Witam ponownie w ten piękny, pierwszy dzień wolny !
W ogóle jestem załamana faktem, że z Thora 2 wycięli tyle scen z Lokim... Damn, muszę kupić płytę, jak tylko wyjdzie, bo.... No same rozumiecie. Na przykład, kiedy Loki krzyczy w celi, bo jest załamany wiadomością o śmierci Friggi, albo no popatrzcie na naszego Psotnika w futrze:
Pragnę tych scen w filmie i w końcu filmu w hd z wszystkimi napisami !
A co do tego rozdziału to poznamy "przyjaźń" Rebeccki i Homera. No i ciągle pozostaje sprawa z samym Homerem... Wrócił do Piekła ? Co tak właściwie się z nim dzieje ?
Nie przeciągając...
Enjoy !
Od
tygodnia bezimienny blondyn przychodził do sali, w której przebywał Homer. Za
każdym razem starał się zadawać mu ból nie do zniesienia, a Rebecca zmuszona
była patrzeć na najmniejszy ruch dłoni tego człowieka. Człowieka? O nie! Człowiek nie mógłby być, aż tak okrutny. Nawet
zwierzę nie potrafiłoby posunąć się, aż tak daleko! To nie jest człowiek. To
potwór. Potwór, który czerpie
przyjemność z zadawania bólu.
Osiemnastolatka była już zmęczona widokiem cierpienia
Homera. I następnego dnia, jakby na jej prośbę do sali, do której była już tak
bardzo uprzedzona, przybyła dwójka zamaskowanych ludzi, znów zawieszając czarną
płachtę na jej ‘okno’.
Szczerze, to nie wiedziała, co o tym myśleć. Z jednej
strony cieszyła się, że jej wzrok odpocznie od cierpień przyjaciela, ale z
drugiej, bała się o niego wtedy, kiedy go nie widziała. Wiedziałam, że będę żałować tego cholernego skoku… Rebecca była zła
na samą siebie, za to, że wtedy nie pomyślała o swoich najbliższych. To znaczy,
owszem pomyślała o ich bezpieczeństwie, więc pierwszą dobra myślą było
odesłanie ich do Piekła. Zapomniała jednak o konsekwencjach. Nie wzięła pod
uwagę możliwości schwytania Homera, jej sąsiada. Najbliższej osoby, nie licząc
jej ojczyma.
Na wojnie osoby nam
najbliższe, są naszą największą słabością, tak zawsze mówił Jack. I chyba miał
rację. Dziewczynę
przeszywał strach i niepewność. Nie miała pojęcia, do czego człowiek, który ich
przetrzymuje, jest w stanie się posunąć. Te uczucia, ten stres, to zmartwienie,
doprowadzały ją do szaleństwa. Bo jak długo można żyć w takim stanie? Jak długo
można funkcjonować w takim napięciu towarzyszącemu, każdemu, najmniejszemu,
niespodziewanemu podmuchowi wiatru? Jak długo? To właśnie nad tymi pytaniami
zastanawiała się, kiedy jej serce biło coraz mocniej z przerażenia, za każdym
razem, gdy zobaczyła blondyna z szaleńczym uśmiechem, wymalowanym na twarzy.
Rebecca
przez parę godzin siedziała, wpatrując się, w czarną płachtę i rozmyślając nad
tym, co mogłoby spotkać Homera albo ją. Jednak po jakimś czasie zrezygnowała z
tego tematu twierdząc, że woli nie zapeszać.
Ludzie w
maskach wrócili do sali szybciej niż ostatnio. A może oszczędzili cierpień Homerowi? Może jednak go wypuścili, albo
gdzieś odesłali…
Przypuszczenia i nadzieje osiemnastolatki legły w
gruzach, kiedy czarna płachta całkiem zniknęła z jej pola widzenia. Zacisnęła
palce na podłokietnikach stalowego krzesła żeby jak najmniej się trząść. W jej
oczach momentalnie pojawiły się łzy strachu. Zamrugała, żeby je odpędzić. Nie
chciała przyjąć do wiadomości widoku Homera, który został pozbawiony koszuli i
był przykuty do stalowego słupka. Tuż za nim stał tajemniczy blondyn. Na jego
twarzy malował się szyderczy uśmiech, a w ręku trzymał nieciekawie wyglądający
bicz.
Rebecca wyprostowała się widząc, że na nią patrzy.
