spędzała czas ze swoim drogim
przyjacielem Fandralem.
Jej
„związek” z tym przystojnym, zabawnym Bogiem Wstydu nie był obojętny dla żadnej
ze stron. Fandral nie należał do mężczyzn, których może usidlić jedna kobieta.
Prawdopodobnie zdążył oświadczyć się wszystkim kobietom Wszechświata… I
prawdopodobnie pewnie ze zdecydowaną większością spał. Żadna nie potrafiła
oprzeć się jego urokowi. Kiedyś, bardzo dawno temu, kiedy Loki i ona mieli dość
nieciekawy etap w swoim życiu Fandral pomagał jej wyjść z dołka i nikt nie jest
w stanie ani zaprzeczyć ani potwierdzić tego, czy dzielili łoże. Od dłuższego
czasu ich relacje były czysto platoniczne. On nie chciał obowiązku, ona była
zakochana i nie nigdy nie chciała być, bez obrazy, z dziwkarzem. Pomimo
znajomości i zgodności z jej zdaniem, kiedy tylko Loki widział ich razem nie
omieszkał przypominać żołnierzowi, kto w tym przypadku jest ważniejszy dla
śmiertelniczki.
Od
kilku dni wstawała bardzo późno, przez zbyt długie, niechciane czuwanie w nocy.
Nie potrafiła usnąć. Często wybierała się w środku nocy na świeże powietrze,
aby się orzeźwić lub po prostu pomyśleć. Dopiero przed wschodem słońca lądowała
w objęciach Morfeusza. Przepraszała Lokiego za każdym razem, kiedy budziła się
wraz z nim całkowicie zmęczona. Stwierdził, że powinna się wysypiać. Miał
rację, lecz wstawanie bez niego przy boku zdawało się bardzo dołujące.
Tego
dnia jej Bóg był bardzo zajęty, cały czas błądził gdzieś po pałacu, wykonując
różne zadania. Obudziła się dopiero popołudniu, wzięła prysznic i podczas
rozczesywania włosów usłyszała pukanie do drzwi. Nie odpowiedziała, bo myślała,
że ktokolwiek to jest pójdzie sobie, zdając sobie sprawę z tego, iż nie
zastanie w środku Lokiego.
– Wiem, że tam jesteś, kruszynko – usłyszała
stłumiony przez drzwi głos. Otworzyła, witając Fandrala w progu. Wszedł do
środka z ogromnym uśmiechem na ustach.
– Coś się stało? Emanuje od ciebie ekscytacją –
odezwała się, a mężczyzna zachichotał.
– Nie zdradzę ci powodu tej ekscytacji. Nie moja w
tym rola – usiadł na wygodnej, dużej kanapie w saloniku. – Ciągle męczy cię
bezsenność?
– Niestety.
– Nie jesteś w stanie zrobić czegoś z tym…? –
uniósł dłonie i zrobił dziwny ruch palcami, mając na myśli magię.
Powstrzymywała się, aby nie wybuchnąć śmiechem. – Wiesz…
– Choćbym chciała, to nie wiem jak się za to
zabrać – rozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem zaczęli narzekać na
Nathaniela. Teoretycznie nic takiego się nie działo, ale wykorzystywał swojego,
jak go określał, przyjaciela, Lokiego do każdej brudnej roboty, którą nie
chciało mu się zająć. Dziewczyna zdążyła zauważyć, że Kłamca coraz częściej
rozmawia z nią z czystej grzeczności, choć i nie zawsze, dlatego, że jest
wyczerpany ciągłym bieganiem i wyświadczaniem przysług obecnemu władcy.
Tym
razem wrócił wcześniej. Starał się wyglądać normalnie, jak niezmęczony i
niemający dosyć tego dnia Loki. Może większość ludzi to kupiła, ale ona
wiedziała, co się dzieję. Był zdenerwowany i wykończony. Nawet nie spojrzał na
Fandrala, tylko podszedł do niej i ucałował w policzek, po czym udał się do
sypialni. Obdarzyła przyjaciela zmartwionym i smutnym spojrzeniem, a on wstał,
uśmiechnął się do niej i mówiąc, że na pewno wszystko będzie w porządku opuścił
komnaty Lokiego.
Mężczyzna
wiedział, że nie musi długo czekać, aby śmiertelniczka zjawiła się tuż przy
nim, lecz pomimo to miał ogromną ochotę po prostu zasnąć. Weszła do sypialni,
niosąc gorącą, mocną, czarną kawę. Postawiła kubek na stoliku nocnym i
przysiadła na brzegu ogromnego łóżka, gdzie Kłamca leżał. Po chwili poczuł
zapach palonej kawy, roznoszący się po pokoju. Jeden z jego ulubionych napoi.