Przyjęła kamienny wyraz twarzy. Zdawała sobie sprawę z tego, że wcześniej mógł
zauważyć jej pierwszą reakcję… Nie. Nie
mógł. Tylko musiał. Przecież stał tam od samego początku wlepiając we mnie te
swoje gały i obserwując moje zachowanie. Cudownie!
-No dobrze, po ostatnim razie widzę, że nasz przyjaciel
cierpi na chorobę, przez którą jego krew nie krzepnie.
Nie odpowiedziała na to, tylko pustym wzrokiem
wpatrywała się w niego. Uśmiechnął się jeszcze bardziej zadowolony.
-Świetnie! W takim razie możemy zaczynać.
Powiedział i skierował pierwszy cios w plecy mulata. Homer
zacisnął zęby, zamknął oczy i napiął mięśnie.
Serce Rebeccki przyspieszyło i jednocześnie zabolało.
Znała go od dzieciństwa, spędzali ze sobą każdą wolną minutę. A teraz, zamiast
mu pomóc, mogła tylko siedzieć i patrzeć. Nie miała wpływu na czyny blondyna.
Kolejny cios.
Przypomniało się jej, jak siedziała
w kuchni z Homerem. Była szósta rano. Lipiec, więc słońce wcześniej wschodziło,
a jego promienie wpadały do pomieszczenia, przez duże okna. Pili kawę i
rozmawiali o tym, jak to dobrze byłoby mieszkać w jakimś dużym mieście, mieć
stałą pracę, a wieczorami tylko czytać książki, popijając gorącą herbatę.
Marzyli o tym od zawsze. Jak tylko
skończymy studia, wyjedziemy do Sydney, wynajmiemy mieszkanie. Tak wtedy
powiedział Homer, odkładając kubek po kawie do zlewu.
Następne uderzenie.
Leżeli na ogromnych belach siana,
wpatrując się w błękitne niebo, po którym co jakiś czas przepływał biały obłok.
Lato kończyło się, a dnie stawały się coraz krótsze. Na chwilę oboje przysnęli,
wygrzewając się w promieniach słońca. Obudziła ich wilgoć, którą poczuli na
twarzach. Zerwali się na równe nogi, a kilka sekund później spadały na nich
litry deszczówki. Ulewa trwała, a oni zamiast uciekać pod najbliższy dach,
biegali po mokrej trawie, śmiejąc się i śpiewając. Wrócili do domów
przemoknięci do suchej nitki, a następnego dnia leżeli w łóżkach z katarem i
toną chusteczek walających się wokół. Rozmawiali przez telefony, nie żałując
niczego.
I kolejne smagnięcie bata.
Koncert Florence and The Machine, na
który wygrali bilety. Oboje gustowali, w zupełnie innym gatunku muzyki, ale
uznali, że pójdą, bo może być fajnie. Posłuchali kilku piosenek, zapamiętując
te, które brzmiały najlepiej. Ostatnie pół godziny przesiedzieli przed
stadionem, gdzie odbywał się koncert. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie
podeszła do nich grupka upitych szesnastolatków. Jeden z nich rozpoczął bójkę z
Homerem, a dwóch pozostałych głośno zastanawiała się, co mają zrobić z Rebeccą.
Kiedy jeden z nich ośmielił się ją dotknąć bez wahania wymierzyła cios pięścią
w miejsce tuż pod żebrami. Chłopak zgiął się wpół, więc przytrzymując go za
ramiona uderzyła kolanem w jego nos. Odchylił głowę w wyniku zadanego ciosu, a
kiedy puściła ramiona szesnastolatka, ten upadł na ziemię i z krwawiącym nosem
zaczął się wycofywać. W międzyczasie, ktoś musiał zadzwonić po policję, bo
chwilę później Rebecca i Homer wylądowali na posterunku tłumacząc, że tylko się
bronili. Policjanci zadzwonili po Jack’a i matkę mulata. Przyjechali w
przeciągu trzydziestu minut. Oczywiście i Homer i Rebecca zostali uziemieni na
dwa tygodnie przez to zajście. Ale Jack i matka Homera wierzyli w ich wersję
zdarzeń. Kiedy spotkali się dwa tygodnie później, wszyscy śmiali się z tego
zdarzenia. Łącznie z Homerem i Rebeccą.
Następny cios.
Kuchnia w
domu Homera. Rebecca, Grace i on robili jakieś ciasto. Na jednym z blatów stało
grające radio. Rebecca zauważyła, że masa, którą ugniatał Homer zaczynała kleić
się do drewnianej stolnicy. Wzięła kubek mąki i chciała posypać nią ciasto.
Kiedy naczynie już znajdowało się nad masą, dziewczynie zakręciło w nosie,
przez co kichnęła, tym samym „wysypując” mąkę wprost na twarz Homera. Grace
widząc minę chłopaka wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, a mulat spokojnie
podszedł do wiadra, w którym znajdowała się mąka. Homer… Dobrze wiesz, że to było niechcący… Nawet nie… mówiła
Rebecca widzą, jak jej sąsiad nabiera garść mąki i rzuca w nią i w Grace. Dziewczyny
zjednoczyły siły przeciwko Homerowi i rzucały w niego tym, co miały pod ręką.
Po jakimś czasie do kuchni weszła matka Homera. Jej oczom ukazał się widok syna
obrzuconego jajkami, proszkiem do pieczenia i suchą galaretką. No i przy
okazji, po całym pomieszczeniu, w którym przebywali walały się składniki
przeznaczone do ciasta. Pani Neasby od razu wyrzuciła ich przez tyle drzwi do
ogrodu, żeby opłukali się deszczówką. Od tamtego czasu mieli zakaz przebywania
w jej kuchni.
Znów dźwięk bata obijającego się o plecy Homera.
Tym razem bardziej zabolało. Osiemnastolatka widziała,
że jej przyjaciel ma dosyć. W przeciwieństwie do jego pleców. O ile można tak
powiedzieć. Zauważyła, że nie powstała na nich najmniejsza rana. Przyjrzała się
dokładnie. Na plecach mulata widniały ogromne, różnokolorowe śnice. Krwiaki. Przeniosła wzrok na jego twarz.
Z oczów chłopaka zamiast łez wypływała krew. Krwotok wewnętrzny… Po prostu wspaniale! Ten palant za niedługo całkiem
go wykończy.
Wzrok Rebeccki przeniósł się na bat. Na jego końcach
zamiast ostrych krawędzi umieszczono kule. Ciemne, ciężkie kule. Nie były
przystosowane do rozrywania skóry, tylko do wyrządzania szkód wewnątrz ciała.
Nawet nie zauważyła, kiedy łzy zaczęły spływać po jej
policzkach.
-Wystarczy. Powiem ci wszystko, ale puść go wolno!
Blondyn wstrzymał się przed zadaniem kolejnego ciosu i
z tryumfalnym uśmiechem spojrzał jej prosto w oczy. Mimo odległości dzielącej
tą dwójkę, Rebecca miała wrażenia jakby jego zielone tęczówki były w stanie
dostrzec najmniejszy zakamarek jej duszy. Mimo to nie spuściła wzroku i czekała
na jego odpowiedź.
-Dlaczego miałby go wypuścić? Po tym wszystkim, co
tutaj usłyszał, zasługuję jedynie na śmierć, żeby nie wypaplać tego wszystkiego
byle, komu.
-Odpowiem ci na wszystko, ale niech on już nie cierpi.
-Cierpieć? On cierpi?
Blondyn pokręcił głową, w taki sposób, jakby nie
wierzył w to, co słyszy. Odrzucił bat, gdzieś w kąt, po czym zrobił dwa kroki
na przód i rozpłynął się w powietrzu.
-Wy śmiertelnicy, nie macie najmniejszego pojęcia o
cierpieniu.
Rebecca usłyszała przesycony nienawiścią, głęboki głos
tuż przy swoim uchu. Na ten dźwięk, z przerażenia podskoczyła na stalowym
krześle. Jej serce znów przyspieszyło obijając się o mostek. Jej dłonie zaczęły
jeszcze bardziej drżeć. Straciła panowanie nad swoim oddechem, który stał się
płytki i nierównomierny.
Blondyn przemieścił się tuż przed
nią i oparł swoje dłonie na jej nadgarstkach. Ujrzała jego piękną twarz, w
pełni poważną.
-Chcesz wiedzieć, co to ból? To całe „zło”, które
przytrafiło ci się w życiu, połączone w jedno wydarzenie, nie jest w stanie
odzwierciedlić nawet, w jednej trzeciej uczucia prawdziwego cierpienia.
Zastanowił się przez chwilę, po czym dodał z uśmiechem:
-Ale to już tak.