– Loki… – wyszeptała, zmartwiona. – Co się dzieje?
– Chodź tu – odszepnął, czekając aż wtuli się w
niego i będzie mógł w końcu przez chwilę, bez powodu, trzymać jej drobne ciało
w ramionach. Westchnął głęboko, kiedy oparła głowę o jego klatkę piersiową.
Przymknął oczy i rozkoszował się tą chwilą. – Żałuję, że nie mogę spędzać z
tobą więcej czasu.
– Jesteś zajęty w swoim świecie… Oczywiście byłoby
inaczej gdyby komuś chciało się ruszyć poszanowanie z tego…
– Audrey – przerwał jej. – Proszę…
– Taka jest prawda, Loki. Wykorzystuje cię, a ty
latasz wszędzie, jak posłuszny piesek… nie wystarczy, że odstąpiłeś mu tron?
Jak zawsze tego chciał?
– Nie mogę siedzieć bezczynnie, wiesz o tym. Muszę
coś robić. Doskonale wiesz, jak to naprawdę wygląda. – westchnęła w reakcji na
jego słowa. Prawda była taka, że owszem to Nathaniel zasiadał na tronie, ale
Loki chciał wykonywać wszystkie jego obowiązki. To właśnie on był władcą, nie
ta reprezentacyjna, żebrająca o atencję szmata… jak zwykła go nazywać
śmiertelniczka. – Tak właściwie to dziś zajmowałem się pewną błahostką.
– A cóż to takiego było?
– Organizacja balu.
– Balu?
– Owszem. Co prawda przywykliśmy do uczt, lecz tym
razem trochę elegancji nie zaszkodzi.
– Mam nadzieję, że się uda.
– Nie bez ciebie.
– Słucham? – podniosła się, aby spojrzeć mu w
twarz.
– Uwielbiasz przeróżne imprezy, a Asgard właśnie
stara się zaoferować ci nowe doświadczenie – popatrzyła na niego nieufnie.
Wiedział, o co chciała zapytać. – Tak, Nathaniel też tam będzie, ale pomyśl jak
dobrze…
– Nic z tego. Musisz znaleźć kogoś innego. Dobrze
wiesz, że ledwo wytrzymuję znajdując się z nim w jednym pomieszczeniu przez
więcej niż pięć minut.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Co wcale nie zmienia
faktu, że nie musisz nawet na niego patrzeć. Wystarczy, że coś opóźni nasze
przyjście – zaczął mruczeć, zbliżając usta do jej szyi. – Ominiemy oficjalne
rozpoczęcie. Kolację zjemy tutaj… sami – całował jej delikatną skórę, starając
się ją przekonać. – A jeżeli ktoś zapyta o powód spóźnienia, udamy, że nie
mogliśmy znaleźć odpowiedniego ubioru…
– Albo nagle coś nam wypadnie, jak na przykład odstawienie
mnie do domu… już trochę zbyt długo… – nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ,
kiedy chciała wyswobodzić się z ramion Lokiego ten sprytnie przytrzymał ją i
zwinnie zmienił pozycje ich obojga tak, że to teraz ona leżała nieruchomo, a on
nachylał się nad nią, zbliżając swoją twarz do jej.
– Nigdzie się nie wybierasz, kochanie –
przytrzymywał dłońmi jej nadgarstki.
– Próbujesz mnie przetrzymywać?
– Gdybym chciał, wyglądałoby to zupełnie inaczej –
wymruczał, po czym złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Kiedy jego dłonie
zaczęły błądzić po jej ciele i powoli odsłaniać skrawki jej skóry, a on na
chwilę w delikatnie bolesny, lecz bardzo przyjemny sposób przyssał się do jej
szyi, zrozumiała, że potrafił nią bardzo dobrze manipulować. Zaczęła rozpinać guziki
jego koszuli. Jak już Kłamca zostawił po sobie malinkę i chciał pozbyć się jej
ciuchów, unieruchomiła go za pomocą mocy, którą posiadała, po czym odsunęła i
podniosła się z łóżka. Wzięła łyk jego kawy i dopiero wtedy pozwoliła mu się
ruszać. Uśmiechnął się, widząc jej zalotne spojrzenie i przebiegły uśmieszek,
kiedy wpatrywała się w jego oczy i opierała o stolik nocny. Poruszyła
nieznacznie prawą brwią. – Nie prowokuj mnie.
– Bo co?
– Bo cały pałac może cię usłyszeć.
– Jeszcze nigdy się to nie zdarzyło.