Teraz oprócz zimna jego dłoni, poczuła jakby jej kości
łamały się w niewyobrażalnym tempie. Najgwałtowniej i jak najbardziej boleśnie.
Jakby nagle wszystkie pękały i zaczęły się przemieszczać po całym jej ciele,
przebijając skórę i każdy napotkany mięsień. Zacisnęła zęby jeszcze bardziej
żeby tylko nie krzyczeć.
Wtedy, podczas tortur Homera, pokazała mu swoje łzy
pierwszy i ostatni raz. To była forma słabości, której nie chciała okazywać. A
teraz pojęcie bólu, którego odczuwała przez całe życie straciło sens.
To, co czuła teraz przekraczało jej najśmielsze
oczekiwania. Odruchowo spojrzała na swój nadgarstek, w miejsce, w którym
spoczęła dłoń blondyna. Jeszcze mocniej wbiła palce w podłokietniki krzesła.
Spod jego palców wypływały czarne linie, podobne do żył i orały jej skórę
boleśniej od tępego narzędzia, którym zwykł to robić zielonooki.
Nie chciała krzyczeć, nie chciała płakać, nie przy nim
i nie z bólu. Przed oczami zaczęły pojawiać jej się ciemne plamy.
Kiedy
„żyły” dotarły do jej ramion, blondyn odsunął się, a osiemnastolatka odchyliła
głowę tak, żeby opierała się na oparciu krzesła. W miejscach, gdzie blondyn
trzymał dłonie pozostały siniaki, a czarne linie nie znikały.
-To dopiero mała cząstka tego, co ja nazywam bólem.
Powiedział, po czym opuścił salę twierdząc, że na
dzisiaj wystarczy. Usłyszała zamykane drzwi i dopiero wtedy odetchnęła.
Grace
zauważyła, że, od kiedy Homer wrócił do Piekła stał się jakiś cichszy i
bardziej zamknięty w sobie. Tak, jak nie
on… Co się z tobą dzieje, Neasby? Oczywiście brała pod uwagę to, że
wiadomość, którą przyniósł ze sobą do Piekła tydzień temu, mogła go przybić. I
to bardzo, ale według Grace, powinien też myśleć o reszcie swoich przyjaciół.
Pewnego dnia popołudniu siedział samotnie na dużym
kamieniu, na którym Grace widziała go zanim wyruszył do bazy wojskowej. Był tak
zamyślony, że nie usłyszał zbliżającej się dziewczyny. Bez ostrzeżenia, nie
odzywając się położyła dłoń na ramieniu przyjaciela. Zaskoczony mulat odruchowo
chwycił ją za nadgarstek, przyciągnął do siebie tak, żeby była zwrócona do
niego twarzą i przystawił naostrzony nóż do jej szyi.
Przerażona dziewczyna nie odważyła się poruszyć. Jej
serce przyspieszyło, a oddech stał się płytki. Popatrzyła mu w oczy i zaczęła
powoli i spokojnie mówić:
-Homer. To tylko ja. Grace. Pamiętasz?
Chłopak schował nóż, po czym wybełkotał krótkie „sorry”
i odwrócił się plecami do dziewczyny. Ale ona nie miała zamiaru, tak szybko
rezygnować z tej rozmowy.
-Homer, rozumiem, że jest ci ciężko. Tak, jak nam
wszystkim, ale nie możesz zadręczać się tą myślą całymi dniami. Posłuchaj, my
też jesteśmy twoimi przyjaciółmi, a ostatnio zachowujesz się tak, jakbyś był
tutaj sam. Dlaczego po prostu z nami nie porozmawiasz?
-W, czym przeszkadza ci moje milczenie?
-W niczym, ale… Zmieniłeś się i to nie do poznania.
-Cóż, może uznałem, że czas w końcu dorosnąć i zacząć
brać na poważnie sytuację, w której się znaleźliśmy.
-No dobrze, niech będzie, ale nie zostawiaj nas na
lodzie. Nie tylko ciebie obchodziło jej życie i nie tylko ciebie zdołowała ta
wiadomość.
Głos zaczął jej się chwiać i poczuła łzy w oczach.
Wtedy Homer odwrócił się do Grace i spojrzał jej prosto w oczy.
-Jaka wiadomość? Śmiało! Powiedz to na głos. Może w
końcu to do ciebie dotrze.
-O, co ci chodzi?!
-Od, kiedy wróciłem do Piekła, ani razu nie
wypowiedziałaś słowa „śmierć” i zawsze unikałaś tego tematu. Dlaczego?
Grace nie wytrzymała jego spojrzenia pełnego
nienawiści. Odwróciła się i już chciała odejść, kiedy usłyszała ostatnie zdanie
mulata:
-I znowu uciekasz od tego tematu…
Zatrzymała się, zacisnęła pięści, znów odwróciła w jego
stronę i wykrzyczała mu prosto, w twarz:
-Tak, uciekałam od tego tematu, ponieważ była też moją
przyjaciółką! I tak się składa, że nie tylko ty za nią tęsknisz! Pamiętasz
ostatnie słowa, które nam powiedziała? Że spotkamy się w Piekle! Może
niekoniecznie miała na myśli to miejsce? Może wzięła pod uwagę tą opcję, że nie
wróci? Pomyśl czasem, zanim zadasz jakieś głupie pytanie!
Nie odpowiedział. Odwrócił się do niej plecami, żeby
nie widziała jego triumfalnego uśmiechu. Że
spotkamy się w Piekle? Teraz, dzięki mnie na pewno. Pomyślał ostrząc
kolejny nóż.
Dopiero godzinę po wyjściu blondyna,
serce Rebeccki całkowicie się opanowało. Spojrzała na swojego sąsiada
przebywającego w sali naprzeciwko. W miarę możliwości udało mu się otrzeć
krwawe łzy. Siedział w miejscu i opierając czoło o słupek wpatrywał się w
podłogę.
-O, czym
myślisz?
Zapytała
słabym głosem, z nadzieją, że jednak ją usłyszy. Odwrócił się w stronę Rebeccki
i tak samo cichym, ale zrozumiałym głosem odpowiedział:
-O tym, jak
to krzesło, na którym siedzisz, jest wygodne w porównaniu z moim miejscem.
-A tak na
serio?
-Wiesz, on
może nas usłyszeć…
-Nie
obchodzi mnie to. Możemy go nazwać Pan Żyła?
-Patrząc na
twoje ręce, może lepiej Czarna Żyła?
-Okey, więc
mogę się założyć, że Czarna Żyła na pewno nas nie obserwuję. Widziałam, że też
miał dosyć, jak na dzisiaj. Więc… O, czym myślisz?
-O nich. Co
jeżeli stwierdzą, że nie żyjemy?
-Przynajmniej
nie będą próbowali nas uwolnić.
-A
przydałoby się…
-Homer, to
nasi przyjaciele. Nigdy, w życiu nie pozwoliłabym im narażać życia, żeby tylko
jakoś mi pomogli.
-Tak, wiem,
ale… Becca spójrz naszą sytuację. Z każdej pieprzonej perspektywy mamy
przerąbane. Przydałaby nam się pomoc.
-Tak, ale
nie bezpośrednio od nich!
Zapadła
cisza. Homer wiedział, że dziewczyna ma rację. Również nie chciał, żeby ich
przyjaciele narażali swoje życia, bo chcieli im pomóc.
Nie chciał
o tym myśleć, więc zamiast zapeszać przyjrzał się bliżej „żyłom” wymalowanym,
na rękach osiemnastolatki.
-Rebecca?
Co on ci zrobił?
-Nic. To
tylko jakieś ślady… Wszystko w porządku.
-Właśnie
nic nie jest w porządku! Czym zasłużyliśmy sobie na taki los?
-Głupotą?
-Zabiję
tego sukinsyna…
-Ustaw się
w kolejce, byłam pierwsza.
Homer
zamyślił się przez chwilę, po czym zmarszczył brwi i zapytał:
-Czekaj…
Jaką głupotą?
-Żadną,
Homer. Tak po prostu zgłosiliśmy się na ochotników, żeby zobaczyć jak będzie,
nie pamiętasz?
Mulat
westchnął, na dźwięk jej sarkastycznego tonu. Wiedział, że popełnili ten sam
błąd. Chwilowy brak czujności, rozproszenie, coś, co nie przydaje się w takich
sytuacjach.
Rebecca
dopiero teraz zdała sobie sprawę, z tego, że jest zła na Homera. I to bardzo.
-Tak w
ogóle, to po cholerę zgrywałeś bohatera i próbowałeś się tutaj dostać?