– Owszem, chociaż kiedy mieszkałem z tobą… Twoi
sąsiedzi pewnie mieli niezłą rozrywkę.
– Nie obchodzą mnie ci ludzie…
– A obchodzą cię ci?
– To pałac, Loki! Chyba nie wypada, nie sądzisz?
– Przejdź w dowolnej porze dnia koło komnat
Fandrala – nastąpiła krótka cisza, po czym oboje roześmiali się. Bóg Kłamstw
już w o wiele lepszym humorze, podniósł się i podszedł do niskiej, drobnej
Midgardki. Wziął od niej kubek z jeszcze ciepłą kawą. – Dziękuję – wyszeptał,
po czym złożył pocałunek na jej ustach. Jego palce musnęły jej szyję. Spojrzał
na skórę Audrey i uśmiechnął się. – Teraz jesteś moja – położyła dłoń na jego
odsłoniętej klatce piersiowej, chciała coś powiedzieć, ale jedynie odwróciła
wzrok i udała się do malutkiej kuchni. Doskonale znał jej myśli i wiedział, że
boi się użyć pewnych słów, a tym bardziej nadużywać ich, jak to mają w zwyczaju
śmiertelnicy. Musiał zrobić to pierwszy, żeby miała całkowitą i niezaprzeczalną
pewność, co do jego uczuć.
Poprosił
kogoś z pałacowej kuchni, aby dostarczyli im kolację chwilę przed rozpoczęciem
balu. Zjedli Asgardzkie specjały - nie wnikajmy, co to było, ponieważ większość
tych nazw jest nie do wymówienia i nie do opisania – zastanawiając się nad
kreacjami przeróżnych ludzi. Robili sobie również żarty z zachowania większości
ludu.
Loki
spojrzał na zegar, który poinformował go, że uroczystość trwa od dobrej
godziny. Kobieta zaczęła szukać odpowiedniej sukni, a on skromnego, lecz
jednocześnie idealnego garnituru. Przebrali się, Audrey rozczesała długie,
czerwone loki i postanowiła ich nie spinać. Czarna, dopasowana u góry i zwiewna
od pasa w dół suknia przypadła jej do gustu. Loki był zachwycony, widząc ją tak
elegancką. Nie wydawała się zbyt szczęśliwa. Znał powód.
Zapiął
jej delikatny, srebrny naszyjnik i widząc, że nie jest z nim myślami, odwrócił
ją twarzą do siebie.
– Mogę jeszcze się wycofać? – zapytała cicho z
wątpliwościami w głosie. Założył niesforny kosmyk włosów za jej ucho i spojrzał
jej w oczy.
– Nie przejmuj się nim. Jesteś ponad to. Oboje to
wiemy – przytulił ją do siebie. – A poza tym masz mnie. I Fandral… do pewnego
momentu… Po prostu wyrzuć go z głowy.
– A mogę wyrzucić jego głowę? Najlepiej gdzieś w
kosmiczną pustkę? – uśmiechnął się i ucałował jej włosy.
Dotarli
do ogromnej sali bankietowej, urządzonej w jak najbardziej nowoczesnym stylu.
Muzyka, specyficzna dla tej krainy, roznosiła się w każdy kąt z niesamowitą
głośnością. Ludzie tańczyli, śmiali się, rozmawiali. Była pod wrażeniem. Stoły
z jedzeniem i alkoholem ustawiono w konkretnym sektorze, aby udostępnić jak
najwięcej miejsca do rozrywki. Obserwowała lud, podświadomie szukając
ewentualnej ucieczki.
– Loki! – usłyszeli, tuż za sobą. Dziewczyna cała
się spięła i dyskretnie obdarzyła partnera wściekłym spojrzeniem. – Masz głowę
do organizacji, szkoda, że się spóźniłeś… Witam, moja droga – mężczyzna ujął
jej dłoń i musnął ustami, jak wypadało. Audrey uśmiechnęła się do niego
złośliwie.
– Świetnie, czas zerwać sobie skórę, bo zwykła
dezynfekcja raczej nie pomoże – odpowiedziała, a Loki uścisnął mocno, jej drugą
dłoń. Powstrzymała się od dalszych komentarzy.
– Zadziorna, jak zwykle – rzekł Nathaniel z
uśmiechem na ustach. – Wypijecie ze mną, za wasze szczęście? – Audrey
wypatrzyła Fandrala, który akurat rozmawiał z jedną z seksownych piękności.
Poczuł jej wzrok na sobie i spojrzał w stronę Midgardki. Przeprosił swoją
towarzyszkę i szybko podszedł do tej trójki.
– Wybaczcie, że przeszkadzam… – zaczął, lecz
Nathaniel mu przerwał.
– Nie powinieneś zabawiać swoich dziwek?
– Uczynisz mi ten zaszczyt? – całkowicie
zignorował uwagę króla i poprosił dziewczynę do tańca, która w ułamku sekundy
wylądowała w jego objęciach. Odetchnęła z ulgą dopiero, kiedy znaleźli się z
daleka od Lokiego i Nathaniela.
– Dziękuję – odezwała się, wirując wraz z Bogiem
Wstydu na parkiecie.
– Żołnierze powinni bronić swego władcy… Chociaż
chętnie pozwoliłbym ci wydrapać mu oczy. Swoją drogą, niezła malinka.
Zabawa
trwała w najlepsze. Loki szybko znalazł swoją śmiertelniczkę, rozmawiającą z
czarującym blondynem. Objął ją w talii i pocałował w usta, kiedy tylko się przy
niej znalazł. Przeprosił za nagłe towarzystwo Nathaniela i tym razem był
wdzięczny Fandralowi, że ją stamtąd zabrał. Rozmowa może i nie trwała długo,
ale była dosyć dobitna i na konkretny temat. Nie miał zamiaru dzisiaj przekazywać
złych wieści swojej partnerce. Postanowił zachować pozory i mieć nadzieję, że
nie będzie miała z nim do czynienia sam na sam.
– Kogo to moje piękne oczy widzą? – podszedł do
nich trochę niższy od Fandrala mężczyzna o takim samym kolorze włosów, jak on i
takich samych oczach. Uśmiechał się wesoło. Rozpoznała go niemal od razu. W
przeszłości miała okazję trafiać na Asgardzkich kochanków. Ten tu, był bratem
Fandrala. Aiden. Minęło kilka sekund, a mężczyzna porwał ją do tańca. Loki
doskonale wiedział o wszystkim. Udawał, że nie czuł zazdrości, kiedy ktokolwiek
inny ją dotykał. W jakikolwiek sposób. Rozmawiał przez chwilę z Fandralem, aby
ten nie dopuścił do sytuacji, w której całkiem „niechcący” Nathaniel wpadnie na
Midgardkę.
Około
drugiej nad ranem, kiedy połowa towarzystwa była już mocno wstawiona Audrey
siedziała sama na zewnątrz, w pałacowych ogrodach. Chciała chwili samotności.
Loki spędził z nią zdecydowaną większość wieczoru i była mu za to bardzo
wdzięczna, lecz w pewnej chwili postanowiła zniknąć na kilka minut. Całkiem
zatraciła się w swoich myślach. Nawet nie zauważyła, że ktoś jest w pobliżu.
Ocknęła się dopiero, kiedy jakiś mężczyzna przysiadł się do niej. Kamienna
ławka nie była zbyt wygodna, ale zawsze coś.
– Trafiliśmy na dobrą pogodę – usłyszała głos,
którego tak bardzo nienawidziła. Siedziała w milczeniu. – Loki przekazał ci
wieści? – ciągle brak reakcji. – Oczywiście, że nie. Szkoda, że dowiesz się
tego ode mnie. Mam na oku całą twoją rodzinę odkąd cię poznałem. Dla
bezpieczeństwa, pomimo twojej niechęci do mnie.
– Niechęci… Nieufności… Pogardy… – zaczęła
wyliczać.
– Audrey twoja matka zmarła kilka godzin temu.
– Czas stoi w miejscu, kiedy tutaj jestem. To
niemożliwe.
– Stoi w miejscu dla ciebie. Świat musi dalej
funkcjonować. Wracasz w tej samej chwili, w której go opuściłaś, czyli czas się
cofa. Przykro mi – wstał z ławki i wrócił do środka, zostawiając ją samą.
Kiedy
znalazł się z powrotem w ogromnej sali pochwycił spojrzenie Lokiego i jedyne,
co zrobił to drgnął ramionami bez przejęcia. Kłamca wiedział, co się stało.
Opuścił towarzystwo i pobiegł w stronę ogrodów. Nie potrafił jej znaleźć.
Obszar przeznaczony na ozdobę pałacu był ogromny, a ona mogła pójść wszędzie.
Przeszukał znaczną część wypielęgnowanych zarośli, aż w końcu przypomniał sobie
o drugim wejściu. Musiała przejść gdzieś bokiem i udać się do komnaty. Zjawił
się tam w mgnieniu oka. Zobaczył suknię przewieszoną przez oparcie krzesła i
usłyszał dźwięk lejącej się wody.
Wszedł
do łazienki i zobaczył czerwono-włosą pod prysznicem. Była roztrzęsiona, ale
nie płakała, wiedział to.