Przerwała
panującą wokół ciszę. Zaskoczyła go tym pytaniem. Przez moment nie wiedział, co
odpowiedzieć, ale w końcu coś mu przyszło do głowy, a mianowicie – prawda.
-Martwiłem
się o ciebie…
-Trzeba
było siedzieć, na miejscu i czekać, tak jak mówiłam.
-Może
miałbym cię tutaj zostawić, co? Mów mi dalej, co mam robić, mamo.
-Gdybyś
mnie posłuchał i zostawił tutaj samą, teraz nie cierpiałbyś z mojego powodu!
-Skąd
wiesz, że chodzi akurat o ciebie?!
-To, jak
inaczej to wyjaśnisz? O! Akurat przechodziłem niedaleko i pomyślałem, że mogę
wpaść do bazy. Ojej! Zapomniałem, że została zajęta, przez jakichś idealnie
uzbrojonych ludzi, którzy w każdej chwili mogą zrobić ze mnie chodzący,
dziurawy, żółty ser!
-A, co ty
sobie myślałaś wyskakując z auta? Że po prostu zobaczysz, co się tu dzieje i
wrócisz? Bo to nam powiedziałaś! Że wrócisz! W trzy dni! Dałem ci więcej niż
tydzień i przyszedłem tutaj, bo miałem nadzieję, że ciągle żyjesz, ale nie
możesz uciec!
Znów
zapanowała pomiędzy nimi cisza. Oczywiście, to nie byłoby normalne, gdyby w
ogóle się nie kłócili, ale tym razem poszło o ich własne bezpieczeństwo.
-Wróciłem,
bo się martwiłem.
Dodał
Homer, teraz już spokojnym głosem. Rebecca wiedziała, że mówi prawdę. Wiedział
też, że boi się coraz bardziej z minuty na minutę. Straciła kontrolę nad coraz
mocniej trzęsącymi się dłońmi.
-Nie damy
rady.
Powiedziała
bardzo cicho nawet nie patrząc na przyjaciela. Miała nadzieję, że jednak to
zignoruje i pomyśli, że gada do siebie. Ale
przecież to Homer…
-O, czym ty
mówisz?! Musimy dać radę. Musimy przeżyć. Musimy stąd uciec.
-Jak?! Stąd
się nie da uciec! Dobrze o tym wiesz!
Jej głos
chwiał się coraz bardziej, ale wiedział, że przed Homerem nie musi ukrywać
tego, co naprawdę czuje. Mówiła dalej:
-Nawet
gdyby, jakimś cudem udałoby nam się wyłamać z tych sali to, co później? Kiedy
Żyła wchodzi sobie tutaj tak beztrosko, mam wrażenie jakby moje serce miałby
wyskoczyć na zewnątrz ze strachu! Drżących dłoni nie mogę się pozbyć już od
ponad dwóch tygodni. Co bym zrobiła, gdybyśmy spotkali go, po drodze do tylnych
drzwi? Co wtedy, Homer?!
-Nie wiem!
Ale myślisz, że jest mi miło patrzeć, jak się na tobie wyżywa?
-Wiesz, z
tego, co zauważyłam ostatnio wyżywał się na tobie.
-To może
spójrz na swoje ręce. Widziałem, jak próbujesz zrobić wszystko żeby tylko nie
krzyczeć. Nie chciałaś dać mu satysfakcji, że cierpisz jeszcze bardziej niż
oczekiwałaś, że będziesz.
Kolejna
chwila ciszy. Jedno było pewne: jak na tę chwilę, nie mieli najmniejszych szans
na przeżycie. Rebeccę ciągle zastanawiało, czy Czarna Żyła przetrzymuje ją i
Homera, ponieważ akurat byli w pobliżu, czy dlatego, że muszą odegrać swoją
rolę, w jego wielkim, nikomu nieznanym planie?
-Gdybym
mogła cofnąć czas, nie wyskoczyłabym, z tego durnego auta.
-Gdybym
mógł cofnąć czas, nie pozwoliłbym ci wyskoczyć, z tego durnego auta.
-Dzięki.
Uśmiechnęli
się do siebie, z nadzieją, że Czarnej Żyle znudzi się torturowanie ich. A jak już ma zamiar nas zabić, to niech
zrobi, to szybko. Tak byłoby najlepiej. Z tą myślą Rebecca trwała przez
kilka godzin, lecz zrezygnowała z niej, ciągle przyglądając się żyłom podobnym
śladom na swoich rękach.