– Audrey?
– Wybacz, ale zmęczył mnie ten bal. Świetnie go
zorganizowałeś – podszedł do niej i położył dłoń na jej nagim ramieniu.
– Tak mi przykro… – odwróciła się do niego.
– Nie, Loki. Nie mów tego. Nie chcę teraz
rozmawiać o tej sytuacji. Będę się tym przejmować, jak wrócę do domu. Odwiedzę
ją… ale teraz. To jest czas dla nas. Nic mi tego nie zniszczy – wspięła się na
palce i złączyła ich usta. Przyciągnął ją do siebie. Prawdopodobnie będą o tym
rozmawiać jeszcze tej nocy, lecz teraz wolał zdać się na nią. Niczemu nie
zaprzeczał, bo wiedział, że chciała odwrócić swoją uwagę. Zaczęła rozpinać jego
koszulę, a on zdjął z siebie marynarkę, a po chwili i koszulę. Całował ją
namiętnie i błądził dłońmi po jej ciele, kiedy rozpinała jego spodnie. W końcu
oboje nadzy nie potrafili się od siebie oderwać.
– Jesteś pewna? – wyszeptał, cały mokry. Kiwnęła
głową, po czym wróciła do jego ust. Odwrócił ją plecami do siebie i obdarzając
pocałunkami jej szyję i ramiona, pieścił jej piersi.
– Loki… – wyszeptała, z niepewnością w głosie.
Wiedział, jak to wszystko mogło się dalej potoczyć, dlatego jedną dłoń
przesunął na tył jej głowy i nie minęła sekunda, a dziewczyna była
nieprzytomna. Obiecywał nigdy więcej nie traktować jej magią w ten sposób, lecz
tym razem nie miał wyboru. Zaniósł ją do sypialni, przykrył cienką kołdrą i
zostawił na stoliku nocnym jakąś jego koszulę i jej bieliznę. Sam szybko się
wysuszył i ubrał. Zrobił sobie mocną kawę i usiadł przy jakiejś książce w
salonie, czekając aż się obudzi. Skupił się nad treścią lektury.
Minęło kilka godzin i
tuż przed świtem poczuł ogromne zmęczenie. Udał się do sypialni i widząc
skuloną i ubraną w jego koszulę kobietę, siedzącą na parapecie, wpatrującą się
w okno westchnął. Podszedł do niej, przytulił do siebie i ucałował w czubek
głowy. Nic nie mówiła, nie reagowała.
– Powinnaś odpocząć – szepnął, a ona kiwnęła głową
i położyła się wraz z nim. Wtulona w mężczyznę, rozmyślała dalej. Odczekała
chwilę, a kiedy już prawie zasnął odezwała się.
– Loki?
– Audrey?
– Kocham cię – wyszeptała po długiej chwili ciszy,
a on mocniej przyciągnął ją do siebie.
– Ja ciebie też kocham, od bardzo dawna… –
oprzytomniał. – To bardzo nie odpowiedni moment, ale mam do ciebie pytanie.
– Czy to pytanie składa się z trzech słów? – na
ten konkretny temat była bardzo uprzedzona, ale jednocześnie chciała tego.
– Wyjdziesz za mnie? – wyszeptał, nie spodziewając
się odpowiedzi.
– Tak… Tak, Loki – łzy popłynęły po jej
policzkach, jednocześnie ze wzruszenia i smutku. Obiecał, że jutro z samego
rana wrócą do Midgardu i odwiedzą jej wtedy ciągle żyjącą matkę. W końcu
osobiście go pozna, a ona będzie mogła spędzić z najbliższą sobie osobą czas.
To było piękne *.* Zwłaszcza zakończenie. Pełne emocji, nostalgii i melancholii (nie wiem, czy dobrze to ujęłam, ale te słowa najbardziej cisną mi się na usta (klawiaturę))
OdpowiedzUsuńCałość tego tekstu wydaje mi się słodko-gorzka. Jest miłość i przyjaźń, ale też strata, i doskonale połączyłaś te rzeczy. Niby te pozytywne odczucia przeważają na początku, a negatywne na końcu, jednak podczas czytania odnosiłam wrażenie, że się rownoważą przez cały tekst.
Styl jest spójny i bardzo plastyczny. Opisy są momentami dość wzniosłe, ale pasuje to do miejsca akcji. Jedyne, co mnie trochę ukłuło w oczy to słowa takie jak 'ciuchy' i 'dezynfekcja', które nieco odstają od reszty.
Chyba tyle mogę powiedzieć, pozdrawiam więc gorąco i życzę dużo weny,
Poss :)